Józef Kajfosz: „Przed nami cel”



8

Wspólnota


Dalszą ważną częścią składową Bożej budowli, dalszym istotnym filarem w Bożym Kościele jest wspólnota lub, jak mówiono dawniej, społeczność dzieci Bożych, członków tego Kościoła. Jak sama nazwa wskazuje, chodzi tutaj o ich wzajemne stosunki, o ich wzajemne zespolenie, zwarcie. Słowo Boże o członkach w początkowym okresie Kościoła mówi po prosu, że trwali we wspólnocie.[164] Co to oznacza, dowiadujemy się z dwa razy przytoczonego faktu, iż mieli oni wszystko wspólne. Dowiadujemy się zarazem, że wszyscy ci wierzący przebywali razem i że wszyscy stanowili jedno serce i jedną duszę.[165] Do tych stwierdzeń dochodzi obszerna nauka zawarta w listach apostolskich, dotycząca praktycznej realizacji tej dziedziny życia Kościoła. Zaraz na początku wypada stwierdzić, iż fakty wskazują na to, że jest to dziedzina bodajże najbardziej zapomniana, przeoczana i zaniedbywana w dzisiejszej praktyce kościelnej. Dzięki Bogu jednak i w tej dziedzinie Duch Święty pracuje na rzecz odnowy, otwiera oczy na dawno zapomnianie fakty i zaczyna orać glebę, która tak długo leżała odłogiem.

Aby zrozumieć sedno tego zagadnienia wypada nam cofnąć się do pierwszych kart Pisma Świętego, prawie na sam początek stworzenia. Kiedy Bóg stworzył pierwszych ludzi, ich życie cechowała niewinność. Byli dwoje jednym ciałem i żyli ze sobą w ścisłej społeczności. Wszystko mieli wspólne. Nie mieli co przed sobą ukrywać, nie mieli czego się wstydzić, nie umieli czegoś pozorować lub udawać. Także ich stosunki z Bogiem oparte były na szczerości i pełnym zaufaniu.[166] Było to odzwierciedleniem stosunków, panujących w królestwie Bożym. Tam właśnie żadna chmura, żaden cień, żadna ciemność, żaden mrok nie zakłóca wzajemnych stosunków pomiędzy posłusznymi Bogu istotami i to właśnie sprawia, że niebo jest niebem. Nie ulice ze złota, nie bramy perłowe, nie szczytowy dobrobyt i bogactwo, lecz jakość wzajemnych stosunków jest tym, co tak bardzo odróżnia niebo od ziemi. Jest niezmiernie ważne, aby to zrozumieć.

Aby takie niebiańskie stosunki wzajemne mogły istnieć, konieczny jest pewien podstawowy warunek. By go zrozumieć, wystarczy śledzić dalej historię pierwszych ludzi i uświadomić sobie, co spowodowało, że te wspaniałe wzajemne stosunki uległy zniszczeniu. Pojawił się mistrz w niszczeniu niebiańskich stosunków: diabeł w postaci węża, zabójca i kłamca od początku.[167] Przyniósł z sobą egoizm, a wraz z nim takie artykuły jak nieufność, podejrzliwość, rywalizacja, udawanie. Najpierw nieufność w szczerość Bożych intencji. Podejrzliwość, że Bóg coś przeciwko nim uknuł. Dążenie do tego, by się z tego ograniczenia wyrwać, by nie być w niczym uszczuplonymi. A potem strach, wstyd, ukrywanie się przed Bożym wzrokiem, wykrętne zeznania. W następnej generacji już jawne kłamstwa, złość, bratobójstwo itd.[168] Z pierwotnych niebiańskich stosunków z Bogiem i między sobą nie zostało prawie nic. Pozostał przysłowiowy padół płaczu.

