Józef Kajfosz: „Przed nami cel”



14

Rozsądek i trzeźwość


Słowo Boże na wielu miejscach wzywa do trzeźwości, opanowania i rozwagi, a ostrzega i piętnuje pochopność, niestateczność, nierozważność.[278] Najróżniejsze ujemne cechy, przejawiające się w niezliczonych postaciach, zarówno w drobnych, jak i w znaczących incydentach życia, podciąga Słowo Boże pod wspólny mianownik, nazywając je głupotą. Głupimi są zarówno ci, którzy dochodzą do wniosku, że nie ma Boga, jak i ci, którzy odpowiadają bez namysłu, którzy gardzą napomnieniem, którzy są przewrotni, pyszni, zarozumiali, podobają się sami sobie, spoufalają się z Bogiem i wiele, wiele innych.[279] Rozsądek czyli praktyczna mądrość życiowa to ważny przedmiot w Bożej szkole, jakże często przeoczany i zaniedbywany. Przeoczenia te i zaniedbania, gdy chodzi o Kościół, powodują, że jego wygląd i świadectwo nie lśni takim blaskiem, jak powinno. Trochę głupstwa oszpeca mądrych tak, jak muchy obniżają wartość drogocennej maści.[280] Jeśli członki ciała Chrystusowego przez przeoczenie lub zaniedbanie nie uczą się zasad Bożej mądrości w praktycznym życiu, ich postępowanie nacechowane będzie prostactwem i przejawami głupoty, które obniżać będą wartość ich świadectwa i pozbawiać będą Kościół Bożej chwały.

Tej niepotrzebnej szkody można uniknąć, poświęcając praktycznej mądrości należytą uwagę. Należytą, to znaczy taką, jaką poświęca jej Słowo Boże. Przykłady życia Bożych ludzi, zarówno Starego jak i Nowego Testamentu, zawierają ogromną ilość materiału, z którego można się uczyć właściwego postępowania. Postępowanie tych ludzi wcale nie zawsze było właściwe, lecz uczyć można się też z przykładów negatywnych, obserwując skutki negatywnych posunięć. Prócz tych przykładów zaś jest cała księga biblijna, zawierająca nieocenioną skarbnicę zasad praktycznej mądrości: Księga przysłów czyli Przypowieści Salomona. Mają one szerokie zastosowanie w życiu powszednim, doczesnym, materialnym, lecz prawie w całości mają również zastosowanie w życiu duchowym. Wszystkie zawarte tam wskazówki służą wraz z innymi Pismami do tego, „… aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany”.[281]

Żyjemy w czasie rozwiązłości, kiedy wszelkie autorytety i wszelkie utarte i wżyte normy i zasady postępowania są podważane, lekceważone i odrzucane. Uwagi i wskazówki starszych traktowane są z niechęcią i pogardą. Jest to jeden z typowych przejawów rozkładu moralnego, charakterystycznego dla czasów ostatecznych. Pracowicie zdobywana przez wiele wieków praktyczna mądrość ulega na skutek tego dewastacji, co powoduje, że społeczeństwo stacza się w stronę głupoty, a dalszym następstwem tego jest pogłębiający się rozkład moralny, społeczny, gospodarczy. Szczegółem bardzo charakterystycznym w tym stanie rzeczy jest to, że kiedy człowiek świecki (to znaczy nieodrodzony, choćby nawet uważał się za chrześcijanina) otworzy Przypowieści Salomona i przeczyta jakiś werset, najczęściej jego reakcją bywa wybuch śmiechu. Zawarte tam myśli i zdania traktuje jak rozrywkę. Myśl, że miałby to traktować na serio i stosować w życiu, jest mu zupełnie obca. Mimo woli przypomina się w związku z tym przypowieść Jezusa o perłach, rzucanych przed świnie.[282]

