TRZĘSIENIE ZIEMI


Gdy samochód Lois Main zbliżał się do Pleasant Valley tej soboty 30-go kwietnia 1983 r., Lois czule spoglądała na światła Coalingi. Zawsze nazywała swe miasto „diamentem pustyni” i teraz, z oddali, jego światła wyglądały właśnie jak diamenty, rozsypane na czarnym, welwetowym stole. Jadąc modliła się za swego męża. Dobry człowiek, John Main, pomagał w wychowywaniu ich dwu córek i syna, pochodzących z jej pierwszego małżeństwa. Bardziej niż czegokolwiek innego pragnęła, by miał głębszą społeczność z Panem. Nadzieję tę odzwierciedlał ogromny, kolorowy znak przy drodze: „Jezus jest Panem Coalingi”. Wzniesiony przez lokalne kościoły był on świadectwem przekonań Lois Main i wielu innych mieszkańców miasta.

Tego sobotniego wieczora ani Lois, ani nikt w Coalindze nie był świadomy sił działających głęboko w ziemi. Piętnaście kilometrów na zachód dwie płyty w skorupie ziemskiej, wielkości kontynentu, napierały powoli jedna na drugą. W niedzielę rano, l maja, ludzie zaczęli przygotowywać się do pójścia do jednego z 16 kościołów tego 7.000-go miasta. Lois obudziła się tego ranka z dziwnym uczuciem depresji. Sądziła, że może była zmęczona podróżą. Gdy jednak poszła do kościoła, spotkała wiele kobiet, które czuły się dokładnie tak samo. Dziwne uczucie nie opuszczało ich przez cały ten dzień i w czasie wieczornego nabożeństwa modliły się o coś, co powodowało to tajemnicze uczucie.

Po powrocie do domu Lois przygotowała śniadanie na rano i usiadła, by poczytać Biblię. Jednak nie mogła się skoncentrować, poszła więc spać. Złowieszcze uczucie stawało się coraz silniejsze. Czyżby Bóg próbował jej coś powiedzieć? Przez ostatnie 10 lat Lois nauczyła się słuchać Jego głosu. Długo wcześniej jej pierwszy mąż, pilot wojskowy, zginął w czasie służby i została sama z dwojgiem dzieci i trzecim w drodze. Przez 16 lat uciekała przed Bogiem, winiąc Go za swe nieszczęście, lecz w końcu, gdy w życiu zaczęło się układać, Lois powróciła do Boga. I teraz zdawało się jej, że słyszy naglący głos Boga:

— Módl się za ludzi Coalingi… Wstań i módl się za Moje dzieci. Teraz!

— Tak, Panie, — westchnęła. — Panie, — modliła się — zachowaj ludzi, chroń swoje dzieci. —

Lois wyszła na ulicę i modliła się za mieszkańców każdego domu z osobna. Gdy doszła do rynku, zegar na wieży wybił pierwszą. Lois chodziła po ulicach modląc się. O 5:30 rano wróciła do domu i poszła do łóżka. Miała przekonanie, że uczyniła, co Bóg jej nakazał. Wkrótce Coalinga obudziła się. Dzieci wymaszerowały do szkoły, samochody i ciężarówki zaroiły się na ulicach. Ludzie szli do pracy. Dzień przebiegał normalnie aż do popołudnia.

O godzinie 16:42 akumulacja ciśnienia „wciskającego się” w pęknięcie skalne pod Coalingą eksplodowała, powodując wyniesienie potężnego, skalistego klina. Domem Mainów zatrzęsło, tynk wpadł do talerzy ze spaghetti. Masywny kominek zamienił się w lawinę cegieł. Christine chwyciła swe dziecko i zaczęła krzyczeć. Miranda objęła rękami nogi dziadka.

— Tutaj! — krzyknął John Main. — Chodźcie tutaj! — Ponaglał wszystkich, by weszli do komórki pod schodami. W tej samej chwili drewniana konstrukcja domu zaczęła pękać, a kamienne bloki padały na podłogę w odległości tylko paru centymetrów od ich nóg. Wszystkich otoczyła chmura gęstego, duszącego kurzu.