Potrzeba było wielu wieków Bożej pracy nad człowiekiem, zanim cokolwiek z tych pierwotnych stosunków wzajemnych mogło ponownie zaistnieć. W Starym Testamencie tylko jeden przykład zasługuje na szczególną uwagę: przyjaźń Dawida z Jonatanem.[169] Ich gorąca miłość do Boga i całkowite oddanie się sprawie Bożej spowodowały automatycznie, że także pomiędzy sobą stali się jednym sercem i jedną duszą. Żadne sprzeczności w interesach osobistych nie były w stanie zakłócić gorącej miłości pochodzenia duchowego, niebiańskiego, wynikającej z ich chodzenia z Bogiem, jaką przywarli do siebie wzajemnie. Była to miłość tego samego gatunku, jaka w Nowym Przymierzu rozlewa się w sercach ludzi Bożych za sprawą Ducha Świętego.[170] Obecność Ducha Świętego w członkach ciała Chrystusowego i ich całkowite oddanie się sprawie Bożej powodują, że wiąże ich ta sama, mocna, nierozerwalna więź miłości Bożej, charakterystyczna dla życia w niebie.

Może ona oczywiście kwitnąć, rozwijać się i utrwalać tylko tak długo, dopóki istnieją niezbędne dla niej warunki, jakie spełnione są w niebie: bezwzględna wzajemna szczerość, otwartość, prawdomówność, lojalność. Gdzie to istnieje, jakość wzajemnych stosunków przewyższa nieskończenie wszystko, co może istnieć w życiu według ciała. Bóg jest światłością i wzywa z ciemności do światłości. Ciemność jest domeną szatana.[171] Są to pojęcia poniekąd abstrakcyjne, aby więc nie było wątpliwości, o co chodzi, Słowo Boże stawia znak równości: ciemność = ukrywanie, światłość = jawność.[172] Jawność jest cechą Bożego życia, skrytość cechą życia szatańskiego. Wszystko zło ma swoje schronienie w ciemności. Kto mieszka w Bogu, dąży do światłości. Wstyd nawet mówić, co dzieje się potajemnie. Wszystko, co się ujawnia, jest światłem. Nie można mieć prawdziwej społeczności z Bogiem, chodząc w ciemności. Także społeczność z sobą możemy mieć jedynie pod warunkiem, że chodzimy w światłości.[173] Trudno w Słowie Bożym o naukę, która byłaby bardziej wyraźna, niedwuznaczna i oczywista.

Jest rzeczą zrozumiałą, że o spełnieniu takich wymagań nie może być mowy u ludzi, którzy nie narodzili się na nowo, których całe życie nie zostało przemienione i którzy nie chodzą na co dzień drogą samozaparcia i uświęcenia. Chodzenie w światłości wymaga przede wszystkim przebicia się do światłości poprzez gruntowny remanent życia, wyznanie czyli ujawnienie wszystkich grzechów, naprawienie krzywd, oddanie rzeczy skradzionych oraz wyzbycie się wszystkiego, co ludzie wstydliwie ukrywają, jak nieczyste myśli, czyny popełniane w ukryciu, obmawianie ludzi pod ich nieobecność i wiele, wiele innych.[174] Następnie zaś chodzenie w światłości wymaga ustawicznego pilnowania się przed wejściem w ciemność. Człowiek chodzący w światłości postępuje, mówi i myśli w każdej chwili swojego życia i na każdym miejscu tak, jak gdyby jego czyny, słowa i myśli widzieli i słyszeli wszyscy ludzie. Kiedykolwiek zdarzy mu się czyn, słowo albo myśl, które nie spełniają tego kryterium, nie znajduje spokoju, póki tego nie doprowadzi do światłości, czyli nie ujawni i nie naprawi przez przeproszenie, zadośćuczynienie, odszkodowanie itp. To jest chodzenie w światłości. Takie postępowanie zapewnia ustawiczne oczyszczające działanie krwi Chrystusowej, a przez to stwarza warunki niezakłóconego dopływu Bożej mocy do serca człowieka, a więc obfitość Ducha Świętego.[175]