W tym okresie dekadencji obyczajowej jest rzeczą szczególnie ważną, aby Kościół uczył się Bożej mądrości praktycznej, aby stał na straży odwiecznych wartości moralnych, tak szybko zanikających w reszcie społeczeństwa. Boża mądrość zaprasza wszystkich na ucztę, oferując życie.[283] Kto jak nie Kościół powinien być ośrodkiem tej mądrości, miejscem, gdzie będzie ona doceniana, znana, nauczana i stosowana? Niestety jednak ani w tej dziedzinie sytuacja nie przedstawia się różowo. I w tej dziedzinie Kościół raz po raz pogrąża się w odstępstwie. Pod naporem modnych trendów z tego świata także i w Kościele burzone są autorytety, także i tutaj podważane są i kwestionowane odwieczne Boże zasady postępowania. Nauka Balaama i gusła Izebel, lansowane przez nikolaitów, nieodrodzonych, „pierwszych lepszych z ludu” na stanowiskach kościelnych powodują, że wiele z tych społecznych przejawów upadku obyczajowego przejawia się także na terenie Kościoła. Wychowankowie żurnali, kin i telewizji mimo woli przenoszą zdobyte tam nauki do Kościoła.

Słowo Boże uczy szacunku dla starszych. Przed starszym należy powstać. Kiedy mówi starszy, młodsi winni zamykać usta.[284] Doświadczenie starszych jest nieocenionym dobrem Kościoła, które winno być przekazywane następnym pokoleniom. Kościoły w odstępstwie cechuje często między innymi to, że starszych wyeliminowano zupełnie ze współudziału w decydowaniu o sprawach Kościoła. Są oni pilnowani, by czasem nie zabierali niepożądanego głosu, ograniczani w usłudze. Zajmują ostatnie ławki i milczą. Biblijne urzędy „starszych” piastują młodzieńcy. Czasami, kiedy starsi utrzymują się przy władzy, zbuntowana „młodzież” doprowadza do rozłamu, albo też czeka niecierpliwie, aż starzy poumierają. Jakiekolwiek byłoby podłoże takich stosunków, świadczą one o nieumiejętności współżycia, braku dojrzałości i trzeźwości we wzajemnym obcowaniu i wystawiają świadectwo ubóstwa duchowego środowisku, gdzie mają one miejsce.

W stosunkach świeckich egoistyczne ambicje są powodem zdecydowanie negatywnego stosunku do napominania, strofowania, karcenia itp., ponieważ napominany, strofowany czy karcony czuje się zaatakowany i poniżony. Także i ten współczesny świecki trend, całkowicie sprzeczny z życiem Bożym, panoszy się na terenie Kościoła. W królestwie Bożym przeciwnie, napominanie, strofowanie czy karcenie są artykułami niezmiernie wartościowymi i pożądanymi, gdyż umożliwiają postęp duchowy. Mądrość Boża bardzo dobitnie podkreśla ich znaczenie.[285] Zdrowy Kościół winien korzystać z tych środków w obfitości. Odruchowe świeckie „nie pouczaj mnie” świadczy o duchowej głupocie członków i pracowników Kościoła. Atmosfera obłudnych komplementów i zamykania oczu na przykrą prawdę jest oznaką zaawansowanego odstępstwa Kościoła i jego głębokiego schorzenia.

