W sprawie powstawania denominacji


Czytelnik napisał:

Siedemnaście lat temu miałem pewne poznanie prawd Bożych, które były na usługach mojego ciała, a nie Ducha. Polegało to na tym, że starałem się wymusić posłuszeństwo u tych, z którymi miałem społeczność. Uważałem, że skoro Pan dał zrozumienie pewnych prawd, winny one być bezwzględnie wykonane, nie tylko przeze mnie, ale przez każdego z nas. Stosowałem presję psychiczną, aby osiągnąć cel, lecz owocem takiego postępowania stał się rozłam. Dziś już wiem, że tak dzieje się zawsze, kiedy poznanie nie jest przekazywane w orężu Ducha Świętego, w cierpliwości, łagodności, wyrozumiałości, w uznawaniu drugich za wyższych od siebie, gdyż ziarno sprawiedliwości zasiewa się w pokoju.

Dwa tygodnie temu rozpocząłem proces burzenia murów, które sam wybudowałem między sobą a braćmi i siostrami .Odwiedzam ich i proszę o wybaczenie.

Skłoniło mnie do tego poznanie Bożej woli, przekazanej nam w Słowie Bożym, na którą zwrócił uwagę Duch Święty mojej żonie. Oto ona: „A Ja wam powiadam, że każdy, kto się gniewa na brata swego, pójdzie pod sąd, a kto by rzekł bratu swemu: Racha, stanie przed Radą Najwyższą, a kto by rzekł: Głupcze, pójdzie w ogień piekielny. Jeślibyś więc składał dar swój na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim, a potem przyszedłszy, złóż dar swój” (Mt 5:22–24. Poznanie Bożej woli wstrząsnęło mną, bo przecież bracia i siostry mieli powody, aby się ode mnie odsunąć, o czym napisałem wyżej, doszło więc do rozstania, które zrodziło obcość, nieufność i wrogość, ponieważ nikt nie chce być niewolnikiem człowieka. A teraz Bóg przemawia do mnie, poprzez swoje Słowo, że nie przyjmnie mojej ofiary, jeśli się z nimi nie pogodzę. (…)

W liście swoim, piszesz o denominacjach i wielkiej rzeszy tych, którzy w nich są. Zgodzisz się chyba ze mną, że powstanie ich nie jest dziełem Ducha Świętego, lecz jest to owoc pychy człowieka, który nie chciał uniżyć się przed Bogiem, aby być Mu posłusznym we wszystkim, lecz realizował swoją wolę w zależności od tego, co sam chciał osiągnąć, będąc tego świadom lub nie. (…)

Bóg przekazał nam swoją wolę i tylko ci, którzy są szczerzy w miłości, będą dążyć do burzenia murów między braćmi, które sami wybudowali, w miarę wzrostu duchowego, który nie może pozostać niezauważony z powodu owoców Ducha Świętego, przez co stają się prawdziwą wonnością chrystusową, w której Bóg ma upodobanie i na którą czeka, aby wydał ją każdy z nas. Luter i Kalwin nie dojrzeli do tej świadomości, aby iść ramię w ramię, jak brat z bratem, pociągnęli za sobą swoich zwolenników i sympatyków, tworząc odszczepieństwo. A ich następcy, w tych denominacjach tynkują mury, wybudowane z nienawiści, podjudzania, nieufności, obcości, wrogości i sporów, aby przypadkiem nie runęły a owce nie rozbiegły się. I choć minęły setki lat, dzieło, którego dokonali ocalało po dzień dzisiejszy, co jest namacalnym dowodem dalszego trwania w odstępstwie i dowodem na to, że oni są głową Kościoła a nie Chrystus. (…)

(—)

Odpowiedź:

Drogi Bracie w Panu Jezusie Chrystusie,

Dziękuję za Twój kolejny list. Pragnąc być użytecznym dla Pana i Jego ludu czuję potrzebę uważnego wsłuchiwania się w to, co mówią i myślą ludzie będący własnością Pana, choćbym nawet nie ze wszystkim mógł się zgodzić. Dlatego i naszego kontaktu nie uważam za przypadek, lecz za prowadzenie Boże, gdyż On najlepiej wie, co jest dla nas potrzebne. (…)

Twój list sprawił mi wiele radości, zwłaszcza te jego części, które świadczą o dalszej Bożej pracy nad Waszym życiem, czego wszyscy bardzo potrzebujemy, bo tylko w taki sposób Pan będzie nas mógł używać do tego, aby innych nie zrażać i nie gorszyć, lecz być dla nich zachętą i pomocą. Pragnę, aby i w moim życiu nigdy nie brakło tego elementu i wierzę, że Pan będzie moje modlitwy o to wysłuchiwał.

Zgadzam się z tym, że denominacje są wielką przeszkodą w Bożej pracy nad Jego ludem i sprawiają wiele radości szatanowi, gdyż skutecznie blokują nasz rozwój do „pełni wymiarów Chrystusowych” i uniemożliwiają nasze współdziałanie. Nie mógłbym natomiast do końca zgodzić się z Twoją oceną motywów ich założycieli i tych ludzi, którzy teraz w nich działają lub sprawują władzę. Nie mam żadnej wątpliwości, że w ogromnej większości są to ludzie jak najbardziej szczerzy i chcący służyć bez zastrzeżeń Panu i Jego ludowi.