Sprawdzian światłości jest niezmiernie czułym miernikiem stanu duchowego chrześcijanina. Pozwala na wykrycie niezliczonej ilości chwastów i przez ich konsekwentne usuwanie umożliwia przyśpieszony wzrost duchowy. Komu zależy na odnowie w życiu osobistym i w otoczeniu, może, posługując się szczerze i bezstronnie tym sprawdzianem, odkrywać wiele śladów odstępstwa i robić szybkie postępy. Początkowo przerazi go góra ciemności, jaką u siebie odkryje, ale poznanie to, właściwie zużytkowane, zaowocuje wkrótce wspaniale. Inaczej będzie z człowiekiem, który zacznie sprzeciwiać się drodze światłości, szukać kontrargumentów i uzasadnień dla konieczności ukrywania. Będzie obstawał przy tym, że nie może przecież ujawnić dzisiejszej rozmowy, bo jutro zamierza mówić inaczej. Nie może ujawnić wczorajszych myśli, gdyż dzisiaj mówi co innego. Nie mogą być jawne jego dochody, bo musiałby płacić wyższe podatki. Nie może powiedzieć człowiekowi, co o nim myśli, gdyż by go do siebie zraził. Nie może ujawnić swego przekonania, gdyż spotkałby się z opozycją. Słowem, uważa ciemność za niezbędne narzędzie swojego postępowania i zamierza nadal posługiwać się nią w miarę potrzeby. Co tu powiedzieć? Jedynie to, że jest normalnym odstępcą. Każdy krok w kierunku ciemności jest krokiem w obręb władzy szatana. On jest księciem świata ciemności i wszelkie ukrywanie jest jego domeną.

Należy tu dodać, że istnieją nieliczne przypadki, kiedy ograniczenie jawności jest wskazane. Na przykład w intymnych sprawach małżeńskich, w zeznaniach duszpasterskich, w ochronie przed ludźmi o złych zamiarach itp. Będzie to usprawiedliwione wtedy, jeśli przemawiają za tym racje wyższe, ale nigdy wtedy, gdy wymagają tego racje niższe. Niestety szatan jest sprytnym oszustem. Podszywając się pod postać anioła światłości potrafi tak upiększyć i zalecić ciemność, że całe rzesze suną do niej ławą jak w obłędzie.[176] Należy prosić o światło Ducha Świętego, by móc zobaczyć wyraźnie, jak ohydna jest ciemność w oczach Bożych i jak okropne i niszczące są jej duchowe skutki w życiu chrześcijańskim i w Kościele. Kiedy człowiek zacznie widzieć te sprawy w sposób Boży, uświadomi sobie, że każdy fakt, jaki ukryje przed osobą bliską (współmałżonkiem, rodzicami albo bratem lub siostrą w sensie duchowym), oddali go od tej osoby i tę osobę od niego. Każda negatywna myśl, pomyślana przeciwko komuś, drąży przepaść pomiędzy nimi. Każde nielojalne słowo, powiedziane poza plecami człowieka, wznosi mur pomiędzy nimi. Im więcej takich zdarzeń, tym większa między ludźmi odległość, tym głębsza między nimi przepaść, tym wyższe i grubsze między nimi mury. Nie ma żadnego znaczenia, czy dany człowiek się o tym dowie, czy nie. W sferze duchowej ta odległość, przepaść, mur powstaje i istnieje także i wtedy, choć dana osoba niczego nie podejrzewa i choć oficjalnie stosunki wyglądają jak najpoprawniej.

„Normalnie”, to znaczy pomiędzy ludźmi tego świata oraz pomiędzy chrześcijanami w odstępstwie, istnieją całe góry takich przejawów wzajemnej nielojalności w myślach, słowach i czynach. W sumie składają się one na obraz stosunków ziemskich, będących dokładnym przeciwieństwem trwania we wspólnocie. Wspólnota zaczyna się tam, gdzie zaczyna się całkowita, stuprocentowa lojalność, otwartość, szczerość, prawda, jawność, zarówno w czynach, jak i w słowach i myślach.

— A czym jest trwanie we wspólnocie?