Najlepszym sprawdzianem stopnia dojrzałości w postępowaniu są sprawy sporne w Kościele. W praktycznym życiu Kościoła występują często najróżniejsze zagadnienia, w których przejawiają się różnice zdań członków i pracowników Kościoła. Sposób ich rozstrzygania, tryb szukania i znajdowania porozumienia, sposób dyskusji, postawa tych, którzy nie zgadzają się z podjętą decyzją, stosunek do ludzi o odmiennym zapatrywaniu na daną sprawę, wzajemne stosunki ludzi o różnych przekonaniach w szczegółach doktrynalnych, w zasadach postępowania, w koncepcji prowadzenia pracy — to wszystko wystawia na próbę dojrzałość i ujawnia stopień rozsądku i trzeźwości w funkcjonowaniu Kościoła. Niestety, obserwuje się na tym polu rzeczy smutne, a zarazam śmieszne. Kłótliwość, czupurność, zacietrzewienie, upieranie się przy własnym zdaniu, ograniczanie wypowiedzi innych, brak gotowości rozważenia ich argumentów, bezkrytyczność w stosunku do własnego zdania, lekceważenie ludzi o odmiennym zdaniu, a nawet pomawianie ich, osądzanie i podkopywanie ich autorytetu, najróżniejsze machinacje i manipulacje celem postawienia na swoim, ukrywanie faktów, nieszczerość i obłuda w argumentacji, stosowanie podstępnych chwytów i wybiegów, długotrwałe urazy, obraźliwość, zrywanie współpracy, naruszanie wspólnoty i wiele tym podobnych świadczy o bardzo niskim stopniu kultury wzajemnego obcowania w Kościele. Wszystko to oczywiście niszczy wspólnotę i odbija się bardzo ujemnie na poziomie duchowym i wynikach pracy. Są to zjawiska, które hańbią Kościół i jego członki, gdyż świadczą o nieznajomości zasad współżycia, nieumiejętności ich stosowania, albo po prostu o całkowitym niedbalstwie i braku zrozumienia dla tego typu zagadnień. Stosowane nieraz celem uniknięcia tych zjawisk „rządy silnej ręki” nie są z pewnością rozwiązaniem biblijnym. Eliminują wprawdzie do czasu niszczące skutki potencjalnych kłótni i sporów, lecz nie usuwają wcale ich podłoża — nie podnoszą poziomu kultury wzajemnego obcowania z sobą, nie uczą wierzących rozsądku i trzeźwości. Zarówno waśnie, jak i ich tłumienie środkami dyktatorskimi świadczą o braku rozsądku i trzeźwości w Kościele, o braku praktycznej Bożej mądrości i umiejętności jej stosowania w życiu Kościoła.

Mądrość Boża, zawarta w Słowie Bożym, zawiera wszelkie niezbędne elementy do tego, by rozwiązywanie nawet najtrudniejszych problemów Kościoła przebiegać mogło sprawnie i bez wielkich wstrząsów. Kościół kroczący drogą odnowy nie zamyka oczu na te sprawy, nie unika spornych kwestii, lecz rozwiązuje je w sposób Boży. W tym celu poszukuje Bożych sposobów i środków, odkrywa je, uczy się ich stosowania i stosuje w swojej praktyce. Nawet najdrażliwsze sprawy mogą zostać rozwiązane w sposób biblijny, dogłębnie a przy tym spokojnie. Nawet najgłębsze różnice zdań mogą być potraktowane w sposób braterski, rzeczowy i trzeźwy, unikający naruszania wspólnoty i nie zagrażający wynikom prowadzonej pracy. Cechą zdrowego Kościoła jest znajomość biblijnej kultury prowadzenia sporów i umiejętność jej stosowania, co zapewnia Kościołowi równowagę i odporność na najróżniejsze wstrząsy wewnętrzne. Wrogość, spór, knowania i waśnie to uczynki ciała, których obecność w Kościele jest tragicznym nieporozumieniem.[286]

Skoro już jesteśmy przy tym temacie, przyjrzyjmy się trochę podziałom. Jeśli istnieje różnica zdań w danej sprawie, znaczy to, że któraś strona się myli. Aby problem rozwiązać, należy spokojnie rozważyć oba stanowiska i wspólnymi siłami dojść do prawdy, która jest w interesie Kościoła i obu stron. Nic nie stoi temu obiektywnie na przeszkodzie prócz głupoty co najmniej jednej, a najczęściej obu stron. Głupota polega na tym, że przyjmuje się za pewnik własną nieomylność, albo też na tym, że postawienie na swoim stawia się wyżej niż dojście do prawdy. Przed dyskusją strony miałyby więc ustalić, czy chodzi im o prawdę, czy też o własne zwycięstwo, oraz czy dopuszczają możliwość własnej pomyłki i są gotowe swoje zdanie w obliczu prawdy skorygować. Jeśli warunki te nie są spełnione, dyskusja nie ma żadnego sensu.

