Ludmiła Plett: „Prostujcie drogę Pańską”


1

Wybierzcie, komu będziecie służyć


W Starym Testamencie, w Księdze Jozuego, w 24 rozdziale od 14 wersetu czytamy, co następuje: „Oddajcie tedy Panu zbożną cześć i służcie mu szczerze i wiernie; usuńcie bogów, którym służyli wasi ojcowie za Rzeką i w Egipcie, a służcie Panu. A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć: czy bogom, którym służyli wasi ojcowie, gdy byli za Rzeką, czy też bogom amorejskim, w których ziemi teraz mieszkacie. Lecz ja i dom mój służyć będziemy Panu. I odpowiedział lud tymi słowy: Niech nas Bóg uchowa od tego, abyśmy mieli opuścić Pana, a służyć innym bogom. Gdyż to Pan, Bóg nasz, wyprowadził nas i naszych ojców z ziemi egipskiej, z domu niewoli, i On uczynił na naszych oczach te wielkie cuda, i strzegł nas przez całą tę drogę, którą szliśmy, i wśród wszystkich ludów, wśród których ciągnęliśmy… I rzekł Jozue do ludu: Nie możecie służyć Panu, gdyż jest On Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, nie odpuści wam przewinień i grzechów waszych. Jeżeli opuścicie Pana i służyć będziecie obcym bogom, to On odwróci się, sprowadzi na was nieszczęście i wygubi was, chociaż przedtem wyświadczał wam dobrodziejstwa” (Joz 24:14–17, 19–20).

Z przytoczonego tekstu chciałbym poruszyć tylko kilka punktów. Niedługo przed swoją śmiercią Jozue zwołał całego Izraela. Przeczuwając zbliżający się swój koniec rozumiał on, że jest to jego ostatnia możliwość przemówienia do ludu, którego był wodzem. Będąc świadomy ważności i odpowiedzialności tego momentu, czując obecność Bożą, przemawia on ze szczególną powagą i pouczeniem. Myślę, że i nam byłoby z pożytkiem wsłuchać się w te słowa, nawet jeśli dalecy jeszcze jesteśmy od myśli o śmierci. Niedawno w jednej z niemieckich gazet ukazał się artykuł pod tytułem: „Pożegnanie z Bogiem”. Przytacza się w nim dane statystyczne o tym, że w Niemczech, kraju niegdyś chrześcijańskim, obecnie tylko co czwarty obywatel uważa siebie jeszcze za chrześcijanina. Ludzie coraz bardziej zaprzedają się światowym przyjemnościom i rozrywkom, poświęcają swój wolny czas turystyce i sportowi. Milionami opuszczają kościoły i społeczności, stając się prawdziwymi poganami. Możecie sami rozsądzić, do czego to doprowadzi. Nie na próżno Słowo Boże mówi, że jeśli nie pragniemy wierzyć prawdzie, wtedy niechybnie zajmujemy się kłamstwem (2Ts 2:10–11). W tym momencie, gdy nasze serce zamyka się dla światła, otwiera się ono dla ciemności.

Tak więc, zwracając się do ludu izraelskiego, Jozue mówi:

— Oddajcie tedy Panu zbożną cześć i służcie mu szczerze i wiernie. — Tymi słowami wyraża on swoje ostatnie pragnienie i jednocześnie daje radę:

— Usuńcie bogów, którym służyli wasi ojcowie — kontynuuje — a służcie Panu. — W swoim Pierwszym Liście apostoł Piotr przypomina nam, za jaką cenę zostaliśmy kupieni: „… nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego” (1Pt 1:18–19). Wśród wierzących jest niemało takich ludzi, którzy uważają, że jeśli ich dziadkowie i ojcowie żyli i wierzyli tak, to i dla nich jest to wystarczające. Nie ma po co siebie niepokoić i szukać czegoś innego. Takie same wypowiedzi słyszy się i wśród pogańskich ludów. Tylko wiedzcie, przyjaciele, życie i wiara naszych ojców nie zawsze musi być dla nas właściwym kryterium. Jeśli ich życie nie było światłem i jeśli ich chrześcijaństwo było połowiczne, to nie może być naszym usprawiedliwieniem i w ogóle nie oznacza, że i my musimy być takimi samymi chrześcijanami. Właśnie dlatego Jozue, zwracając się do ludu Bożego, mówi:

— Usuńcie bogów, którym służyli wasi ojcowie za Rzeką i w Egipcie — to znaczy tam, gdzie nie byli oni jeszcze prawdziwie nawróconymi. Niech oni, nie będąc sami tego świadomi, będą bałwochwalcami, wy zaś nie bądźcie tacy. Dalej ten mąż Boży kontynuuje:

— A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć. — Jak widzicie, nikogo nie zmusza się. Każdy ma wolny wybór. Wszyscy rodzice pragną oczywiście, aby ich dzieci wybrały w swoim życiu dobrą drogę, jednak nie mogą oni ich przymusić, żeby to uczyniły. Mąż może pragnąć czegoś dla swojej żony, a żona dla męża, jednak i to nie jest w ich mocy. Możemy tylko wskazać innym prawdę, po czym pozostawić im prawo wyboru tego, czego pragną. W życiu każdego człowieka, wcześniej lub później, następuje moment, gdy musi dokonać wyboru. Tak samo było i wtedy. Jozue, zwróciwszy się do ludu, zaproponował im dokonanie wyboru: — Wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć: czy bogom, którym służyli wasi ojcowie… czy też bogom amorejskim, w których ziemi teraz mieszkacie — później zdecydowanie zakończył: — Lecz ja i dom mój służyć będziemy Panu. —