— Jest utrzymywaniem na bieżąco tego stanu pełnej światłości w stosunkach wzajemnych. Wymaga to stałej czujności, samozaparcia i samodyscypliny. Wymaga to pilnowania języka, oczu, uszu i myśli — słowem wymaga chodzenia w bojaźni Bożej. Jest to wykonalne i jest to zwyczajną Bożą normą dla każdego chrześcijanina. Jeśli ktoś jest przekonany, że jest to niewykonalne, sprzeciwia się woli Bożej i znajduje się na pozycji odstępstwa i buntu. Tam, gdzie pozwala się panować ciemności, nie może być mowy o obecności Bożej chwały. Tam, gdzie wzajemne stosunki są zatrute nieszczerością, nielojalnością i obłudą, nie ma podstaw do spodziewania się przejawów mocy Ducha ani w nawróceniach, ani w funkcjonowaniu darów duchowych. Tam, gdzie światłość jest tylko zewnętrzną elewacją, pozorem, zakrywającym bagno obłudy, całe życie duchowe we wszystkich jego przejawach jest tylko namiastką i parodią.

Za to tam, gdzie chrześcijanie zdobywają się na odwagę życia w światłości, zaczynają się dziać rzeczy zdumiewające. Nie prowadzi do nich jakiś długi łańcuch przyczyn i skutków, lecz wynikają one z prostego faktu, że Bóg jest światłością.[177] Wychodząc z ciemności w światłość, wchodzimy w Boga, toteż natychmiast może przejawiać się w życiu Jego obecność, moc i chwała. Społeczność ludzi chodzących w światłości jaśnieje niebywałą wspaniałością. Czują się oni niewymownie dobrze, swobodnie, bezpiecznie. Chodzący w ciemności ucieka, choć go nikt nie goni. Kto chodzi w światłości, jest nieustraszony, jak młody lew.[178] Nie ma obciążonego sumienia, nie boi się, że coś się „sypnie”, może każdemu patrzeć prosto w oczy. Zupełnie inaczej wśród ludzi chodzących w światłości czuje się obłudnik, kłamca, krętacz, obmówca. Jego postępowanie tak rażąco odstaje od otoczenia, że wygląda jak słoń na wystawie porcelany. Czuje się nieznośnie w tym otoczeniu i albo niebawem skruszy się i ukorzy przed Bogiem, albo stąd ucieknie. Grzesznik nie ostoi się w zgromadzeniu sprawiedliwych.[179]

Wpólnota jako nowy rodzaj stosunków międzyludzkich ma wiele cech specyficznych. To, że pierwsi chrześcijanie mieli wszystko wspólne, niekoniecznie oznacza, że mieli wspólne przedmioty codziennego użytku, mieszkania, odzież, obuwie itd. Oznacza raczej, że wspólnie dzielili wszystkie okoliczności życia, jego trudy, problemy i radości. Mówi o tym Biblia tłumacząc funkcjonowanie organizmu ciała Chrystusowego. Ból jednego członka jest bólem wspólnym. Radość czy zaszczyt jednego członka jest radością i zaszczytem wszystkich.[180] Wszyscy uczestniczą w poszukiwaniu rozwiązania problemu, wszyscy cieszą się sukcesem. Jedność organiczna nie jest tu teorią, lecz praktyką. Nikt z nikim nie rywalizuje, nie pilnuje, by inni go nie wyprzedzili, lecz dopomaga innym w ich drodze naprzód, a inni dopomagają jemu. Upadek w życiu członka nie wywołuje u nikogo satysfakcji, lecz wspólny ból, wspólne modlitwy i wspólne wysiłki, by go podnieść i utwierdzić. Wśród takich stosunków nie może podrastać żaden gorzki korzeń, gdyż wszystkie ujemne zjawiska są na bieżąco eliminowane. Nie może wokół nikogo wytworzyć się atmosfera obmowisk i plotek, gdyż wszystko jest na bieżąco z wszelką otwartością i jawnością wyjaśniane. Nikt nie może czuć się odtrącony, niepotrzebny, niedowartościowany, gdyż wszyscy zespoleni są wspólnotą działań, dążeń i celów.