Załóżmy jednak, że wszelkie dyskusje okazały się bezskuteczne i mimo obustronnej woli dojścia do prawdy różnica zdań pozostała. Głupotą większą jeszcze od poprzednich jest niewzruszona pewność, że od tej chwili obie strony muszą tworzyć dwa odrębne „kościoły”, gdyż ich współżycie w ramach jednego jest niemożliwością. Jeśli w tej sytuacji diabeł podsunie dalszą kwestię sporną, wierzący każdej z tych grup podzielą się znowu na dwoje, będą więc odłamy cztery. Dalszy problem sporny powiększy ich liczbę do ośmiu. Kierując się dalej takimi zasadami wierzący stwierdzą, że kwestii spornych wystarcza na to, aby każdy z nich mógł mieć swój własny „kościół” o odrębnej doktrynie, różnej przynajmniej w jednym punkcie od wszystkich innych. Okazuje się, że już przy 33 punktach spornych, dających podstawę do różnicy zdań, można utworzyć ponad 8 miliardów różnych „kościołów”, czyli aż za wiele na to, aby każdy mieszkaniec kuli ziemskiej miał swój własny.

Nie jest to bynajmniej wesołe. Jednym z uczynków ciała jest odszczepieństwo. Ci, którzy te rzeczy czynią, królestwa Bożego nie odziedziczą.[287] Zrywanie wspólnoty dzieci Bożych na podstawie dzielących ich przekonań jest szczytem cielesności i głupoty. Niestety, taką odziedziczyliśmy po swych przodkach tradycję. Interes Kościoła i nasz własny wymaga, abyśmy się z tego haniebnego odurzenia diabelskiego bez zwłoki wydostali. Kościół Chrystusowy jest jeden. Nigdy nie było ani nie będzie ich więcej. Ten jeden Kościół obejmuje wszystkich zrodzonych z Ducha, żyjących nowym, Bożym życiem. Niszczenie go przez podziały, separowanie się i obrzucanie innych epitetami jest nie tylko objawem głupoty, lecz świadczy o całkowitym braku trzeźwości i rozsądku, o ciężkiej chorobie duchowej. Pozwólmy Chrystusowi, by nas z niej uzdrowił.

Są rzeczy istotne i w tych potrzebna jest jedność. Są to rzeczy wyraźnie i jednoznacznie sprecyzowane jako takie przez Słowo Boże. We wszystkich innych, w granicach Słowa, dopuszczalna, a nawet konieczna jest pewna swoboda. Istotą odszczepieństwa jest forsowanie „jedności” w sprawach wątpliwych, niejednoznacznych. Można tego uniknąć, kierując się miłością, która winna być spójnią ponad wszystkim.

Rozsądek i trzeźwość są jednak także potrzebne w wielu innych dziedzinach chrześcijańskiego życia. Ich przeciwieństwem są skrajności, przesadne akcentowanie jednej strony sprawy, jednej dziedziny, jednego rodzaju zjawisk. Istnieją środowiska, które cierpią na przeduchowienie. Ich zgromadzenia od początku do końca cechuje atmosfera duchowego wyżu. Modlitwy są zmawiane podniesionym głosem. Przy śpiewie ludzie płaczą. Kazanie jest wygłaszane prawie krzykiem, z potężną gestykulacją, z ogromnym zaangażowaniem uczuciowym. Towarzyszą mu okrzyki zgromadzonych: alleluja, chwała Panu! amen! i tym podobne. Nie jest w tym nic złego. Uczucia są częścią składową ludzkiej duszy i także nimi powinniśmy miłować Boga, czcić Go i służyć Mu.[288] Skrajność polega jednak na tym, że wierzący tak się do tej atmosfery przyzwyczajają, że tylko te objawy stosują jako miernik wartości duchowej. Najcenniejsze Słowo nie zbuduje ich, jeśli będzie wygłaszane bez krzyku, spokojnie. Inne zgromadzenia lekceważą jako nieduchowe z powodu tego, że brak w nich takiej wrzawy. Uogólnienie takie nie ma żadnego obiektywnego uzasadnienia i stosowanie takiego miernika jest cielesne i szkodliwe. Moc to nie wrzawa, krzyki i uniesienie. Moc to zdolność wykonywania pracy. Stare pojazdy o małej mocy hałasowały okropnie, dymiły i syczały, lecz poruszały się ociężale. Nowe, doskonalsze, są bezgłośne i czyste, a za to pracują o wiele wydajniej. Nie bądźmy dziećmi, jeżeli chodzi o zrozumienie.

