Brylantowe S³owo Bo¿e


S³owo Bo¿e góruje nad s³owem ludzkim w takim samym stopniu, jak Bóg — nieogarniêty, wszechmocny Stwórca góruje nad ograniczonym, s³abym stworzeniem — cz³owiekiem. Jak¿e wielk¹ szkodê ponosimy sami i wyrz¹dzamy innym, jeœli o tym zapominamy i swoje ludzkie s³owa traktujemy na równi z Bo¿ymi, albo nawet obieramy raczej ni¿ Bo¿e! S³owo Bo¿e jest dla nas pochodni¹, œwiat³oœci¹ naszych œcie¿ek (Ps 119:105). Jeœli je lekcewa¿ymy, chodzimy w ciemnoœci. Czyste S³owo Bo¿e jaœnieje niebywa³ym blaskiem dziêki temu, ¿e ods³ania nam i wprowadza nas w rzeczywistoœæ Królestwa Niebios. Przez Bo¿e S³owo mówi do nas i objawia nam siê sam Bóg. Dziêki Jego S³owu mo¿emy Go poznawaæ i nawi¹zywaæ z Nim spo³ecznoœæ. Tylko Bo¿e S³owo mo¿e byæ naszym niezawodnym przewodnikiem we wszystkim, co zwi¹zane jest z Bogiem i Jego królestwem.

Na ogó³ chrzeœcijanie zgodnie wierz¹, ¿e oryginalne, niezafa³szowane i czyste S³owo Bo¿e zachowa³ Bóg dla swojego ludu w Piœmie Œwiêtym. Bóg mówi wprawdzie do ludzi tak¿e i innymi sposobami jak sny, objawienia czy proroctwa, których nie powinniœmy lekcewa¿yæ, ale ze wzglêdu na ich elementy subiektywne s³uszn¹ zasad¹ jest weryfikowanie ich prawdziwoœci poprzez badanie ich zgodnoœci z Pismem Œwiêtym.

Pewien nasz powa¿ny problem polega na tym, ¿e przewa¿nie s³yszymy S³owo Bo¿e z ust cz³owieka, a wiêc dociera ono do nas w postaci ograniczonej jego w³asnym zrozumieniem, wraz z jego w³asnymi przemyœleniami, wyjaœnieniami i uzupe³nieniami, które nosz¹ cechy ludzkie, to znaczy s¹ niepewne, podatne na nieœcis³oœci i pomy³ki. Ten sam problem w nieco innej postaci wystêpuje tak¿e w spo³ecznoœciach chrzeœcijañskich. Z biegiem czasu kszta³tuje siê w nich pewna wyk³adnia S³owa Bo¿ego, któr¹ w dodatku czêsto utrwala siê nadaj¹c jej postaæ jakichœ dokumentów o treœci wi¹¿¹cej dla danego œrodowiska. Treœci te s¹ potem wraz ze S³owem Bo¿ym obowi¹zkowym przedmiotem nauczania cz³onków i duchownych danej spo³ecznoœci, co sprawia, ¿e posiada ona takie a nie inne cechy, taki a nie inny profil, który potem z regu³y nie ulega ju¿ zmianie.

Jak wiemy, spo³ecznoœci takich, które czêsto nazywaj¹ siebie koœcio³ami, powsta³o z biegiem czasu bardzo wiele. Ró¿ni¹ siê one szczegó³ami wyk³adni Pisma Œwiêtego i sposobem wykonywania wielu czynnoœci. Ró¿nice te, rzecz jasna, maj¹ swoje Ÿród³o w ludzkich, subiektywnych elementach, zwi¹zanych z cz¹stkowym zrozumieniem Bo¿ego S³owa. Samo istnienie tych spo³ecznoœci i tych ró¿nic nie by³oby jeszcze ¿adnym wielkim problemem. Problem bierze siê st¹d, ¿e z regu³y ludzie z danej spo³ecznoœci s¹ g³êboko przekonani o tym, ¿e ich spo³ecznoœæ stanowi jeœli nie jedyn¹ prawdziw¹, to przynajmniej najczystsz¹ postaæ chrzeœcijañstwa, zaœ wszystkie inne pogr¹¿one s¹ w mniej lub bardziej fatalnych b³êdach. Przekonanie takie prowadzi do izolacji, wzajemnej obcoœci a nawet wrogoœci i w rezultacie do rozbicia Koœcio³a.