Bieg wydarzeń jest zwykle taki, że pewni ludzie Boży otrzymują od Boga jakieś zrozumienie w pewnych sprawach, kiedy jednak dzielą się z innymi tym cennym duchowym odkryciem, natrafiają na niezrozumienie i sprzeciw. W końcu dochodzą do wniosku, że jedynym sposobem praktycznej realizacji w kościele danego im objawienia jest oddzielenie się od wszystkich tych, którzy mu się sprzeciwiają i stworzenie miejsca, gdzie dana prawda będzie mogła być bez przeszkód nauczana i praktykowana. W ten sposób powstaje nowa denominacja, a jej twórcy są szczerze przekonani, że dopiero to jest prawdziwym kościołem i że tylko tutaj Boża prawda jest głoszona całościowo i bez ograniczeń, zaś we wszystkich innych miejscach działają ludzie nieposłuszni Słowu Bożemu, realizujący swoje cielesne, egoistyczne cele, a więc odszczepieńcy, w których Bóg nie ma upodobania. Stopniowo utwierdzają tę poznaną prawdę przez formułowanie doktryn i przepisów, których nauczają dalsze pokolenia.

Bardzo często, prawie zawsze, poznanie w nowej denominacji jest rzeczywiście głębsze niż w dotychczasowych i duchowe życie rozwija się tam przez jakiś czas. Kiedy jednak Duch Święty daje dalsze objawienie i chce prowadzić dalej, cały ten proces kolejny raz się powtarza. Bo tak samo jak we wszystkich pozostałych, także i w tej denominacji kierujemy się nie absolutną prawdą, lecz tylko jej ludzkim, cząstkowym zrozumieniem, i bierzemy dzieło Boże w swoje ludzkie ręce, nie pozwalając na dalszy postęp w poznaniu i na kierownictwo Ducha Świętego. Cały czas jednak jesteśmy szczerze przekonani, że nasze zrozumienie jest tak bliskie pełnej biblijnej prawdy, że możemy, a nawet musimy tak postępować, gdyż leży to w interesie Królestwa Bożego i zapewnia ochronę przed różnymi błędami. Zaślepienie polega głównie na tym, że nie dostrzegamy i nie jesteśmy świadomi faktu, że to wszystko, co widzimy u innych i słusznie zarzucamy innym, odnosi się dokładnie także do nas samych, a różnice stanowią tylko nieistotne szczegóły.

Mam wspaniałą moim zdaniem książkę Watchmana Nee pt. „Normalne życie kościoła”, w której na podstawie smutnych doświadczeń z odszczepieństwem wprowadzonym do Chin przez misje zagraniczne kreśli on biblijny obraz zboru lokalnego celem zapobieżenia rozbiciu. Jednak niektórzy gorący zwolennicy jego zwiastowania, kierując się jego wskazówkami, stworzyli kolejną denominację i tak jak wszyscy inni lekceważą pozostałych i werbują do własnej, co jest zaprzeczeniem idei autora. Nie pomogą bowiem posunięcia organizacyjne, jeśli sekciarska mentalność jest w nas samych.

O niejednym przywódcy chrześcijańskim mówi się, że tak bardzo bolał nad rozbiciem kościoła i wielością denominacji, że chcąc temu koniecznie zaradzić, utworzył jeszcze jedną. I to powtarza się tak długo, dopóki diabelski korzeń sekciarstwa (Galacjan: uczynki ciała: wrogość, spór, knowania, waśnie, odszczepieństwo) nie zostanie wykorzeniony z głębi naszego sposobu myślenia. A jednym ze sprawdzianów, czy to nastąpiło, jest to, że nie bronimy siebie i nie oskarżamy innych, lecz czując się cząstką organizmu jednego duchowego kościoła, jednakowo oceniamy plusy i minusy swoje i innych, a także rozważamy i pytamy Pana, w jaki sposób najskuteczniej możemy się przyczynić do jego rozwoju, w jaki sposób najlepiej usłużyć naszym braciom i wesprzeć ich w naszym wspólnym dążeniu do celu.

Sama idea jest oczywista, jednak w praktyce ciągle rozbija się o to, że zło dostrzegamy u innych, a samych siebie widzimy w poznaniu woli Bożej najczęściej wysoko ponad wszystkimi. Dążymy więc i działamy, aby zmienić postępowanie innych, a potrzebę zmiany w nas samych bagatelizujemy. Nie ulega wątpliwości, że inni muszą się zmieniać, ale w taki sposób zupełnie nie jesteśmy w stanie do tego dopomóc, gdyż nikt nie będzie się zmieniał pod wpływem zarzutów, oskarżeń i pretensji lub naszej niechęci. Możemy to zrobić tylko i wyłącznie przez usilne zabieganie o własną przemianę w takim stopniu i w takiej głębi, aż nasze postępowanie i przykład staną się dla innych zachętą i inspiracją do ich własnej, dobrowolnej przemiany.

Dziękuję Bogu, że dał mi dożyć czasu, kiedy zrozumienie tej prawdy staje się coraz powszechniejsze, a rezultaty tego zaczynają się już pojawiać. Wierzę jednak, że jesteśmy dopiero na początku tej drogi, a jeśli pójdziemy nią konsekwentnie naprzód, zobaczymy owoce na taką skalę i takiej jakości, że przerośnie to wszelkie nasze oczekiwania.

Życzę obfitego błogosławieństwa Bożego

J. K.

='../index.htm'">