Jest oczywiście także i druga skrajność. Są zgromadzenia, gdzie każde podniesienie głosu, obojętnie czy w kazaniu, czy w modlitwie, uchodzi za wielce zdrożne i napiętnowane jest ze stanowczością godną lepszej sprawy. Tam z kolei miernikiem pobożności jest sztywność i bezruch. Także i te zwyczaje nie mają żadnego obiektywnego uzasadnienia. Nieruchomość samochodu nie jest dowodem jego wielkiej mocy. Może to być nawet samo pudło bez silnika. Pracujący silnik musi wytwarzać ruch i ciepło.

Są zgromadzenia, w których bardzo silny nacisk kładzie się na szczegóły wyglądu zewnętrznego chrześcijanina. Skrupulatnie przestrzega się zasady nie zdobienia się złotem, noszenia długich włosów przez kobiety, nakrywania głowy do modlitwy czy prorokowania i innych.[289] Przestrzeganie tych zasad w stopniu określonym przez treść Słowa Bożego jest wielkim błogosławieństwem i świadczy o podchodzeniu na serio do wymogów życia chrześcijańskiego. Skrajność polega jednak na tym, że tradycja do tych wskazówek biblijnych dorobiła cały szereg przepisów wykonawczych, niezgodnych ze Słowem, których przestrzegania wymaga się również. Złota nie wolno stosować nawet do celów praktycznych, włosy muszą być ułożone w określone sploty, nakrycie głowy musi mieć dokładnie określoną postać i stosowane być musi w daleko szerszym niż w Biblii zakresie, i tym podobne. Obruszając się na tradycję w kościołach historycznych, nie zdajemy sobie sprawy z kurczowego nieraz trzymania się tradycji własnej.

I w tych zwyczajach nie byłoby nic szczególnie złego, gdyby nie to, że i one stosowane są jako miernik duchowości, co często prowadzi do niezgody i podziałów. Inni wierzący oceniani są według stopnia przestrzegania tych lokalnych tradycji, że zaś inni wcale o takich nie słyszeli, więc wychodzi, że najbardziej duchowymi chrześcijanami na całym świecie są właśnie ci miejscowi. Gdzie tu rozsądek? To właśnie jest mierzenie się własną miarą, głupotą, brakiem rozumu.

Także i tutaj jest oczywiście druga skrajność: świadome, uporczywe lekceważenie wskazówek Pisma Świętego w zakresie wyglądu zewnętrznego chrześcijan pod pretekstem, iż „nie jesteśmy pod zakonem”.[290] Miłujący Słowo Boże i uczący się przestrzegać wszystkiego, co ono nakazuje, są przez takich lekceważeni jako „słabi w wierze”.[291] „Nasza społeczność nie przywiązuje do tego wagi” — mówią powołując się na własną tradycję. Wniosek oczywisty: Musi istnieć wiele „kościołów” do wyboru, do koloru, aby każdy mógł sobie znaleźć odpowiedni do swoich upodobań i mentalności.

— Czy tak?

— Na drodze odstępstwa, na drodze tworzenia sobie boga i religii na miarę własnych potrzeb, jak najbardziej. Jeśli chcesz iść dalej tą drogą i kłaniać się bóstwu, będącemu dziełem twojej własnej wyobraźni, to proszę bardzo. Nie zabraknie ci z pewnością równego tobie towarzystwa. Jeśli jednak chcesz iść drogą prawdy, drogą odnowy, to konieczne jest rozstanie się z wszelką, taką czy inną głupotą, taką czy inną własną miarą i powrót do miary Słowa. Wiele pozostaje do zrobienia w tym zakresie. Przywrócenie trzeźwości i rozsądku jest nawrotem do Słowa. Głupstwem jest lekceważenie tej sprawy pod pozorem, iż „nie mamy na to czasu, musimy ratować dusze”. Apostołowie nie zaniedbywali ratowania dusz, a jednak mieli na to czas. Słowo Boże jest trzeźwe i zrównoważone. Wszystko ma tu swoje miejsce. Chcąc chodzić w trzeźwości i zrównoważeniu, nie możemy pomijać żadnych jego elementów.