Tak… Jednak dziwny był ten Jozue. Był on niezależny od poglądów ludzi. Stojąc przed wielotysięcznym tłumem, spokojnie mówi: — Nawet jeśli nie zechcecie służyć Panu, to mimo wszystko ja i mój dom będziemy Mu służyć. — Zgodzicie się, przyjaciele, że wśród nas, chrześcijan, jest wielu, a nawet bardzo wielu takich, którzy podobnie jak martwa ryba pływają zawsze tylko z prądem. Ileż młodych dusz kieruje się z prądem do piekła tylko dlatego, że większość młodzieży idzie w tym kierunku! Czyż nie starcza nam mocy i odwagi, aby iść pod prąd? Jozue nie był taki. Stojąc przed licznym ludem, śmiało i z odwagą mówił: — Niezależnie od tego, co wy wybierzecie, ja i dom mój służyć będziemy Panu. — O, jak byłoby cudownie, gdyby i wśród nas znalazły się dusze, które by tak samo bezkompromisowo szły za Panem! Jakże potrzebujemy dzisiaj takich oto zdecydowanych w wierze żołnierzy Chrystusowych, przy czym nie tylko mężczyzn, lecz i niewiast, które, będąc tak zwaną słabą płcią, byłyby mocne i mężne w naśladowaniu Pana!

Zauważcie jeszcze, że Jozue mówi nie tylko za siebie, ale i za cały swój dom. Nie mówi on też o swoim domu, wyłączając przy tym siebie. Niestety, są mężczyźni, którzy z jakiejś przyczyny w swoim domu ustępują pierwszeństwa i nie zajmują kierowniczego miejsca, chętnie odstępując je żonie. Taki mąż nie jest prawdziwym mężczyzną, gdyż tylko wtedy będzie on rzeczywiście mężem, gdy stanie się prawdziwym mężem Bożym. Przecież tak też jest napisane, że „głową każdego męża jest Chrystus, a głową żony mąż” (1Ko 11:3). I jeśli stosunek męża do Boga nie jest w porządku, wtedy małżeństwo jest dosłownie tułowiem, nie mającym głowy. Mąż, który nie chodzi z Bogiem, już nie jest mężem, ale szmatą. I jeśli na takim mężu nie jeździ na oklep żona, to na pewno, niechybnie, jeździ na nim diabeł. Żywa ryba płynie zawsze pod prąd, tylko martwą potok może nieść, gdzie chce. Chwała Bogu, że Jozue nie zalicza się do liczby takich oto „martwych ryb”, ale jest sługą Bożym, który nie chce płynąć w kierunku ludzkich wymysłów i grzesznych namiętności. Był to prawdziwie przywódca ludu, we wszystkich swoich przedsięwzięciach kierowany przez Boga. Dlatego, cóż można oczekiwać od przywódców politycznych i narodowych, jeśli oni nie znają Boga? Czy mogą oni kierować krajem i rozwiązywać problemy państwowe? Pobłażliwość względem zła jest wielkim grzechem i Pan w swoim czasie zapyta ich o to. Wiem, że wśród znanych polityków na całym świecie są tacy mężowie, którzy trwają i walczą o prawdę, ale niestety bardzo często nie mają oni wsparcia, gdyż inni wolą pozostać biernymi obserwatorami. Nieraz już słyszałem od niektórych polityków gorzkie wypowiedzi:

— Jesteśmy sami. Nie ma chrześcijan, którzy by nas wspierali w naszej walce, dodając nam tym samym odwagi. Są oni zbyt pobożni, aby brudzić swoje ręce polityką. Wszystko kręci się u nich tylko wokół nich samych i ich tak zwanych problemów kościelnych. —

Przyjaciele moi! Dlaczego staliśmy się tacy ograniczeni? Gdzie są mężowie Boży w pełnym sensie tego słowa, przez których serca, umysły i ręce Bóg mógłby dokonywać wielkich rzeczy? Gdzie są ci, którzy by zawsze podtrzymywali dobrych przywódców, mówiąc im:

— Modlimy się za was, abyście byli mężami, których używałby i którymi kierowałby sam Bóg. — Nasze nabożeństwa w stacji misyjnej Kwasizabantu dość często odwiedzają politycy, kierujący i rządzący Południową Afryką. Po zgromadzeniu podchodzą oni i z wdzięcznością mówią:

— Bardzo ci dziękujemy, że swoimi kazaniami wzmacniasz nas, napełniając nowymi siłami do walki ze złem i bezprawiem w naszym kraju. Chwała Bogu, że takie głoszenie Słowa Bożego dodaje odwagi, aby iść z całą determinacją tylko do przodu! Jak widzicie, tacy ludzie także potrzebują wsparcia i zrozumienia.

I tak, Jozue był wodzem, który nie był zależny od nastrojów ani poglądów ludzkich i dlatego mógł spokojnie i zdecydowanie powiedzieć:

— Jeśli nie chcecie całym sercem służyć Panu, oddając się temu, do czego skłania się wasze serce, to możecie postępować jak chcecie, lecz ja i dom mój służyć będziemy Panu! — Jakie kazanie! Jakim przykładem dla naszych przywódców może być ten mąż Boży! Bracia, pastorzy! Zgodzicie się, że nie możemy oczekiwać od członków społeczności ponad to, co pokazujemy im w praktyce swego własnego życia. Ojcowie! Jak możemy żądać od dzieci tego, czego sami nie wypełniamy? Jeśli ojciec sam zdolny jest do kłamstwa, to jak może wychować dziecko na uczciwe? Czy może powiedzieć mu: „Dziecko, nie możesz kraść, łajdaczyć się, przeklinać i kłócić się”, gdy jednocześnie sam to czyni? A ty, matko! Powiedz, jak możesz oczekiwać od dzieci, żeby były one pracowite, posłuszne, życzliwe dla innych, dobre i cierpliwe, jeśli sama często nie jesteś taka? Tak więc, nie zdając sobie sprawy i nawet nie zauważając tego, stajemy się w postępowaniu jak faryzeusze, o których Chrystus powiedział kiedyś: „Na mównicy Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Wszystko więc, cokolwiek by wam powiedzieli, czyńcie i zachowujcie, ale według uczynków ich nie postępujcie; mówią bowiem, ale nie czynią” (Mt 23:2–3). Pomyślcie, czy słowa kazania i nasze wskazówki mogą mieć moc oddziaływania na inne dusze, jeśli praktyka naszego własnego życia nie potwierdza tego wszystkiego? Przypomnijcie sobie, co mówi nam Pismo o reakcji ludu w odpowiedzi na kazanie Pana: „A gdy Jezus dokończył tych słów, zdumiewały się tłumy nad jego nauką, albowiem uczył je jako moc mający, a nie jak ich uczeni w Piśmie” (Mt 7:28–29). Wiecie, na czym polega ta różnica? Jezus głosił tak, jak żył, a żył tak, jak głosił. A właśnie tego nie mieli faryzeusze. Oni tylko głosili innym o prawdzie, sami zaś w swoim życiu jej nie wypełniali.

