Największe przykazanie

  Audycja nr: 297
Przygotował: Pastor Henryk Zagrodnik
Tekst biblijny: Ewangekia św. Mateusza 25:31–46;
Data opublikowania: 06. 08. 2005
Czas odtwarzania: 21:05 min
Rozmiar pliku: 2845 kB
                        Posłuchaj/Pobierz

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa znane było powiedzenie odnośnie do chrześcijan: „Paczcie jak oni się miłują!” Tak mówiono o ludziach wierzących. W owych czasach była to najskuteczniejsza broń, którą zdobywali chrześcijanie dusze dla CHRYSTUSA PANA i Jego Ewangelii. Otaczający ich świat pogański był już tak przesycony nieprawością, rozbojem, pustką duchową, niemoralnością i innymi grzechami, że tą nową wartość duchową zaprezentowaną przez chrześcijan, zaczęli pragnąć jak człowiek świeżego powietrza. Sytuacja ta w ciągu wieków zaczęła zmieniać się na niekorzyść chrześcijaństwa. Zamiast zdecydowanie posuwać się do przodu następowało cofanie się. Co było przyczyną w owych czasach, że stan duchowy Kościoła chylił się ku upadkowi? Dlaczego dzisiaj jest podobna sytuacja? Czy dlatego, że mniej jest kaznodziejów, mniej egzemplarzy Biblii, mniej środków finansowych, czy gorsza komunikacja? Na pewno nie! Tego wszystkiego jest dostatecznie dużo i coraz więcej przybywa.

Drukarnie towarzystw biblijnych i różnych książek chrześcijańskich pracują na pełnych obrotach. Coraz więcej przybywa radiowych programów religijnych a studia teologiczne stają się coraz bardziej modne. Dlaczego więc w skali światowej ilościowo chrześcijan nie przybywa, lecz wręcz ubywa? Przyczyną tego stanu rzeczy jest, że ta najbardziej skuteczna broń chrześcijan, jaką jest miłość, stępiła się, a może nawet zupełnie przestała działać. Dzisiaj świat nie może dopatrzyć się tej chrześcijańskiej miłości. Mało tego; świat nie widzi, aby sami chrześcijanie między sobą tak naprawdę się miłowali. Ale wróćmy na chwilę do tamtych czasów. Co takiego robili owi wyznawcy CHRYSTUSA PANA, że tak zadziwili świat? Dla lepszego zrozumienia posłużę się świadectwem o chrześcijanach, pewnego pisarza rzymskiego, który opowiada, że chrześcijanie dniami i nocami czuwali w pobliżu więzienia i w korytarzach więziennych, aby być w każdej chwili gotowym do posługi swoim współbraciom, którzy byli osadzeni w celach więziennych. Gorące umiłowanie PANA JEZUSA i oddanie się Jemu prowadziło tych ludzi do wzajemnej miłości. Tak jak wszyscy ludzie, tak i oni mieli swoje biedy, troski i upadki. Kochali oni jednak bardzo swego ZBAWICIELA.

Nic nie było im droższe niż chwila spotkania się z NIM już na zawsze. Jakże mogli się liczyć ze swoim życiem, ze swoim czasem i karierą życiową, skoro tak nie wiele wymagali od tego życia? Kochali swego Zbawiciela i wszystkich wierzących chrześcijan. Była to prawdziwa miłość pochodząca z góry, gotowa do poświęceń za każdego chrześcijanina. Opowiem wam o dwóch autentycznych zdarzeniach: Starszy człowiek idąc ulicą obok pawilonu handlowego, nie wiadomo, z jakiego powodu spada szyld, trafiając kantem w głowę tego człowieka. Z rany obficie popłynęła krew. Mężczyzna słaniając się wyciągnął chusteczkę i usiłował zatamować krwotok. Wkrótce chusteczka zaczerwieniła się. Zaczął się bezradnie rozglądać. Obok niego przechodzili ludzie. Przechodziła tam młoda wierząca dziewczyna i zaofiarowała mu pomoc. Próbowała zatrzymać taksówkę. Ale gdy właściciel taksówki usłyszał, o co chodzi, powiedział: „Kto mi zapłaci za pokrwawione siedzenia i odjechał.” Dopiero przy pomocy policji udało się zatrzymać drugą taksówkę i zawieść poszkodowanego do pogotowia. W pogotowiu zapytano: „Kim pani jest dla tego pana?” Nikim, odpowiedziała. Jak to? A gdy dowiedzieli się, że znalazła się przypadkowo w tym miejscu nie mogli się nadziwić.

Na chodniku przy przejeździe kolejowym obok szlabanu leży starszy człowiek a obok niego kilka osób. Podchodzi młody chrześcijanin i niezdarnie próbuje go podnieść. Jeden ze stojących odezwał się: „Zostaw go, jeszcze mu, co zginie i powie, że go okradłeś.” Gdy tak był prowadzony w kierunku jego domu, zapytał młodzieńca:, „Kim jesteś?” Młodzieniec odpowiada: moje nazwisko nic panu nie da. Ale ponieważ podopieczny koniecznie chciał rozmawiać, młodzieniec zaczął mu mówić o PANU JEZUSIE. Brak reakcji na niedolę ludzką nazywamy znieczulicą społeczną. Jest to jedna z najstraszniejszych chorób duchowych naszego uprzemysłowionego stulecia. Ona to powoduje, że często widząc rannego w wypadku człowieka ludzie się szybko z tego miejsca oddalają, bo to może być niebezpieczne, a z drugiej strony, to sprawa pogotowia i policji. I takie są często nasze usprawiedliwienia. Pewien malarz zobaczył siedzącego żebraka, chociaż przedtem też widywał żebraków, lecz z twarzy tego żebraka zobaczył jakby obraz PANA JEZUSA; i w tej chwili przypomniały mu się słowa ZBAWICIELA: „Byłem nagi, nie przyodzialiście MNIE, Byłem głodny, nie nakarmiliście MNIE itd. (Mat.25,34-36)....cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, MNIE uczyniliście, powiedział PAN JEZUS. (Mat.25,40). A tych najmniejszych braci jest jeszcze ciągle tak dużo na tym świecie.