Biblia stwierdza, iż początkiem mądrości jest bojaźń Pańska.[292] Nie będzie żadnych postępów w opanowaniu praktycznych biblijnych rad, dotyczących postępowania, bez postępów w bojaźni Bożej. Głupota polegająca na spoufalaniu się z Bogiem przy jednoczesnym lekceważeniu Jego woli sprawia, że wielu chrześcijan ma wysoką opinię o swojej duchowości, lecz nie zdaje sobie sprawy ze swojego paradowania w duchowym prostactwie.[293] Nikt jednak nie musi w takim stanie pozostawać. Mądrość woła na rozstajnych drogach, wzywając wszystkich do siebie.[294] Trzeba jednak zrzec się postawy pyszałków i z pokorą zabrać się do nauki.

Wielu objawów ciasnoty umysłów można by uniknąć, pamiętając o tym, na co zwracał uwagę apostoł Paweł, że Słowo Boże nie od nas wyszło i nie do nas samych tylko przyszło.[295] Gdyby tak było, mielibyśmy pewne prawo nim rozporządzać, określać jego wykładnię i stanowić oparte na tej wykładni zasady. Że jednak tak nie jest, musimy się od tego konsekwentnie powstrzymywać, aby przez swoje partykularne wykładnie i zasady nie odrywać się od reszty ciała Chrystusowego. Nie może to oznaczać płynięcia z prądem wbrew Słowu, ale oznacza konieczność dotrzymywania kroku z wszystkimi tymi, którzy podobnie jak my starają się iść drogą wytyczoną przez Słowo, choćby jeszcze dzieliło nas wiele różnic.

Wiele jest różnych objawów braku trzeźwości w Kościele. Nie sposób ich wszystkich omówić, toteż poruszone w tym rozdziale sprawy należy traktować tylko jako przykłady. Brakiem rozsądku i zrównoważenia jest widzenie wszystkiego w czarnych kolorach, dostrzeganie wszędzie samych tylko ujemnych cech i wyrzucanie wszystkich w związku z tym poza nawias własnej koncepcji Kościoła. Jezus, którego oczy są jak płomień ognia, nie może przeoczyć żadnej ujemnej cechy, jednocześnie jednak jest bezwzględnie sprawiedliwy i nie przeoczy nawet najmniejszej cechy dodatniej.[296] Brak obiektywizmu, wybrzydzanie się na wszystko i osądzanie innych machnięciem ręki jest przejawem bardzo ponurej nietrzeźwości. Chrystus oddał swoje życie za Kościół i zdrowy członek Kościoła boleje wielce nad wszelkim złem w Kościele i gotowy jest na wszelkie ofiary dla jego dobra.

Brakiem trzeźwości jest pochopne łapanie każdej duchowej nowości, każdego prądu, każdej nowej formy pracy, sposobu prowadzenia zgromadzeń itd. Takim samym brakiem trzeźwości jest jednak także pochopne odrzucanie każdej nowości, każdego prądu, każdej doktryny, każdej nowej formy pracy, sposobu prowadzenia zgromadzeń itp. Wskazówki Słowa są jednoznaczne. Wszystko to wymaga dokładnego, wnikliwego zbadania, oceny za i przeciw, łącznie z oceną przez próbę czasu, i przyjęcie tego, co dobre, a odrzucenia tego, co złe.[297] Bez takiego podejścia szkodzimy Kościołowi zarówno przez przyjmowanie rzeczy złych, jak i odrzucanie rzeczy dobrych.

