Wyzwoleńcza armio, naprzód marsz!


Jan Paweł II, nasz wielki Rodak, który mówił do nas przez ponad ćwierć wieku, zakończył swoją posługę. Teraz pora na naszą odpowiedź, na nasze działanie. Pomimo wolności politycznej nadal nęka, dręczy, dusi i niszczy nas najróżniejsze zło. Dotyczy to każdej dziedziny naszego życia. Dotyczy to jednostek, rodzin, różnych środowisk i całego społeczeństwa. Dostrzegamy to i budzi to w nas gniew i oburzenie. Rodzą się z tego jakieś zrywy, szybko jednak okazuje się, że nieskuteczne. Przeważnie więc dochodzimy do wniosku, że jesteśmy przeciw temu wszystkiemu bezsilni. Dlatego popadamy w zniechęcenie, rozgoryczenie, rezygnację. Utyskujemy i narzekamy.

— Czy rzeczywiście nic na to nie poradzimy? Czyżby nie było żadnej skutecznej broni przeciwko złu? Czyżby tkwienie ludzkości w moralnym marazmie było jej nieuchronnym przeznaczeniem? A może po prostu przeoczyliśmy coś ważnego? Może nie dociera do nas w całej pełni coś, co miało nas wyzwolić? Może borykamy się z naszymi problemami niepotrzebnie? Może rozwiązania wielu naszych bolączek szukać należy w innym, nowym spojrzeniu na rzeczywistość? —

Polska jest krajem chrześcijańskim. Chrześcijanie to uczniowie Chrystusa. Tak nazwano ich po raz pierwszy w Antiochii (Dzieje Apostolskie 11,26). Jesteśmy więc narodem uczniów Chrystusa. On zaś powiedział: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Ew. św. Mateusza 11,28–30). Powiedział także: „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (Ew. św. Jana 8,31–32). I jeszcze: „Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni” (Ew. św. Jana 8,36).

Jako chrześcijanie, czyli uczniowie Chrystusa, jesteśmy więc powołani, aby uczyć się jego prawdy trwając w jego nauce, doznać przez to wyzwolenia, a potem pójść z radosną wieścią wyzwolenia do innych ludzi, aby ta wspaniała wolność stała się udziałem wszystkich. W Piśmie Świętym znajdujemy zarówno obszerną naukę Chrystusa, jak też początkowe dzieje jego uczniów, którzy wyzwoleni spod tyranii zła i uzbrojeni w moc Ducha Świętego jak potężna armia ruszyli z radosną wieścią o wyzwoleniu na duchowy podbój ówczesnego pogańskiego świata. Odnosili wspaniałe zwycięstwa, walcząc nie ogniem i mieczem, nie obelgami i złorzeczeniem, lecz nieporównywalnie potężniejszym orężem dobra: cichością, pokorą, miłosierdziem, przebaczeniem, błogosławieństwem. Bo tylko taki rodzaj broni jest zgodny z nauką Chrystusa i godny nauki Chrystusa, a także tylko taka broń zapewnia trwałe, ostateczne zwycięstwo dobra nad złem.

Jest w tym pewna tajemnica, cenna ukryta prawda o ogromnej doniosłości, która jednak często pozostaje niezauważona. Chodzi o to, że w naszej powszechnej praktyce walki ze złem popełniamy fatalny błąd, polegający na tym, że przeważnie przypisujemy zło jakimś ludziom, którzy to zło popełniają. Utożsamiamy ich z tym złem i naszą wrogość wobec zła przenosimy na ludzi, będących jego sprawcami. Walczymy więc przeciwko tym ludziom, okazujemy im swoją niechęć, krytykujemy, oskarżamy, potępiamy lub nawet nienawidzimy ich i dążymy do ich zniszczenia. Taki błędny i nieskuteczny sposób walki ze złem cechuje prawie całą działalność społeczną i wypełnia prawie całe dzieje ludzkości, a zło odradza się ciągle na nowo.

Wspaniałą tajemnicą Chrystusowej prawdy jest to, że kto popełnia zło, jest niewolnikiem zła. Jezus nie przyszedł niewolników zła potępić ani zniszczyć, lecz wyzwolić. Bóg nienawidzi grzechu, ale kocha grzesznych. Ukochał nas tak bardzo, że posłał swojego Syna, aby nas wyratować. Jezus ofiarował samego siebie, aby nas odkupić z mocy zła. Jako jego uczniowie jesteśmy powołani do zaszczytnej, wspaniałej misji zwiastowania Chrystusowego wyzwolenia od zła i wskazywania wszystkim ludziom Chrystusowej drogi do wolności. Wynika z tego, że dla chrześcijanina, czyli ucznia Chrystusa, żaden człowiek nie jest nieprzyjacielem. Nawet w sprawcach najokropniejszego zła widzi ludzi potrzebujących pomocy, jest gotowy im służyć, kochać ich i prowadzić do prawdy, która wyzwala.