A teraz przejdziemy do następnego punktu. Wysłuchawszy słów Jozuego, lud odpowiedział mu tak:

— Niech nas Bóg uchowa od tego, abyśmy mieli opuścić Pana, a służyć innym bogom. — I wyjaśniając przyczynę takiej decyzji, kontynuowali: — Gdyż to Pan, Bóg nasz, wyprowadził nas i naszych ojców z ziemi egipskiej, z domu niewoli. —

Powiedzcie, przyjaciele, a ile już Pan uczynił dla was? Co byłoby z wami, gdyby On nie objawił się wam w Swojej miłości i nie pociągnął ku Sobie? Z jakiej niewoli grzechu i zła On was już wyswobodził i ile cierpliwości oraz miłości jeszcze okazuje wam dzisiaj? Co mogłoby stać się z wami, gdyby światło żywego Słowa Bożego nie oświetliło waszej drogi życiowej? Przypomnijcie sobie, ile razy uchronił On was od nieszczęścia oraz w ilu upadkach i kłopotach życia już wam pomógł! Być może już nieraz byliście na krawędzi śmierci lub w śmiertelnym niebezpieczeństwie, jednakże On ulitował się nad wami i przedłużył jeszcze wasze życie. Czyżbyście zapomnieli o wszystkich tych łaskach?

Lud izraelski, słuchając słów Jozuego, przypomniał sobie tę łaskę, którą okazał mu Bóg i nie namyślając się, odpowiedział:

— Nie, my będziemy służyć tylko Panu, który tak wiele uczynił dla nas. — Wydawałoby się, że ta twierdząca, chóralna odpowiedź powinna była uradować męża Bożego, z całej duszy kochającego swój lud. Ale nie. Jego usta wypowiadają coś, co na pierwszy rzut oka brzmi zupełnie niezrozumiale. Zamiast zadowolenia i radości z powodu tego jednogłośnego „tak”, surowo i otrzeźwiająco brzmią jego słowa:

— Nie możecie służyć Panu, gdyż jest On Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, nie odpuści wam przewinień i grzechów waszych. — Dziwne, prawda? W odpowiedzi na zadane pytanie słyszy pozytywną odpowiedź, jednak reaguje przecząco: „Nie możecie służyć Panu”. Mimo woli powstaje pytanie: „Ale dlaczego?”. Odpowiedzią na to są następujące słowa Jozuego: „Gdyż jest On Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, nie odpuści wam przewinień i grzechów waszych”.

— Przecież Jozue zaprzecza sam sobie — może ktoś powiedzieć — z jednej strony swoim wezwaniem do ludu, aby służył Panu w czystości i świętości, wyraża swoje ostatnie życzenie i jednocześnie daje im radę, a z drugiej strony, usłyszawszy jednogłośne „tak”, sam odrzuca je i mówi im „nie”. Co to wszystko znaczy? Czy w rzeczywistości nie chciał, aby Izrael służył Panu? — Nie, oczywiście chciał. Jednak swoimi słowami zmusił ludzi do myślenia nad tym, jaki będzie ich koszt, jeśli zdecydują się służyć Panu. Przecież oni otwarcie o tym nie myśleli. Czy zgodzicie się, że jest to podobne do tego, co tak często zdarza się w naszych czasach? Ile jest dusz, które już dziesiątki razy, a być może i setki razy podejmowały decyzję służenia Panu, ale jak przy tym wygląda ich życie? Pewien Anglik jakoś tak powiedział:

— Przestać palić? Ach, to nie jest takie trudne! Ja, oczywiście, tysiące razy to czyniłem. — Mówiąc to, ciągle trzymał w ustach papierosa. Tak samo też bywa i u niektórych chrześcijan. W swoim życiu nieraz już kajali się, zwracając się do Pana, jednak i potem ciągle grzeszą. Myślicie, że to podoba się Panu? Jozue mówi ludowi wyraźnie i prosto, że tacy, jacy oni są, po prostu nie mogą służyć Panu, gdyż jest On Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, który nie będzie tolerował ich przewinień i grzechów.

Czy jest to dla was zrozumiałe, przyjaciele? Czy macie świadomość, że Bóg, któremu i wy służycie, jest Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, który nie będzie tolerował i waszych przewinień oraz grzechów? Przypomnijcie sobie dwóch synów arcykapłana Aarona, którzy byli sługami w Bożej świątyni. Czy Bóg ścierpiał ich grzech, gdy przynieśli oni obcy ogień na Pański ołtarz? Czy nie zapłacili za to swoim życiem? I jak reagował na to Mojżesz? Czy nie powiedział on, zwracając się do ich ojca i swego brata Aarona: „Oto, co Pan rzekł: Na bliskich moich okazuje się ŚWIĘTOŚĆ moja, a wobec całego ludu chwała moja” (3Mo 10:3)? Jak lekkomyślnie i często bezmyślnie możemy śpiewać: „Bliżej, o, bliżej wznieś mnie i tul do Siebie, Chryste”, nie rozumiejąc nawet, jakie słowa przy tym wygłaszamy! Przecież Bóg, któremu to mówimy, jest Bogiem ŚWIĘTYM! Niekiedy człowiek może bardzo szybko powiedzieć: „Będę naśladować Pana. Podjąłem ostateczną decyzję, aby My służyć”. Ale czy myślisz o tym, drogi przyjacielu, że Bóg, któremu zamierzasz służyć, jest Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, który nie będzie znosił twoich przewinień i grzechów? Przecież jest to najważniejsze, o czym musimy wiedzieć, decydując się na pójście za Panem!