Brakiem trzeźwości jest rzucanie się do działania bez należytego wszechstronnego przygotowania, lecz jest nim także niezdecydowane czekanie nie wiadomo na co, kiedy trzeba działać. Jest rzeczą zdumiewającą, że ludzie wyjątkowo praktyczni i zaradni w rzeczach doczesnych bywają nieraz wyjątkowo bezradni i niezdecydowani w sprawach duchowych, i odwrotnie. Szczególnie kroczenie drogą odnowy nie może polegać na bezczynności, lecz wymaga konkretnych, zdecydowanych kroków. Liczni prorocy Boży walczyli przeciwko opieszałości i podrywali do czynu, do zakasania rękawów, do konkretnych, praktycznych działań.[298] Bezczynny nie zrobi nic złego, lecz nie zrobi także nic dobrego. We wszelkim działaniu jednak obowiązuje rozwaga. Bez rozwagi nawet gorliwość staje się rzeczą niedobrą.[299] Rozwaga nie może jednak polegać na przekonaniu, że rzeczy duchowe wyrastają same, bez czynnego współudziału Bożych ludzi.

Jako ostatni przykład duchowej głupoty wspomnijmy rzecz szczególnie niebezpieczną i szkodliwą: poszukiwanie praktycznej mądrości na niewłaściwym miejsu, uczenie się jej z niewłaściwych źródeł. Żródłem całkowicie nieodpowiednim mądrości dla Kościoła są metody i praktyki stosowane przez ludzi tego świata. Jest rzeczą wielce bolesną, że tak wielu pracowników Kościoła zdaje się tego niebezpieczeństwa zupełnie nie widzieć i z wszelką beztroską i swobodą pobiera nauki w szkole księcia tego świata. Chwyty marketingu i reklamy na usługach ewangelizacji, psychologia w duszpasterstwie, zasady socjologii w administrowaniu Kościołem, zasady biznesu w gospodarce kościelnej, maniery konferansjerów estrady w prowadzeniu zgromadzeń Kościoła, wzorce zaczerpnięte z przemysłu rozrywkowego w muzyce kościelnej i wiele innych oznacza ni mniej ni więcej, tylko całkowitą kapitulację królestwa Bożego na rzecz księstwa tego świata. „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.” Wiele duchowych „racjonalizatorów” nie posiada się z zachwytu nad swoimi odkryciami wprzągnięcia nowoczesnych, efektownych, chwytliwych i atrakcyjnych metod z arsenału tego świata do służby dla Boga, nie zauważając, że w krótkim czasie role się odwracają i to, co miało być królestwem Bożym, zostaje całkowicie przeżarte przez skażenie upadku i wprzągnięte w służbę szatanowi. Kościół podrygujący, klaszczący i podskakujący w rytmie rykliwego rocka, prezentowanego przez ubranych i zachowujących się jak szaleńcy „usługujących” — to symboliczny przykład tej nowej powodzi pospolitego brudu, która wpuszczona beztrosko na teren Kościoła zatruwa i niszczy, to wymowny przejaw całkowitej utraty trzeźwości i rozsądku.

Nie może być zdrowym Kościół, w którym brak rozsądku i trzeźwości. Głupota jest chorobą nad inne poważniejszą i cięższą. Ponadto zaś jest to choroba, która nad inne zniesławia i hańbi.[300] Przejawy braku rozwagi i trzeźwości w Kościele hańbią zarówno Kościół, jak i zniesławiają jego Głowę — Jezusa Chrystusa. Wygląd Kościoła jest odbiciem Jego chwały. Tak powinno być i jesteśmy za to odpowiedzialni. Obyśmy przejrzeli duchowo, zobaczyli liczne hańbiące nas przywary i zawstydzili się aż po uszy. Takie coś jest początkiem postępów na drodze zdobywania prawdziwej, Bożej mądrości. Bóg jej nie odmawia, lecz daje obficie wszystkim, którzy o nią proszą.[301] Oto droga odnowy dla Kościoła.