Jak mo¿e utrzymywaæ siê przekonanie tak skrajne i niedorzeczne? Istota sprawy tkwi w tym, ¿e te subiektywne, ludzkie interpretacje i dodatki do S³owa sankcjonuje siê, nadaj¹c im specjalny status. Niekiedy w oparciu o jakiœ luŸno z tym zwi¹zany fragment Pisma Œwiêtego ustanawia siê ludzi — pojedyncze osoby lub jakieœ gremia, maj¹cych rzekomo Bo¿e uprawnienie do ustalania wyk³adni Pism lub wydawania wi¹¿¹cych orzeczeñ w sprawach wiary, czêœciej jednak wprowadza siê wi¹¿¹ce regu³y wyk³adni w postaci hermeneutyki danego wyznania. W ogólnoœci hermeneutyka jest po¿yteczn¹ dziedzin¹ teologii, gdy¿ sens poszczególnych miejsc Pisma Œwiêtego mo¿na dok³adniej zg³êbiæ znaj¹c t³o historyczne, maj¹c pewn¹ wiedzê lingwistyczn¹, znajomoœæ danej kultury i tak dalej. W praktyce jednak zasady hermeneutyki w poszczególnych wyznaniach ustala siê tak, aby w rezultacie prowadzi³y do doktryny danego wyznania. Pomiêdzy Pismem Œwiêtym a sposobem jego odbioru znajduje siê wiêc filtr hermeneutyczny. Z jednej strony tego filtra jest czyste S³owo Bo¿e, a z drugiej strony wychodzi doktryna danego wyznania. W ten sposób, dziêki hermeneutyce, mamy setki wyznañ, a ka¿de z nich w przekonaniu swoich wyznawców jest œciœle zgodne z Pismem Œwiêtym. Istnienie i rola filtra nie bywa bowiem brana pod uwagê.

Mamy na skutek tego wiele postaci ¿ycia chrzeœcijañskiego, ró¿ni¹cych siê szczegó³ami i rywalizuj¹cych z sob¹. Czy przekreœla to Bo¿e dzia³anie? Wcale nie, gdy¿ Bóg w odró¿nieniu od nas w³aœciwie ocenia te ró¿nice jako wyniki cz¹stkowego poznania, a nie jako przejawy zwiedzeñ i b³êdów. Dlatego b³ogos³awieñstwo Bo¿e sp³ywa na ludzi wierz¹cych mimo bardzo szerokiego zakresu ró¿nic w ich przekonaniach. Dowodzi tego historia Koœcio³a i czasy obecne. Poprawnoœæ doktrynalna nie jest warunkiem Bo¿ego b³ogos³awieñstwa lecz s¹ nim szczere serca przed Bogiem. Bóg jest w tym sensie pragmatyczny. Wiele decyzji królów izraelskich by³o b³êdnych, niezgodnych z wol¹ Bo¿¹, a mimo to Bóg b³ogos³awi³, jeœli widzia³ choæby tylko œlady dobrej woli. Z drugiej jednak strony nigdy nie pogodzi³ siê z ludzkimi odstêpstwami od Jego wzorców i nigdy ich nie zaakceptowa³, bez przerwy d¹¿¹c do przywrócenia w³aœciwego stanu. Tak samo postêpuje teraz Duch Œwiêty w Koœciele.

Trzeba jednak w zwi¹zku z tym pamiêtaæ, ¿e ka¿dy element niezgodny z wol¹ Bo¿a w doktrynie czy praktyce niew¹tpliwie pomniejsza Bo¿e b³ogos³awieñstwo i obni¿a poziom duchowy i skutecznoœæ dzia³ania danego œrodowiska, jest wiêc z pewnoœci¹ szkodliwy. Wynikaj¹ z tego oczywiste wnioski dla naszej postawy. Chc¹c wspó³dzia³aæ z Bogiem, nie mo¿emy pogodziæ siê ani w swoim w³asnym ¿yciu, ani w Koœciele z ¿adnymi odstêpstwami od poznanej przez nas woli Bo¿ej i stale d¹¿yæ musimy do usuwania wszelkich takich odstêpstw, z drugiej jednak strony mo¿emy to robiæ spokojnie i z rozwag¹, bez k³ótni, bez gor¹czkowania siê i bez wojowania z opornymi. Bardzo pomocna w tym mo¿e nam byæ œwiadomoœæ, ¿e przyczyn¹ tych odstêpstw, jeœli chodzi o naszych braci, jest ich ograniczone zrozumienie, w czym s¹ do nas podobni, a my do nich, a nie ich herezje, zwiedzenia i zb³¹dzenia.