Powiedz, bracie, a także ty, siostro! Czy nie ma obcego ognia w twoim życiu? Czy nie ma czegoś takiego, co Bóg zabronił nam czynić? Czyż nie wiesz, że kłamstwo, urąganie, oczernianie, gniew, zawiść, irytacja, przekleństwa, wszelkiego rodzaju rozpusta i nieczystość jest w oczach Bożych obcym ogniem? Wielu z czyniących to jeszcze nie zostało do tej pory ukaranych i żyją spokojnie tylko dlatego, że są daleko od Pana. Zapytacie, dlaczego tak mówię? Dlatego, bo z takimi grzechami nie można znajdować się w obecności Bożej, nie będąc ukaranym śmiercią, jak to się stało z Ananiaszem i Safirą (Dz 5:1–10). U Boga nie istnieją tak zwane „białe” czy wymuszone kłamstwa, do których są zdolni czasami nawet chrześcijanie. Oszustwo jest oszustwem niezależnie od tego, czy świadomie skłamałeś czy też z przymusu. Jest to grzech i Bóg nie ścierpi go. I jeśli z powodu obcego ognia w waszym życiu nie zostaniecie spaleni tutaj, na ziemi, to bądźcie pewni, że przyjdzie ten dzień, gdy będzie was palił i piekł ogień piekła. Dla takich przeznaczona jest straszna wieczność tam, „gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie” (Mk 9:56). Chrześcijanie! Powtarzając słowa Jozuego mówię, że nie możecie służyć Panu właśnie dlatego, gdyż jest On Bogiem świętym! Ten wniosek i dla nas pozostaje prawdą, z którą wcześniej lub później będziecie musieli się zgodzić.

A teraz rozpatrzmy słowa: „Bóg zazdrosny”. Przypomnijcie sobie pierwsze z dziesięciu przykazań: „Jam jest Pan, Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli. (Każdy chrześcijanin przed swoim nawróceniem i upamiętaniem żył duchowo w Egipcie, to znaczy w niewoli grzechu). Nie będziesz miał innych bogów obok mnie. Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja, Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze winę ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia” (2Mo 20:2–5). Jak widzicie, jeśli ojciec popełnia grzech bałwochwalstwa, to karę za to ponosi nie tylko on sam, lecz i jego dzieci, wnuki i prawnuki. Tak surowo karze Pan za służbę innym bogom.

Czym jest zazdrość, zapewne każdy wie. Szczególnie ostro uwidacznia się ten problem, gdy sprawa dotyczy małżeńskiej wierności. W Południowej Afryce wśród czarnych plemion, a szczególnie wśród Zulusów, do obecnego czasu niewierność karze się śmiercią. I jeśli czarnoskóremu mężczyźnie zadamy pytanie, jak by on postąpił, zastawszy w swoim domu żonę z innym mężczyzną, on, nie namyślając się, odpowie: „Na miejscu przebiłbym serce tego człowieka włócznią, a później zabiłbym i żonę”. Wiedząc o tym, żony nie mogą pozwolić sobie na niewierność mężowi, gdyż kosztowałoby je to życie. Pan, zwracając się do nas, którzy jesteśmy Jego ludem, mówi: „I zaręczę cię z sobą na wieki… I zaręczę cię z sobą na zasadzie wierności” (Oz 2:21–22). Nazywa On Kościół Swoją Oblubienicą. Właśnie dlatego Bóg oczekuje od nas wierności i pełnego oddania się jedynie Jemu, podobnie jak mąż żąda tego od swojej żony. Apostoł Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian także poświęca wiele uwagi małżeńskiej wierności, mówiąc, że współmałżonkowie powinni być sobie wierni do samej śmierci, jak mąż żonie, tak i żona mężowi. Jednak w życiu wielu ludzi i niestety nawet chrześcijan jest to dalekie od tego, jak powinno to wyglądać. Ilu mężczyzn w myślach żywcem grzebie swoje żony tylko dlatego, że w sercu szukają sobie innej! Tak samo postępują i żony, otwarcie nienawidząc swoich mężów, a nawet życząc im śmierci, aby w ten sposób wyzwolić się i zostać żoną innego. I przy tym wszystkim ośmielają się nazywać siebie chrześcijankami! Mówiąc źle innym o swoich mężach, nie podejrzewają one nawet, że w oczach Bożych dokonują zabójstwa. A zabójcy, jak nam wiadomo, Królestwa Bożego nie odziedziczą.

Tak więc, jeśli my, będący oblubienicą zaślubioną Bogu, cudzołożymy, oddając siebie innym bogom, to oczekuje nas smutny los. Święty trójjedyny Bóg jest Bogiem zazdrosnym, który nie cierpi i nigdy nie będzie tolerował niewierności. Właśnie dlatego Jozue, powstrzymując pośpieszną obietnicę ludu izraelskiego służenia tylko Bogu, mówi: „Nie możecie służyć Panu, gdyż jest On Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, nie odpuści wam przewinień i grzechów waszych”.

Słowo Boże w Liście apostoła Jakuba, 1:19, mówi: „A niech każdy człowiek będzie skory do słuchania, nieskory do mówienia”. U nas zaś często bywa inaczej. Bardzo śpieszymy się, aby coś powiedzieć lub oświadczyć, nawet nie myśląc, jaki będzie tego koszt. Tak i w danym przypadku Jozue musiał powstrzymać lud przed przedwczesną obietnicą, dawaną Bogu bez głębszego przemyślenia.