— Ale nasza społeczność nie przywiązuje do tego wagi, nie jesteśmy perfekcjonistami — powie prostak i pozostanie w swojej głupocie. Ale spragnieni odnowy, prawdy i doskonałości pójdą za radą Pisma i szukać będą mądrości jak srebra, jak skarbów ukrytych.[302] Takich Bóg obdarzy mądrością, a wraz z nią znajdą zacność, bogactwo i sławę, które zużytkują na chwałę Bożą.[303]

Ludzie świata, mieniąc się być mądrymi, zgłupieli.[304] Żyjąc według modły tego świata i uganiając się za coraz to nowymi „osiągnięciami” życia według ciała, głupieją w dalszym ciągu. Nie ma jednak żadnej potrzeby ani żadnego usprawiedliwienia, by ludzi Bożych spotykał taki sam los. Kościół przeznaczony jest do tego, by posuwać się w przeciwnym kierunku: do pełni wymiarów Chrystusa, w którym ukryte są wszystkie skarby mądrości i poznania.[305] Nie pozwalajmy szatanowi spychać nas z tej drogi.


Przypisy biblijne

[278]   1Ts 5: 6 8     1Pt 1: 13     1Pt 4: 7     Ef 5: 15     Prz 29: 20
[279]   Ps 14: 2     Kzn 10: 12–14     Prz 1: 7     Prz 12: 1     Prz 15: 5 7 20     Prz 28: 26     Prz 14: 16
[280]   Kzn 10: 1 (BG)
[281]   2Tm 3: 16 17     Prz 1: 1–6
[282]   Mt 7: 6
[283]   Prz 1: 20–23     Prz 3: 13–18     Prz 9: 1–6
[284]   3Mo 19: 32     Prz 16: 31     Jb 12: 12     Jb 29: 8–10     1Pt 5: 5
[285]   1Ko 4: 14     Kol 1: 28     Kol 3: 16     1Ts 4: 1     1Ts 5: 11 14     2Ts 3: 15     2Tm 4: 2     Tt 2: 15     Hbr 3: 13
[286]   Gal 5: 19 20     1Ko 11: 16     1Ko 1: 10–13     1Ko 3: 3–5
[287]   Gal 5: 20 21     1Ko 11: 18 19     Tt 3: 10
[288]   5Mo 6: 5     Mk 12: 30     Ps 9: 2     Ps 138: 1
[289]   1Tm 2: 9 10     1Pt 3: 3 4     1Ko 11: 4 5 14 15
[290]   Rz 6: 14 15     1Ko 6: 12     1Ko 10: 23     1Pt 2: 15 16
[291]   Rz 14: 1 2 19     Rz 15: 1–7     1Tm 1: 5 19     Tt 1: 15 16     1Pt 3: 16
[292]   Ps 111: 10     Prz 1: 7     Prz 9: 10     2Ko 7: 1
[293]   Prz 14: 16     Prz 1: 22–27 32     Prz 22: 3
[294]   Prz 1: 20 21     Mi 6: 8     Rz 12: 2     Jn 7: 17 18
[295]   1Ko 14: 36–38     2Pt 1: 20 21
[296]   Obj 1: 13–15     Obj 2: 2–4 13–15 18–20     Obj 3: 1–4 8–10 15–17
[297]   1Ts 5: 21 22     1Jn 4: 1 2     Hbr 5: 14     Rz 16: 19     Rz 15: 14
[298]   Oz 6: 1–3     Jl 2: 12–17     Ag 2: 4
[299]   Prz 19: 2     Prz 29: 20
[300]   Prz 3: 35     Prz 13: 18
[301]   Prz 2: 1–6     Jk 1: 5     2Tm 3: 15     Ef 1: 17     Kol 1: 9 10
[302]   Prz 3: 13 14     Prz 8: 19     Prz 16: 16     Prz 2: 4–6
[303]   Prz 3: 16     Prz 8: 18     Flp 3: 8     Rz 2: 9 10
[304]   Rz 1: 22     Jr 10: 14 15     1Ko 1: 20
[305]   Kol 2: 3     1Ko 1: 24 25     Ef 4: 13     Ef 5: 15 16