Dla wielu ludzi, nie wyłączając większości chrześcijan, obraz takiego życia jest przerażający. Drętwieją na myśl, że miałyby zostać ujawnione ich wszystkie myśli, słowa i czyny. Swoją prywatę, intymność, swoje incognito uważają za największy swój majątek. Co o tym powiedzieć? Że nie poznali istoty Bożego życia, nie zewlekli swojego egoizmu, nie weszli na drogę światłości. Ich nawrócenie i życie z Bogiem jest iluzoryczne lub co najwyżej połowiczne. Stosunki w Kościele złożonym z takich ludzi nie będą nigdy wspólnotą w sensie biblijnym. Gorzej jeszcze, nie mogą oni w tym stanie liczyć na życie wieczne. Dlaczego? Dlatego, że królestwo Boże jest miejscem światłości nieprzystępnej. Wszyscy poznają tam wszystko tak, jak i sami zostają poznani: całkowicie, na wskroś, doskonale.[181] Do porozumiewania się nie potrzeba tam języka. Są tam całkowicie widoczne i jawne wszystkie myśli. Kto chowa na dnie swojej duszy skrzętnie ukrywane i nigdy nie ujawnione bagno, zostanie prześwietlony na wskroś i wszystko to stanie się rażące i jawne. Rzecz jasna, że nie napełni go to radością, lecz bezgranicznym wstydem i przerażeniem.

Właśnie biblijna wspólnota, jako szkoła Bożego, niebiańskiego życia, ma za zadanie wyeliminowanie wszystkiego, co nie ostoi się przed Bożą światłością, i przygotowanie do życia w stosunkach i atmosferze nieba. W warunkach całkowitej jawności, szczerości i otwartości proces ten może przebiegać szybko i sprawnie. Z punktu widzenia wieczności obróbka w takim życiu wspólnotowym jest dla człowieka dobrodziejstwem, toteż świadomy tego chrześcijanin podda się jej z chęcią i będzie w tym procesie współuczestniczył. Będzie korzystał z wielostronnej pomocy innych i sam będzie służył pomocą innym.

Nie zawsze będzie to proces gładki i przyjemny. Należy do niego napominanie i strofowanie, czyli otwarte omawianie osobistych wad i uchybień.[182] Kto dąży do doskonałości, podda się temu chętnie wiedząc, że jest to dla niego korzystne, że stanie się przez to lepszym, wartościowszym, doskonalszym. Kto w czymś takim widzi zamach na siebie i reaguje z podrażnieniem, ten dowodzi, że identyfikuje się ze swoimi wadami, bierze je w obronę i nie zamierza dać się z nich oczyścić. Taki oczywiście nie zniesie wspólnoty i nie wytrzyma w niej. Jego odejście ze wspólnoty będzie dla niej korzystne, jeśli bowiem ktoś nie zamierza chodzić w światłości i w nowości życia, to jego obecność w Kościele Chrystusowym jest nieporozumieniem.

Życie praktyczne według Bożych wzorców, jak o nim była mowa w poprzednim rozdziale, może rozwinąć się daleko szybciej i osiągnąć postać daleko pełniejszą w warunkach wspólnoty. Można wprawdzie iść drogą uświęcenia samotnie, jeśli wspólnota nie istnieje, ale w całej pełni Boże życie może rozwinąć się i ujawnić swą jakość tylko w warunkach wspólnoty. Oba te elementy Kościoła są ze sobą ściśle związane. Nie będzie wysokiego poziomu moralnego w życiu praktycznym bez biblijnej wspólnoty, nie będzie też biblijnej wspólnoty bez kroczenia drogą uświęcenia. Potrzebne jest równoczesne kultywowanie obu tych elementów Bożego życia w Kościele.