— Czy rozumiecie — mówi on Izraelitom — co znaczy danie takiej obietnicy Bogu? Czy pomyśleliście o tym, że On jest Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, który nie będzie tolerował waszego bezprawia i waszych grzechów? Czy nie wiecie, że nie można służyć Bogu i bałwanom, na przykład mamonie (bogactwu), któremu jesteście tak bardzo oddani? —

Jak widzicie, Jozue nie był podobny do ewangelistów i kaznodziejów naszych czasów, którzy są po prostu mistrzami w ułatwianiu ludziom drogi do Chrystusa.

— Tylko przyjdź do Jezusa — mówią oni — a On od razu przebaczy ci wszystkie przewinienia. A jeśli i w przyszłości w czymś zgrzeszysz, to zwróć się w modlitwie do Niego i znów zostanie ci wszystko odpuszczone. Przecież łaska Pana i Jego miłość nie mają granic. — Tak rozpoczyna się ich kazanie i w taki sam sposób się kończy. Takie uproszczone podejście do zagadnienia nawrócenia i upamiętania jest wielkim błędem współczesnych sług Bożych. Niektórzy z nich idą jeszcze dalej, przyciągając ludzi różnymi obietnicami.

— Przyjdź do Chrystusa — namawiają — a otrzymasz uzdrowienie! Odpowiedz na Jego wezwanie, a wszystkie twoje problemy od razu zostaną rozwiązane. Wierz Bogu, a On uczyni cię bogatym, dając wszystko, czego tylko zapragniesz! Przyjmij Jezusa jako swojego osobistego Zbawiciela, a unikniesz sądu i ognia piekielnego! — Słysząc podobne obietnice, ludzie chętnie przychodzą na takie zgromadzenia, stają się chrześcijanami i nawet świadczą innym o swoim zbawieniu, ale sami dalej żyją w grzechach. A gdy zaczyna niepokoić ich sumienie i z powodu świadomości swej grzeszności zaczynają się męczyć i szukać pomocy duchowej, wtedy zaraz słyszą uspokajające zapewnienia:

— Nie musisz się przejmować. Chrystus wie, że wszyscy jesteśmy słabi i dlatego zawsze pozostaniemy grzesznikami. On kocha nas takich, jacy jesteśmy. — Tylko w kazaniu prawdziwego męża Bożego, Jozuego, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nie śpieszył się z wyrażaniem swojej radości, usłyszawszy zapewnienia ludzi, że chcą oni służyć Panu, ale od razu dał im do zrozumienia, że będzie to dla nich niemożliwe, jeśli zamierzają dalej grzeszyć.

Wiedzcie, drodzy przyjaciele, że słowa naszych obietnic pójścia za Panem nie mają żadnego znaczenia, jeśli nie jesteśmy gotowi zerwać z poprzednim życiem, skończyć z rozpustą i przerwać nieczystą przyjaźń z dziewczynami i chłopcami. Jeśli rzeczywiście postanowiliście iść za Chrystusem, to wtedy tylko On może być waszą pierwszą i jedyną miłością. Przestańcie się irytować, obrażać się, nienawidzić się i złościć. Pozostawcie w końcu waszą złą pamiętliwość i przygryźcie raz na zawsze wasz język, który rozpalany jest przez piekło! Czy myślicie, że z całym tym obcym ogniem będziecie mogli ostać się przed Panem? Nie! Nigdy! Dlatego Jozue wprost i otwarcie powiedział ludowi: „Nie możecie służyć Panu, bo On nie ścierpi waszych przewinień i grzechów”. Zapewne inni, będąc na jego miejscu, usłyszawszy od ludu słowa postanowienia i obietnicy, cieszyliby się, mówiąc:

— O, jak cudownie! Przecież to początek przebudzenia duchowego! Cały lud bez wyjątku pragnie służyć Panu! — Jednak mąż Boży reagował inaczej. Na przyjazne „tak” całego ludu odpowiada on zdecydowanym „nie” i widząc zmieszanie, wyjaśnia:

— Mówicie tak tylko dlatego, bo nie zdajecie sobie sprawy ze swoich słów. Czy macie nadzieję, że Bóg będzie tolerował wasze grzechy i przewinienia? Przecież On jest Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym! — Także i ty, przyjacielu! Czyżbyś z takim swoim życiem rodzinnym ty też zabierał się do służenia Panu? Ty, mąż, traktujący żonę czy dziecko tak, jak gdyby oni nie byli ludźmi podobnymi do ciebie? Czy myślisz z tym też służyć Panu? Żono! A jak ty możesz liczyć na służbę Chrystusowi, jeśli rozmawiasz z mężem tak, jak gdybyś to ty, a nie on, była panem w domu? Albo ty, dziecko! Jesteś synem i córką! Masz nadzieję i ty zadowolić Boga, jeśli traktujesz swoich rodziców tak, jakbyś to ty wydało ich na świat? Jak możecie zapominać, że Bóg jest Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, który nie ścierpi waszych grzechów? Dobrze to przemyślcie i rozważcie to wszystko, jeśli rzeczywiście zabieracie się służyć Mu.

A teraz przejdziemy do następnych słów Jozuego. Przyhamowawszy Izraelitów w pośpiesznych obietnicach, mówi on:

— Jeżeli opuścicie Pana i służyć będziecie obcym bogom, to On odwróci się, sprowadzi na was nieszczęście i wygubi was, chociaż przedtem wyświadczał wam dobrodziejstwa. — Są ludzie, którzy trzeźwo wszystko oceniwszy, mówią:

— O, nie! Jeśli rzeczywiście wszystko jest tak poważne i surowe, i jeśli Bóg ma takie surowe podejście do grzechu, wtedy już lepiej w ogóle nie będę chrześcijaninem i będę żył tak, jak żyłem. Przecież gdy podejmę decyzję służenia Panu, a sam będę grzeszyć, wtedy ściągnę na siebie klątwę i jeszcze większy sąd. Nie, w takim przypadku lepiej już w ogóle nie być chrześcijaninem. — Tak sądzącym ludziom chciałoby się powiedzieć:

— Lecz, czy wiecie, że odrzucając wezwanie Pana, aby pójść za Nim, tym samym decydujecie się iść przeciw Niemu? Przecież gdy słyszycie Jego głos i odpowiadacie na ten głos odmową, oznacza to, że stajecie się przeciwnikami Wzywającego i już przez to ściągacie na siebie sąd. — Jako przykład chcę opowiedzieć pewną tragiczną historię.