Byæ mo¿e pomocnym oka¿e siê dla nas nastêpuj¹cy obraz. Pismo Œwiête uwa¿aæ mo¿emy za wspania³y brylant, jaœniej¹cy œwiat³em prawdy pochodzenia niebiañskiego. Brylanty maj¹ wiele p³aszczyzn, ustawionych wzglêdem siebie pod okreœlonymi k¹tami. Aby brylant zajaœnia³ swoim przepiêknym blaskiem, trzeba go ustawiæ pod w³aœciwym k¹tem w stosunku do Ÿród³a œwiat³a. Ten sposób jego ustawienia ma wiêc istotne znaczenie i jeœli ustawimy go inaczej, mo¿emy nie zobaczyæ tego utajonego w nim piêkna. Jednak¿e z faktu, i¿ brylant posiada wiele p³aszczyzn, wynika, ¿e niekoniecznie musi on zostaæ ustawiony w jednym jedynym po³o¿eniu, aby wydaæ swój blask. Bêdzie on b³yszcza³ i cieszy³ nasz wzrok za ka¿dym razem, kiedy któraœ z jego wielu p³aszczyzn zostanie ustawiona pod odpowiednim k¹tem w stosunku do Ÿród³a œwiat³a i naszych oczu i niekoniecznie musi to byæ zawsze ta sama p³aszczyzna i ten sam k¹t. Œwiat³o padaj¹ce na brylant za³amuje siê ponadto w jego wnêtrzu, przy czym dochodzi do rozszczepienia œwiat³a bia³ego na wiele wspania³ych kolorów têczy. Lekka, nieznaczna zmiana k¹ta za³amania sprawi, ¿e zmieni siê kolor œwiat³a, jakie zobaczymy. Wszystko to razem tworzy wspania³e piêkno tego klejnotu.

— Jakie¿ mo¿e to mieæ zastosowanie do S³owa Bo¿ego? — Bardzo proste i praktyczne. Badaj¹c Pismo Œwiête swoim ograniczonym ludzkim umys³em, nie od razu odkryjemy ca³¹ zawart¹ w nim g³êbinê prawdy. Poszczególne jej strzêpki docieraj¹ do nas stopniowo, w miarê naszego wrastania w Chrystusa i przemiany na Jego podobieñstwo. W³aœciwie proces odkrywania tych wspania³ych skarbów S³owa przebiega ju¿ przez szereg wieków i nie jest bynajmniej zakoñczony. Kryj¹ siê w nim jeszcze rzeczy, o których dotychczas nie mamy pojêcia. Z drugiej strony jednak jego ¿yciodajne œwiat³o rozœwieca nasze mroki i przemienia nas ju¿ od stuleci. Dzieje siê tak mimo wszelkich naszych ludzkich ograniczeñ pojmowania i zrozumienia. Mo¿emy, jeœli tylko chcemy, k¹paæ siê w tym œwietle S³owa i zachwycaæ siê nim, bez przerwy coraz bardziej siê w nie wg³êbiaj¹c i wydobywaj¹c stamt¹d coraz to nowe skarby. Ca³e wieki nie wystarcz¹, by wyczerpaæ wszystkie te bogactwa S³owa.

Gdybyœmy weszli w szczegó³y, moglibyœmy œledziæ, jak na przestrzeni wieków wzrasta³o nasze poznanie biblijnego przes³ania w danych konkretnych tematach. Pocz¹tkowo nie by³o ono bynajmniej doskona³e, ani nie jest takie obecnie, niemniej jednak czynimy postêpy i nasze zrozumienie Bo¿ych dróg, ogólnie bior¹c, wzrasta, a dziêki temu dorastamy powoli do wymiarów Chrystusowej pe³ni. Przywo³uj¹c nasze porównanie do brylantu mo¿na by powiedzieæ, ¿e obracaj¹c go w d³oniach i nastawiaj¹c pod Bo¿e œwiat³o Ducha Œwiêtego, odkrywamy coraz to nowe p³aszczyzny i coraz to nowe k¹ty, pod którymi wydobywa siê z niego jeszcze wspanialszy i jeszcze bogatszy ni¿ dotychczas blask.