Życie wspólnotowe daje jej członkom liczne przywileje, jak również nakłada na nich liczne obowiązki. Nowy Testament zawiera obszerną naukę na ten temat. Nie sposób jej przedstawić na tym miejscu, można co najwyżej poruszyć niektóre z tych przywilejów i obowiązków. Należy zauważyć, że lista przywilejów i lista obowiązków zawiera te same pozycje. Obowiązkiem jest modlenie się za innych, noszenie ich brzemion, miłowanie ich, dodawanie im otuchy, zachęcanie ich, budowanie ich, napominanie, strofowanie i inne.[183] Przywilejem jest korzystać z modlitw innych, korzystać z ich pomocy w niesieniu brzemion, być miłowanym, otrzymywać otuchę i zachętę, być budowanym i tak dalej. Wszyskie te składniki mają na celu dobro i wzbogacenie duchowe członków wspólnoty — tego duchowego organizmu Kościoła. Nie wystarczy zapoznać się z tą listą ani nauczyć się jej na pamięć. Jest to program życia dla Kościoła, który winien być wdrażany bez przerwy, systematycznie, w ramach normalnego jego funkcjonowania. Wzajemnej miłości, wzajemnego szacunku, wzajemnej uległości, wzajemnej pomocy i wszystkich tych innych rzeczy trzeba się uczyć z wszelką starannością, pilnością i systematycznością. Dotyczy to zarówno poszczególnych osób, jak i całego Kościoła. Nauka na temat życia wspólnotowego musi znajdować należne miejsce w zwiastowaniu, nauczaniu i praktykowaniu Słowa. Jej znajomość i praktyczna umiejętność korzystania z niej winny być przedmiotem stałej troski i pielęgnacji.

W Kościele kroczącym drogą odnowy życie wspólnotowe oparte na chodzeniu w światłości jest czymś normalnym, powszechnym, oczywistym. Nauka biblijna o wspólnocie jest na bieżąco stosowana. Biblijne wzorce dotyczące wzajemnych stosunków i obowiązków są zakodowane w mentalności i postępowaniu tak, że życie wspólnotowe we wszystkich swoich różnorodnych przejawach toczy się bez żadnej sztucznej stymulacji, całkiem spontanicznie, stanowiąc normalną część składową trybu życia chrześcijan.

Istnieje też bezpośrednia współzależność pomiędzy jakością wzajemnych stosunków a głębią przeżywania społeczności z Bogiem. Bóg wchodzi w społeczność z człowiekiem indywidualnie, kiedy jednak grupa ludzi, mających społeczność z Bogiem, znajduje się z sobą w biblijnej społeczności, ich społeczność z Bogiem uzyskuje całkiem nowy wymiar. Będąc jedno sercem i duszą, a zarazem napojeni jednym Duchem, przeżywają społeczność z Bogiem o takiej sile i takim natężeniu, jak miało to miejsce w czasie Pięćdziesiątnicy.[184] Jeśli ciemność zostanie wyeliminowana konsekwentnie, tak że to zjednoczenie myśli, serc, dusz i ducha ma miejsce bez wszelkich zakłóceń, następuje istna eksplozja Bożej mocy i chwały, która rozprzestrzenia się szeroko, a potem owocuje obficie przez całe pokolenia, tak jak to miało miejsce w zborze jerozolimskim, a od tego czasu już wielokrotnie w historii chrześcijaństwa. Nie są to wydarzenia rządzone jakimiś zagadkowymi czynnikami albo jakimś Bożym kaprysem, lecz działają tu niewzruszone i niezawodne Boże prawa. Wspólnota ludzi, znajdujących się w pełnej światłości i korzystających dzięki temu z doskonałej oczyszczającej mocy krwi Chrystusowej, stwarza warunki obecności Bożej o zdumiewających skutkach.[185]

Niestety, nieliczni tylko o tym wiedzą. Znają przeważnie Boga jako dalekiego i słabego, toteż przyzwyczaili się do tego, że są zdani na własne siły, że „chrześcijanie” są cieleśni, że głoszone Słowo jest nieskuteczne, że dary Ducha są rzadkością, że Kościół nęka niezliczone mnóstwo najróżniejszych bolączek i schorzeń.