Kilka lat temu trafiło mi się być w USA, w Nowym Jorku. Mieszkała tam pewna dziewczyna o imieniu Alicja, która była jedyną córką znanych w tym mieście, bardzo bogatych i powszechnie szanowanych ludzi. Miałem okazję przebywać w ich domu, który wyglądał jak pałac. Sypialnia dziewczyny była tak wspaniała, że takie mają zapewne tylko księżniczki. Bóg nieraz kołatał do jej serca, lecz życie tej bogatej spadkobierczyni było zanadto dobre, aby Go pragnąć. I oto stało się tak, że spożywając kiedyś obiad w restauracji, ujrzała niezwykle pięknego mężczyznę, w którym się zakochała od pierwszego wejrzenia. Alicja nigdy i nikogo jeszcze nie kochała i zachowując siebie w czystości, żyła bez skazy przykładnym życiem. Teraz to uczucie, pierwszy raz doświadczone, ogarnęło ją z taką mocą, że prawie straciła zmysły, dosłownie spalając się z miłości. Alicja sama nie mogła zrozumieć, co z nią się dzieje. Była dosłownie oczarowana. Przy pierwszej sposobności, gdy rodzice wyjechali na kilka dni, zadzwoniła do tego mężczyzny i zaprosiła go do siebie, mówiąc, że sama jest w domu. Zjawił się bezzwłocznie z butelką szampana i cudownym bukietem z dwunastu czerwonych róż. Rozumie się, że Alicja nie mogła nawet przypuszczać, iż razem ze skrzącym się szampanem i pięknymi różami przyniósł jej też chorobę AIDS. Jeden raz, tylko jeden raz spędziła ona z tym młodym człowiekiem noc, jednak i to okazało się wystarczające, aby zarazić się tą okropną chorobą. W tym momencie, oczywiście, ona o tym nawet nie myślała. Dziwna sprawa. Później, gdy otrzymała to, do czego tak dążyła, cała jej miłość gdzieś uleciała, a jej miejsce wypełniła w sercu straszna nienawiść, której przyczyny dziewczyna sama nie mogła zrozumieć. Od tego wydarzenia minęło kilka lat. I oto kiedyś Alicja zachorowała. Coraz częściej niepokoił ją żołądek. Przepisywane lekarstwa nie pomagały i lekarz poradził jej dokładne, stacjonarne badania. W ciągu dziesięciu dni specjaliści najlepszego szpitala, czyniąc wszystko, co możliwe, próbowali ustalić diagnozę choroby, jednak to im się nie udało. W końcu jeden lekarz powiedział jej na osobności:

— Alicjo! Ja wiem, że jesteś dobrą i porządną dziewczyną. Wiem, że jest ci obce niemoralne życie, które prowadzi wielu twoich rówieśników. Ale pozwól nam zbadać cię na wirusa HIV. — Po kilku dniach z laboratorium przyszedł wynik: analiza krwi na wirusa HIV dodatnia. Trudno opisać słowami ten szok, który musiała przeżyć dziewczyna, ale szczególnie silnym wstrząsem było to dla jej rodziców. Matka powiedziała córce, że nigdy jej tego nie wybaczy i że nie chce mieć z nią nic więcej wspólnego. Nie mniej wstrząśnięty straszną wiadomością ojciec miał w tym przypadku bardziej miękkie serce i pogodziwszy się z myślą o hańbie, starał się przekonać żonę, żeby nie wyganiać córki z domu. To, co się stało, było nie tylko dla rodziców, ale i dla wszystkich krewnych oraz przyjaciół gorzką pigułką. Nic już nie było w stanie uratować jej życia.

— Myślałam o szczęściu — opowiadała mi później. — Myślałam o szczęśliwym życiu małżeńskim. Chciałam mieć dużo dzieci i być dobrą matką oraz żoną. Teraz to nigdy się nie stanie. Wszystko skończone. Przeżywszy hańbę swojego upadku, postanowiłam nigdy więcej nie powtórzyć tego. Jednak dla mnie i jeden raz okazał się wystarczający, aby przekreślić szczęście całego życia i podpisać sobie wyrok śmierci. Ja wiem, że mnie już nic nie zmieni, lecz jest coś, co chcę jeszcze uczynić. Zanim nastąpi godzina mojej śmierci, chciałabym przejechać po stanach i miastach Ameryki i występując przed dziewczynami ostrzec je przed tym tragicznym błędem, który ja popełniłam. —

Ale niestety, wszędzie, gdzie przemawiała, spotykał ją śmiech i naigrywanie się dziewcząt. Tylko najbliższa przyjaciółka Alicji przyjęła jej słowa do serca. Jednak ani pogarda, ani szyderstwa nie powstrzymały odważnej decyzji Alicji. Mówiła ona, że jeśli z dwustu czy trzystu dziewcząt, przed którymi zwykle występowała, chociażby jedna przyjmuje słowa jej ostrzeżenia, wtedy jej wysiłki nie są daremne. Moje spotkanie z tą dziewczyną miało miejsce dwa lata temu. I oto teraz otrzymałem wiadomość, że miesiąc temu ona umarła. Taki był jej koniec.