Podobnie działo się i gdzie indziej. Dźwięk, przypominający grzmot, wydobywał się spod wznoszącej się ziemi. Ludzie biegali po ulicach słaniając się na nogach, potykając się, próbując uniknąć fruwających kamieni i ułamków szkła.

Marie King stała w sklepie, gdy słoiki z musztardą i przyprawami zaczęły spadać na ziemię, tworząc stos szkła. Gdy niemal zemdlała ze strachu, poczuła silne ramię podtrzymujące ją od tyłu i spokojny głos:

— Marie, będę cię podtrzymywał, abyś nie upadła.

— Dziękuję, dziękuję, — wyjąkała.

W domu Mainów mała grupka skuliła się pod schodami, a gruz walił o drzwi sypialni za nimi. Lois zazwyczaj zostawiała te drzwi otwarte dla przewiewu, lecz tego wieczoru pozostawiła je zamknięte. Teraz te mocne, dębowe drzwi chroniły ich.

Trzęsienie ustało. Zapanował spokój. Wszyscy wypełzli z domu. Lois popatrzyła na swoje stopy, a potem na kupę potłuczonego szkła i gruzu. Jak to się stało, że przeszła przez to wszyszko bez jednego zadrapania na stopach?… Rodzina skupiła się i zaczęła się modlić. Gdy patrzyli na zrujnowany dom, byli zdumieni. John Main padł na kolana. Potem wstał i wziął żonę w ramiona. Zaczęła płakać, płakać łzami radości, gdyż w oczach męża zobaczyła, że John Main odnalazł tę bliskość Boga, o którą się tak długo modliła.

Gdy trzęsienie ustało, Marie King stała jak przymurowana do podłogi i spoglądała ze zdumieniem wokół siebie. Na podłodze było szkła po kolana, jednakże w promieniu metra wokół niej nie było zupełnie nic. Osoba za nią stojąca zwolniła uścisk i Marie odwróciła się, by jej podziękować. Za nią jednak nie było nikogo…

Sklep z przecenionymi rzeczami był kompletnie zburzony. Co się stało z Ireną McKay i Anną Estrada, które tu pracowały? Nie było żadnej szansy, aby przeżyły. Okazało się, że Anna zamknęła sklep na chwilę przed trzęsieniem ziemi. Jej zegarek wskazywał 16:45 — zegarek śpieszył się o cztery minuty.

W szpitalu Coalingi, do którego udali się wszyscy lekarze, oczekując napływu ofiar, generatory wyły, dostarczając energii elektrycznej. Jednakże po udzieleniu pomocy pierwszej grupie rannych, lekarze zaczęli spoglądać jeden na drugiego. Byli oni zapewne pierwszymi, którzy uświadomili sobie, że w Coalindze miał miejsce cud. Zamiast ogromu ofiar udzielili oni pomocy tylko 25 osobom, a w większości wypadków były to niewielkie obrażenia, jak np. złamany palec. Najpoważniejsze obrażenia odniósł pewien mężczyzna, który miał złamane obie nogi.

Nikt nie stracił życia. Gdy ludzie zaczęli rozglądać się wokół siebie, zaczęli dziękować Bogu. „Większość tej ‘rodziny Coalingian’ modliła się w duchu” — donosił miejscowy „Record” — „dziękując za to, że wszyscy mieszkańcy Coalingi przeżyli. Niektórzy po prostu klękali przed swymi domami, inni cicho składali dzięki Bogu”.

W następnych dniach Coalingianie opowiadali sobie, co im się przydarzyło. Powoli dowiedziano się, źe Lois Main modliła się za nich. Lois jednak nie wiedziała, że gdy przemierzała ulice Coalingi owej nocy, dwie inne kobiety, Ruth Long i Marilyn Tarvin, również zostały pobudzone do tego, by „modlić się za Mój lud”. One także wstały z łóżek i modliły się idąc przez miasto. A gdy owe trzy kobiety przemierzały miasto, ani razu jedna nie spotkała drugiej.

Richard H. Schneider; przedruk z „Logos”
Zaczerpnięto z czasopisma „Drogowskaz”, styczeń 2004 r.