Wrogiem chrześcijanina jest tylko Zły czyli Boży przeciwnik diabeł, zwodzący i zniewalający ludzi. To on jest twórcą propagandy nienawiści. Podjudza do wrogości. Budzi i podsyca wrogie uczucia do innych ludzi. A to owocuje wybuchami przemocy, eskalacją zła. Przykładowo w Irlandii Północnej i nie tylko: Protestanci kontra katolicy, katolicy kontra protestanci. Będąc zniewoleni, pomnażają zło i niszczą dobro, chociaż sądzą, że służą Bogu.

Tak mało jest przypadków działania w duchu Ewangelii i dlatego jest tak mało prawdziwych zwycięstw dobra nad złem. Tak wiele jest za to przypadków zwalczania zła złem, które niczego nie rozwiązują. Obserwujemy niezliczone konflikty na różnych szczeblach, w których każda strona walczy o jakieś dobro przeciwko jakiemuś złu, utożsamianemu z ludźmi po stronie przeciwnej. Swoje dobro chce budować na klęsce i krzywdzie innych. Widzimy zawziętość, obsesję. Piętrzą się negatywne myśli o innych ludziach. Posądza się ich o zło niezależnie od dowodów. Cokolwiek by ten człowiek nie zrobił, zawsze będzie to złe. Zawsze zinterpretowane na jego niekorzyść. Postawa miłości nie jest ślepotą na zło. Przeciwnie, to postawa zawziętości i wrogości jest ślepotą na dobro. Stwarza ona rażący brak obiektywizmu, niezdolność do bezstronnej, sprawiedliwej oceny. Miłość zakrywa mnóstwo grzechów. Wrogość powiela i pomnaża grzechy. Zarzut rodzi zarzut, gwałt rodzi gwałt, obelga rodzi obelgę.

Ta spirala zła musi zostać przerwana przez ludzi, którzy zaparli się samych siebie. Zrezygnowali ze swoich praw, racji, pozornej godności, fałszywego poczucia honoru, aby wyratować kogoś, kto jest nosicielem zła, kto jest zniewolony przez zło. Chrystus znosił obelgi, zniewagi, cały czas zmierzając w stronę Kalwarii i Krzyża, aby tam samego siebie złożyć w ofierze dla ratunku tych wszystkich, którzy Go znieważali, lżyli, szykanowali, torturowali. To jest jedyny właściwy sposób walki ze złem osobistym, zbiorowym i społecznym, jedyna właściwa droga, prowadząca do trwałego, ostatecznego zwycięstwa dobra.

Rzecz oczywista, że program ten nie będzie ani atrakcyjny, ani możliwy do zrealizowania dla nikogo, kto sam nie doznał wyzwolenia. Zło tkwi bowiem głęboko w naturze nas wszystkich, a niektórymi jego cechami są: nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niezgoda, rozłamy, zazdrość i tym podobne (List do Galatów 5,19–23). Nie wyzwolimy nikogo, sami nie będąc wyzwolonymi. Wynika z tego jednoznacznie, że naszą walkę przeciwko złu rozpocząć musimy od samych siebie, zabiegając najpierw usilnie o swoje własne wyzwolenie z wszelkiego zła poprzez przyjście do Chrystusa i trwanie w jego nauce. Dopiero gdy przemiana nastąpi w naszym własnym życiu, staniemy się zdolni do życia według królewskiego przykazania miłości, którego cechami są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Bez tego nasze działania, nawet w obronie prawdy, będą destrukcyjne lub w najlepszym razie nieskuteczne.

Czy wyobrażasz sobie, jak będą wyglądać stosunki w naszym kraju, jeśli zostaniemy w ten sposób przemienieni? Oby Duch Święty sprawił, byśmy to wyraźnie zobaczyli! Oby uderzył nas kontrast między efektami naszego „normalnego” nastawienia, kiedy to wzajemnie się lekceważymy, obrażamy, znieważamy, podejrzewamy, oskarżamy, osądzamy, potępiamy, zwalczamy, uprawiając wzajemną wrogość, nieustępliwość, zacietrzewienie, a efektami, które z sobą niesie ogólny wzajemny szacunek, przychylność, życzliwość, bezinteresowne okazywanie sobie pomocy, bezwarunkowe przebaczenie!