Drogi przyjacielu! Ty, który mówisz, że jesteś jeszcze za młody i chciałbyś nacieszyć się życiem. Wiedz, że następnym razem, gdy tak oto „ciesząc się” znowu popełnisz grzech — z tobą może zdarzyć się to samo, co przydarzyło się amerykańskiej dziewczynie Alicji. Chcę przytoczyć oficjalne dane, przedstawione w Amsterdamie na zjeździe lekarzy — specjalistów od choroby AIDS. Ich wniosek jest taki: narkomani zapadają na AIDS sześć razy częściej niż zwykli palacze. A ci z kolei zarażają się o wiele częściej niż ci, którzy nie palą. Coraz bardziej rozprzestrzeniająca się narkomania, prostytucja i homoseksualizm są wspaniałą glebą dla tej strasznej choroby, prowadzącej do nieuchronnej śmierci.

Tak, przyjaciele! Czy wśród was są palacze, narkomani i amatorzy nawiązywania wątpliwych znajomości oraz lekkomyślnych związków? Jeśli tak, to wiedzcie, że w momencie, gdy nie będziecie tego oczekiwać, otrzymacie AIDS, który będzie oznaczać dla was śmierć. Przeciwko wirusowi tej strasznej choroby nie ma ani szczepionki, ani lekarstw. Profilaktyką może być tylko jedno — zweryfikować od podstawy swoje życie i swoje zachowanie w stosunku do odmiennej płci. Uczeni i lekarze, zajmujący się badaniem tej choroby i poszukiwaniem metod jej leczenia, bliscy są rozpaczy z powodu braku efektów swojej pracy i proponują, żeby wydawane na ten cel pieniądze przeznaczyć lepiej na środki zapobiegawcze. Czynnik wywołujący chorobę AIDS ciągle się zmienia i doszło do tego, że pojawił się taki rodzaj wirusa, którego nie można wykryć żadnymi, znanymi do tej pory metodami badań laboratoryjnych. Człowiek, zarażony takim rodzajem wirusa, umiera ze wszystkimi klinicznymi objawami AIDS, podczas gdy rezultat badania jego krwi jest ujemny. W ten sposób niemożliwe jest ustalenie człowieka, będącego źródłem zakażenia, ani też dalszych dróg rozpowszechniania się choroby. Szokującym faktem dla lekarzy z wielu krajów jest to, że nieuchronnie rośnie liczba zachorowań wśród ludzi w starszym wieku i staruszków. I właśnie u nich często nie jest możliwe ustalenie przyczyny ani źródła zakażenia.

Jak widzicie, żyjemy w takim czasie, o którym mówi się w Objawieniu Jana. Diabeł działa w mocy i wściekłości, ale i Pan działa także. I dlatego nierzadko, zwracając się do słuchaczy u siebie w Południowej Afryce, mówię:

— Życie wygląda tak, że wy z konieczności powinniście stać się chrześcijanami, jeśli chcecie przeżyć. Bóg, jeśli można tak się wyrazić, bierze cudzołożników za kark. I kto nie zechce porzucić tego grzechu, musi liczyć się z AIDS. Tak czy inaczej, zapłata jest nieunikniona. I to, że próbuje się wmówić ludziom możliwość skutecznego zabezpieczenia się przed tą chorobą — to jest czystym kłamstwem! We wszystkim, co obecnie proponuje się w tym celu, nie ma żadnej pewności. Pewne jest tylko jedno — przyjście do Jezusa i złożenie swojego grzech rozpusty u podnóża krzyża, otrzymanie odpuszczenia, wybawienia i łaski. A jeżeli już w swoich pożądliwościach doszedłeś do takiego stanu, że już nie jesteś w mocy panować nad swoim własnym ciałem, to zwróć się do lekarza, aby uczynił z tobą to, co czyni weterynarz z bykiem. Możliwe, że brzmi to bardzo grubiańsko. Zapewne niektórzy z was powiedzą:

— Erlo, zapędzasz się w tym problemie za daleko! Po prostu jest to niedopuszczalne, żeby tak głosić! — Odpowiadam takim:

— Zbliża się czas, gdy i wy zmuszeni będziecie tak głosić! Dusze giną i dlatego ktoś musi w końcu im o tym wprost powiedzieć. Gdybyście i wy mieli do czynienia z wyznaniami, wtedy na pewno chwycilibyście się za głowę zrozumiawszy, jak daleko już są niektórzy w tym problemie. — Po prostu nie mogę nie nazywać rzeczy po imieniu. I jeśli tak głosząc czynię siebie w waszych oczach durniem, to co powiecie o Chrystusie, który w Swoim kazaniu na górze mówi takie słowa: „Jeśli tedy prawe oko gorszy cię, wyłup je i odrzuć od siebie, albowiem będzie pożyteczniej dla ciebie, że zginie jeden z członków twoich, niż żeby całe ciało twoje miało pójść do piekła. Jeżeli więc ręka twoja, albo noga twoja cię gorszy, utnij ją i odrzuć od siebie; lepiej jest dla ciebie wejść do żywota kalekim lub chromym, niż mając obydwie ręce lub obydwie nogi być wrzuconym do ognia wiecznego” (Mt 5:29; 18:8). Widzicie, jak poważne podejście ma Bóg do grzechu? Ale… ale… Czegoś pośredniego między tym nie ma. I jest to wiążące także i dla nas. My też musimy wybrać dzisiaj: czy uśmierciwszy w sobie grzech iść za Panem, czy też razem z grzechem iść w ogień piekielny. Nie zapominajcie, że Bóg, o którego miłości wiemy i tak chętnie mówimy innym, jest Bogiem świętym, który nie ścierpi naszych przewinień i grzechów. Grzech pociąga za sobą nieuchronną zapłatę i jej skutki poniesiemy nie tylko my sami, lecz i nasze dzieci, wnuki i prawnuki (2Mo 20:5). Tak więc, popełniając grzech, ściągamy klątwę na nich wszystkich, a oni, trafiwszy do piekła, będą tam przeklinać nas całą wieczność. Jednak wszystko może wyglądać zupełnie inaczej, jeśli będziemy kochać Pana i chodzić przed Nim w posłuszeństwie, wypełniając Jego przykazania. Wtedy Bóg stanie się dla nas Bogiem błogosławiącym i okazującym łaskę nie tylko nam, ale i dzieciom oraz wnukom, a także wszystkim naszym potomkom do tysiącznego pokolenia (5Mo 5:9–10).