— Dlaczego tak jest? Dlaczego potężne Boże działanie jest tylko mglistym wspomnieniem?

— I to nie jest żadną zagadką, lecz działają tu niewzruszone Boże prawa. Aby to podkreślić, przypomnijmy sobie, co stało się w zborze jerozolimskim. Dwoje członków wspólnoty pozwoliło sobie na drobne kłamstwo. Tak drobne, że bylibyśmy szczęśliwi, gdyby w naszych czasach zdarzały się tylko takie. Zdarzają się masowo o wiele gorsze. A co się wtedy stało? Tych dwoje w mgnieniu oka padło trupem.[186] Dlaczego? I to nie był przypadek, lecz działanie niewzruszonych Bożych praw. Oni popełnili grzech przeciwko wspólnocie. Usiłowali wprowadzić nieco ciemności do obecności Bożej chwały. Bóg jest ogniem trawiącym.[187] Ta Jego reakcja poucza nas o Jego stosunku do ciemności. Gdyby Ananiasz i Safira pozostali przy życiu, ciemność szerzyłaby się nadal. Wkrótce byłby koniec przebudzenia w Jerozolimie i koniec rozwoju chrześcijaństwa.

— Ale dlaczego podobne wypadki nie zdarzają się dzisiaj?

— Dlatego, że Kościół stoczył się w odstępstwo i nie ma w nim Bożej chwały. Gdyby tamte warunki się powtórzyły, stałoby się dokładnie to samo. Uczynki typu Ananiasza i Safiry są nie do pogodzenia z obecnością chwały Bożej. Bóg jest światłością i nie ma w nim żadnej ciemności.[188] Gdyby zjawił się w dzisiejszym Kościele, trupem padliby wszyscy albo prawie wszyscy jego członkowie.

— Jeśli rzecz ma się tak, to lepiej niech Bóg się zanadto nie zbliża. To lepiej już duśmy się w naszym sosie podejrzeń, obmowisk, obłudy itd. To lepiej już pozostawmy Kościół takim, jaki jest.

— Rzeczywiście, dla wielu tak jest wygodniej. Tak zrobił Dawid, kiedy po śmierci Uzzy zaniechał zamiaru sprowadzenia Skrzyni Przymierza do swojej stolicy.[189] W kim jednak Bóg zaszczepił głód duchowy, tęsknotę do Bożej obecności, Jego życia i chwały, tego nie odstraszy ani nie zniechęci świadomość Bożej sprawiedliwości. Kto rozsądzi się sam, nie będzie sądzony przez Boga. Boże sądy są następstwem chodzenia w ciemności. Odrzućmy uczynki ciemności i obleczmy się w zbroję światłości, a nie będziemy musieli drżeć przed obecnością Bożej chwały.[190] Tych, którzy tego nie zrobią dobrowolnie teraz, spotka los Ananiasza i Safiry w przyszłości, kiedy Bóg wystąpi, aby sądzić ziemię.

Bóg postarał się w szczegółach o to, aby nikogo nie musiał spotkać los tych dwojga ludzi. Grzechy przeciwko wspólnocie są liczne. Dokładnie je wymienia i przestrzega przed nimi Słowo Boże. Nie gniewać się na innych, nie wyzywać ich, nie zazdrościć innym, nie obmawiać innych, nie szukać tylko swoich rzeczy, nie być chciwym próżnej chwały, nie wzdychać z powodu innych, nie mówić o nikim źle i inne.[191] Czy te wszystkie „nie” są dla ciebie wiążącymi elementami woli Bożej? Każde z tych „nie” zawiera potężny ładunek Bożego sądu i Bożego błogosławieństwa dla Kościoła. Swoim postępowaniem czerpiemy z jednego albo drugiego z tych zbiorników. Stan duchowy Kościoła nie jest zależny od żadnych zagadkowych czynników. Jest po prostu sumą tego, co wszyscy razem jako jego członki swoim życiem naczerpiemy.