PAN JEZUS opowiadając przypowieść o miłosiernym Samarytaninie wspomniał o dwóch ludziach, którzy widząc poranionego Żyda poszli dalej. Jeden z nich był kapłanem a drugi Lewitą. Obaj spieszyli do Jerozolimy, aby wykonać swoje czynności w świątyni. Nie mieli, więc czasu, a może bali się zatrzymać i udzielić pomocy rannemu. Mieli raczej na uwadze „ważniejszą służbę.” Dzisiaj wielu chrześcijan podobnie może powiedzieć: „Idę głosić Ewangelię i nie mam czasu zajmować się innymi sprawami.” W obecnych czasach tysiące ludzi z różnych wyznań chrześcijańskich spieszy na nabożeństwa. Po drodze jednak mijają wiele cierpienia, upadek moralny i nędzę. Jednym słowem omijamy ten „zagubiony świat.” Idą do Kościoła, aby spotkać się z BOGIEM i usłyszeć Jego poselstwo. Gdy tymczasem BÓG jest tak blisko, tuż przy ich drodze. Wszystko byłoby dobrze, tylko, że to wymaga schylenia się, stratę cennego czasu, niewygody i poświęcenia. Tysiące ludzi na świecie każdego dnia umiera z powodu niedożywienia względnie całkowitego głodu. Gdy tymczasem miliony bogatych chrześcijan bawi się i modli w pięknych świątyniach. Są młodzi kaznodzieje, którzy niczego nie tknęli palcem w swojej samarytańskiej służbie, nawet we własnym Kościele. Natomiast bardzo głośno mówią o BOŻEJ miłości i swoich przeżyciach. Tak, to jest prawdą, że BÓG jest miłością i że jest obecny tam, gdzie Jego lud się zbiera. Tej prawdy wszyscy chrześcijanie dożywają, ale nie pochwalajmy czynu w imię jakiegoś nieokreślonego humanitaryzmu bez PANA JEZUSA. Właśnie w dobie obecnej możemy zobaczyć CHRYSTUSA PANA w zranionym człowieku lub żebraku, jak to zauważył wspomniany malarz. Ten zmechanizowany wiek sprzyja obojętności na widok cierpienia i biedy. Tak mało mamy czasu dla siebie a tu jeszcze troszczyć się o innych? Zabiegany człowiek nie jest zadowolony jak mu się przeszkadza w pracy, w nauce a nawet w wypoczynku.

Niestety, obojętność na cierpienie i potrzeby ludzi otaczających nas, będących członkami naszych społeczności nie omija i nas ludzi wierzących. Żyjemy w wieku sprzyjającym panoszenia się tej choroby. Potrzeba nam naprawdę więcej duchowych kaznodziejów i diakonów. Wszystko to jest potrzebne przy obecnym rozwoju świata. Najbardziej jednak nam potrzeba poświęcenia swego życia CHRYSTUSOWI PANU, umiłowania GO z całego serca i zaparcia się siebie samego. W otaczającym nas świecie, mimo jego postępów w każdej dziedzinie, włącznie z najbardziej ważną dla życia człowieka współczesną medycyną, wzrasta z każdym dniem zapotrzebowanie na miłosierdzie i pomoc.

A co robią chrześcijanie w tej dziedzinie, aby ta sytuacja uległa zmianie? Nie chodzi tu o zorganizowaną pomoc kościelną, lecz o osobisty stosunek każdego z nas do panującej sytuacji w świecie a szczególnie upadku moralnego. PAN JEZUS przemawia nie tylko przez płomienne usta kaznodziejów z kazalnicy, lecz jest obok nas w osobie siostry czy brata, którzy oczekują od nas wsparcia duchowego, ale nie tylko. PAN JEZUS jest tam, gdzie leży chory w nie ogrzewanym mieszkaniu lub osobie starszej szamocącej się z ciężkim bagażem. Już niewiele pozostało nam czasu i wkrótce nastanie kres tego biegu. PAN JEZUS może jeszcze dzisiaj przyjść po Swój Kościół. Wtedy okaże się, że ledwie zbawieni będziemy i w dodatku nie wszyscy. Podobieństwo o czworakiej roli jeszcze nigdy tak przekonująco nie przemawiało jak obecnie. (Łuk.8,5-15). Czasy się zmieniły, tempo życia wzrosło, ale PAN JEZUS nadal leczy z choroby obojętności. Być może nastanie jeszcze czas, kiedy świat powie: „Patrzcie, jak oni się miłują i gotowi są do poświęcenia.”

Módlmy się!

OJCZE nasz kochany, przychodzimy do CIEBIE w tym kosztownym Imieniu naszego ZBAWICIELA PANA JEZUSA, abyś otwierał nasze oczy duchowe i dopomógł nam dostrzegać tych, którzy oczekują od nas pomocy. Niech DUCH Twój dobry zrewiduje nasz stan duchowy, abyśmy mogli być użytecznymi sługami w Twoich rękach ku Twojej chwale. Amen.

(75–A1)