Tak więc, wybierzcie dziś, komu służyć. I jeśli zdecydujecie się za swojego pana mieć Pana, wtedy nie zapominajcie, że On jest Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, który nie będzie tolerował waszych grzechów i przewinień. Pomimo tego jednak chcę poradzić wam, aby wybrać za swego pana Chrystusa. Bo jeśli Go odrzucicie, postanowiwszy żyć wolnym życiem tego świata, wtedy śmierć wasza może nastąpić wcześniej niż myślicie. I ten Bóg, który uczynił wam kiedyś tyle dobrego, stanie się waszym wrogiem, jak też czytaliśmy o tym na początku: „Jeżeli opuścicie Pana i służyć będziecie obcym bogom, to On odwróci się, sprowadzi na was nieszczęście i wygubi was, chociaż przedtem wyświadczał wam dobrodziejstwa” (Joz 24:20). Popatrzcie na bluźniących Bogu! Popatrzcie na odstępców! Jak oni się męczą! Ile bólu i nieszczęść ściągają na siebie swoim odstępstwem!

U nas w Południowej Afryce była pewna czarnoskóra kobieta, poganka. Wszystkie jej dzieci po osiągnięciu dwóch, trzech lat umierały z nieznanej przyczyny. Nie mogąc dłużej tego znieść, poszła do swego męża, prosząc go o pozwolenie pójścia do chrześcijan w Kwasizabantu.

— Dobrze — odrzekł. — Jeżeli żaden czarownik i żaden środek czarodziejski nie mógł nam pomóc, to idź i poszukaj pomocy u Boga chrześcijan. — Otrzymawszy pozwolenie, przyszła ona do nas, do stacji misyjnej i na jednym z nabożeństw się nawróciła. Minął jakiś czas, a ona ponownie była brzemienna i urodziła syna. Gdy chłopczyk skończył dwa, a później trzy lata, ojciec z trwogą oczekiwał jego nagłej śmierci. Jednak minęło pięć lat, a dziecko pozostawało żywe i zupełnie zdrowe. Wtedy mąż, uspokojony tym, powiedział żonie:

— No tak, dziecko nie umarło, dlatego możesz już skończyć ze swoim chrześcijaństwem. Teraz nie jest nam już ono potrzebne. — I ta głupia kobieta pod wpływem swojego męża zgodziła się z nim i pozostawiła Pana. Nie minęły ani trzy miesiące po tym, gdy ich syn znalazł się w grobie. Jak widzicie, Pan i w tym przypadku nie ścierpiał zmiany. Odejście od Niego pociągnęło za sobą nieoczekiwaną zapłatę. Kilka dni po pogrzebie ta kobieta, cała w łzach, znowu przyszła do stacji misyjnej.

— Zgrzeszyłam — mówiła płacząc — zrobiłam ze swego męża bożka dla siebie, przez co stałam się niewierna Jezusowi i pozostawiłam Go. Teraz mój pięcioletni syn jest martwy. Czy Pan może przebaczyć takiej grzesznicy, jak ja?

— Zanim odpowiem ci „tak” — rzekł jej sługa naszej misji — chcę cię o coś zapytać. Czy zrozumiałaś, że Bóg jest Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, który nie toleruje naszej niewierności, grzechów i przewinień? Doświadczyłaś tego, czyż nie tak? Czy jesteś teraz świadoma, z jakim Bogiem masz do czynienia?

— Tak — w pokorze odpowiedziała kobieta. — Teraz to wiem. Przeżyłam świętość i zazdrość Bożą na samej sobie i dlatego w prochu i popiele korzę się przed Nim.

Po tym wszystkim Pan znów okazał jej Swoją łaskę. Przecież On jest Tym, którego miłość przewyższa niebiosa i który mówi: „A choćby się góry poruszyły i pagórki się zachwiały, jednak moja łaska nie opuści cię” (Iz 54:10). W taki sposób ta zbłąkana owca powróciła do swojego kochającego Pasterza. Odpuściwszy tej kobiecie, Bóg znów obdarzył ją dziećmi. Dziś jest ona matką pięciorga pięknych, posłusznych dzieci i wiernie trwa w służbie, którą powierzył On jej w Swojej winnicy. Zaś jej mąż mówi teraz: „Nigdy więcej nie pozwolę sobie na odciągnięcie ciebie od Pana. Teraz i ja poznałem, że On jest Bogiem świętym, Bogiem zazdrosnym, który nie toleruje grzechu”.

Na zakończenie, zwracając się do każdego z was słowami Jozuego, chcę powiedzieć: Wybierz sobie teraz, komu będziesz służyć! I jeśli nie chcesz służyć Panu, to zdecyduj dzisiaj, jakiemu bogu będziesz odtąd służyć. Już dość kulejesz na obydwie nogi, służąc jednocześnie dwom panom. Za kim idziesz? Za Panem, czy światem i diabłem? Odpowiedz w końcu wprost na to Boże pytanie. Powiedz Mu raz i na zawsze „tak” lub „nie”, a ja będę świadkiem w wieczności tego, jakie z tych dwóch słów zabrzmiało teraz w twoim sercu, w tym momencie, w tej decydującej godzinie. Zapamiętaj datę, mój przyjacielu. Zapamiętaj rok, miesiąc i dzień. Spójrz na zegarek i zapamiętaj godzinę oraz minutę, w której Pan w niebie, w Księdze Żywota zapisał twoją odpowiedź: „tak” lub „nie”.