Jeśli w planach Kościoła, jakimi się posługujesz, nie ma części, dotyczącej trwania we wspólnocie, albo są zaledwie nikłe jej fragmenty, to twoje plany nie są zupełne. Społeczność biblijna dzieci Bożych, oparta na chodzeniu w światłości, jest niezmiernie istotną częścią Bożej budowli. Bez przywrócenia jej należnej wagi i należnej rangi nie może być mowy o Kościele w jego biblijnej postaci, nie może także być mowy o wyraźnym i pełnym powrocie do niego Bożej chwały. Należy dokładać wszelkich starań, by część tę odnaleźć i odrestaurować. Największą przeszkodą w tym jest patrzenie na rzeczywistość przez okulary własnych wyobrażeń, mierzenie się własną miarą, spłycanie Bożych wymagań i wykrzywianie wyraźnej nauki Słowa w przekonaniu, że w swoim znaczeniu dosłownym są one niewykonalne. Przekonanie takie wynika z zaślepienia. Boska moc darowała Kościołowi wszystko potrzebne do życia według Bożego wzorca, w ilości całkowicie wystarczającej. Nie pozwól zniechęcić się ogromem odstępstwa. Boży cel jest osiągalny i zostanie osiągnięty. Osiągną go ci, którzy wytrwają na drodze Bożej.


Przypisy biblijne

[164]   Dz 2: 42     Dz 2: 44
[165]   Dz 4: 32
[166]   1Mo 2: 23–25
[167]   1Mo 3: 1–11     Jn 8: 44
[168]   1Mo 3: 12 13     1Mo 4: 8 9     1Mo 4: 23 24
[169]   1Sm 18: 1–4     2Sm 1: 17–27
[170]   Rz 5: 5     Jn 15: 9–17
[171]   Kol 1: 12 13     Dz 26: 18     Iz 60: 19 20     Jn 12: 35 36 46
[172]   Łk 8: 16 17     Jn 3: 20 21     Ef 5: 12–14     1Tm 5: 24 25
[173]   1Jn 1: 5–7     Ef 5: 8–11     Flp 2: 15
[174]   2Ko 4: 2     Dz 19: 18     Mt 5: 14 16
[175]   1Jn 1: 7     Hbr 9: 14     Obj 7: 14     1Ts 5: 4 5
[176]   2Ko 11: 14 15     Jn 3: 19     Rz 13: 11–13
[177]   Ps 27: 1     Mi 7: 8     Iz 60: 19 20     1Jn 1: 5     Obj 22: 5
[178]   Prz 28: 1     Rz 1: 21 22     1Jn 2: 8 9
[179]   Ps 1: 5     1Ko 14: 24 25
[180]   1Ko 12: 26     Rz 12: 15     Rz 15: 5–7
[181]   1Tm 6: 16     1Ko 13: 12     Obj 21: 23 24
[182]   1Ts 5: 11–14     2Tm 4: 2     Tt 2: 15     Hbr 3: 13
[183]   Rz 12: 10     Gal 6: 2     Ef 5: 19 21     Flp 2: 3     Kol 3: 13     1Ts 5: 11     Hbr 10: 24     Jk 5: 16     1Pt 1: 22     1Pt 4: 8
[184]   Dz 2: 1–4     Dz 2: 42–44 dz 4: 32 33
[185]   1Jn 1: 7     Dz 4: 31     Dz 5: 12–16     Dz 16: 24–33
[186]   Dz 5: 1–11     Hbr 10: 30 31     1Ko 5: 7 8
[187]   Hbr 12: 29     Iz 33: 14–16
[188]   Jk 1: 17     1Jn 1: 5
[189]   1Kn 13: 7–14
[190]   Rz 13: 12     2Ko 6: 14     Ef 5: 11
[191]   Rz 14: 13     1Ko 4: 6     Gal 5: 15 26     Kol 3: 9     Ef 4: 25     Jk 4: 11     Jk 5: 9     Tt 3: 2