— Ależ to marzycielstwo! Przecież to nie od nas zależy. „My” jesteśmy jak najbardziej w porządku. Przecież to „oni” są przyczyną zła. To „oni” prowadzą kraj do ruiny. To „oni” są winni. — Diabeł jest sprytnym oszustem. „Dziel i rządź” — to jego taktyka. „Walcz z kim chcesz, byle nie ze mną”. I często go słuchamy. Znalazłszy sobie jakichś „oni”, wylewamy na nich swoje oburzenie i wrogość, podczas gdy nasz prawdziwy śmiertelny wróg zaciera ręce z zadowolenia. I jest wtedy tak, jak gdybyśmy nie byli krajem chrześcijańskim, albo jak gdyby nie było wyzwalającej nauki Chrystusa, jak gdyby chrześcijaństwo było bezużyteczną utopią.

Tak jednak nie jest. Wszyscy słyszeliśmy dobitne nauczanie Jana Pawła II, wzywającego niestrudzenie do okazywania sobie miłosierdzia i dobra. Nasze reakcje na jego śmierć były wzruszające. Ale czy skończy się tylko na takim sentymencie? Czy teraz jego nauki pójdą w las, a my będziemy znowu dla siebie wilkami? Zmarły Papież nie tylko głosił to orędzie, ale dał też wspaniały osobisty przykład jego realizacji. Czy kiedyś słyszeliśmy go wyrażającego się z gniewem albo wrogością o nosicielach zła, z którym walczył? Czy okazywał wrogość i atakował zawzięcie albo znieważał ateistów, komunistów, zwolenników aborcji, homoseksualistów, przedstawicieli skrajnych poglądów w Kościele lub poza nim albo jakichkolwiek innych ludzi?

Przypomnijmy sobie jego stosunek do zamachowca na jego życie. Poszedł osobiście do jego celi więziennej, aby dzielić się z nim dobrem i przebaczeniem. To nie był tylko demonstracyjny gest. Wiele też razy słyszeliśmy go przepraszać. Dlaczego więc nam z takim trudem przychodzi przeprosić, a swoje przebaczenie uzależniamy od mnóstwa wstępnych warunków? Boimy się, że okazalibyśmy słabość, stracilibyśmy twarz. A tymczasem nie przebaczając tracimy twarz i ujawniamy swoją słabość. Bo w postawie miłosierdzia tkwi ogromna siła i prawdziwa wielkość.

„Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” — modlił się Jezus na krzyżu. „Panie, nie poczytaj im tego grzechu” — modlił się kamienowany św. Szczepan. To jest świetlana droga do wspaniałego zwycięstwa Bożej prawdy i dobra. Droga, którą chodzą chrześcijanie — uczniowie Chrystusa. To droga nie tylko dla św. Franciszka z Asyżu, Maksymilian Kolbe czy Jana Pawła II. To droga dla ciebie i dla mnie. W dziele odkupienia zawarte jest bowiem wszystko, absolutnie wszystko, czego potrzeba do jej realizacji w życiu każdego człowieka. Życie w Bożej miłości to nie uciążliwy obowiązek, lecz wielki przywilej i honor. To fantastyczna wiadomość!

Jako chrześcijanie dysponujemy potężną bronią Bożego miłosierdzia. To ogromny zaszczyt należeć do Bożej armii, mającej tak wzniosłe zadanie bojowe, tak potężne uzbrojenie i tak wspaniałego Wodza. I w dodatku do armii, której zwycięstwo jest już przesądzone. Chrześcijanie pierwszego wieku zapoczątkowali tę globalną kampanię dobra. My, chrześcijanie XXI wieku, mamy mandat, by doprowadzić ją do ostatecznego zwycięstwa.

Znane nam jest bohaterstwo, polegające na zabijaniu nieprzyjaciół. Teraz jest czas na nowy rodzaj bohaterstwa, polegającego na ratowaniu nieprzyjaciół. Wiemy, jak się niszczy wrogów, przeszywając im serca pociskami czy bagnetami. Teraz czas na ratowanie i wyzwalanie ofiar naszego prawdziwego wroga przez roztapianie ich kamiennych serc ciepłem miłości Chrystusa. Zostańmy bohaterami na miarę naszych czasów, na miarę wielkości naszego Wodza!

Czas na potężną ofensywę miłości i dobra. Pierwsze „strzały” już padły. Brawo, prezydenci! Przełom w waszych stosunkach i wasze złączone dłonie to ważny, symboliczny początek, to piękny przykład dla narodu. Potrzebne są takich przełomów miliony. I zobaczymy je, potoczą się one jak lawina, gdy tylko pójdziemy wytrwale naprzód, skupiając swój wzrok na Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym. Rusz, niewidzialna, wyzwoleńcza armio, aby mocą Ducha przemienić oblicze tej ziemi!

J. K.