Jak¿e niedorzeczne i ma³ostkowe wydaj¹ siê w takiej perspektywie nasze spory o sposób interpretacji poszczególnych miejsc czy sposób wykonywania poszczególnych czynnoœci! Mo¿na by je porównaæ do upierania siê, ¿e brylant wolno ustawiæ i trzymaæ pod jednym tylko k¹tem w stosunku do Ÿród³a œwiat³a, gdy¿ tylko wtedy wydaje on swój w³aœciwy blask, zaœ trzymanie go na wszelkie inne sposoby jest niedopuszczalne i b³êdne. W dziejach Koœcio³a widzimy przeró¿ne grupy, których zrozumienie prawd Bo¿ych by³o bardzo fragmentaryczne i wybiórcze, a w œwietle naszego dzisiejszego poznania w wielu szczegó³ach niedostateczne i b³êdne, a jednak Pismo Œwiête by³o dla nich Ÿród³em autentycznego duchowego ¿ycia i w swoim czasie pe³ni³y one donios³¹ rolê.

Podobnie jest i dzisiaj. Mamy najró¿niejsze grupy o najró¿niejszym stopniu poznania. Jeœli ktoœ badaj¹c S³owo Bo¿e odkry³ jak¹œ p³aszczyznê i jakiœ k¹t, pod którym zajaœnia³o mu Bo¿e œwiat³o, z którego siê raduje i które go o¿ywia, to nale¿y radowaæ siê razem z nim i zachêcaæ go, a nie os¹dzaæ i potêpiaæ za to, ¿e nie wie on nic o wielu innych p³aszczyznach i k¹tach, pod którymi z brylantu wydobywa siê znacznie wiêcej œwiat³a. Z drugiej strony, je¿eli to ty odkry³eœ jak¹œ p³aszczyznê i jakiœ k¹t, pod którym zajaœnia³o ci Bo¿e œwiat³o, z którego siê radujesz i które ciê o¿ywia, to nie os¹dzaj i nie potêpiaj innych za to, ¿e trzymaj¹ Bo¿y brylant S³owa pod innym k¹tem ni¿ ty i nie usi³uj ich przekonywaæ, ¿e tak nie mog¹ zobaczyæ ¿adnego œwiat³a, bo to po prostu nieprawda.

Mówi¹c jeszcze inaczej, Bo¿a œwiat³oœæ jest tak potê¿na, ¿e zdo³a przenikn¹æ mroki naszego niezrozumienia, a nawet naszych powa¿nych b³êdów. S³owo Bo¿e syci i o¿ywia nawet w interpretacji niepe³nej, niedostatecznej i pod wieloma wzglêdami b³êdnej. Jego o¿ywiaj¹ca i syc¹ca moc dzia³a w pewnym zakresie nawet w obecnoœci ludzkich zniekszta³ceñ, domieszek i dodatków. Nie znaczy to, ¿e te domieszki i dodatki albo b³êdy mo¿na spokojnie tolerowaæ, gdy¿ ka¿dy z nich w jakimœ stopniu os³abia i umniejsza oddzia³ywanie i skutecznoœæ S³owa Bo¿ego, lecz znaczy to, ¿e naszym celem nie jest w pierwszej kolejnoœci zwalczanie niepe³nego albo b³êdnego zrozumienia ani lekcewa¿enie lub atakowanie tych, którzy takie zrozumienie maj¹, lecz g³oszenie S³owa z mi³oœci¹ i szacunkiem do wszystkich ludzi w ca³ej jego pe³ni, s³owem i czynem, tak aby ci, którzy maj¹ ju¿ cz¹stkowe poznanie, mogli zobaczyæ, ¿e zawiera ono znacznie wiêcej i siêga znacznie g³êbiej lub, innymi s³owy, ¿e brylant ten jest w stanie wydaæ znacznie wiêkszy jeszcze i wspanialszy blask, jeœli ogl¹daæ inne jego p³aszczyzny i patrzeæ na niego pod innymi jeszcze k¹tami.

Ostatecznym celem naszych dzia³añ powinna byæ doskona³oœæ, ale drog¹ do tego celu nie jest atakowanie i zwalczanie wszelkiej niedoskona³oœci, lecz budowanie na cz¹stkowym poznaniu i jego rozwijanie, a przez to stopniowe, systematyczne zbli¿anie siê do stanu docelowego, do wymiarów pe³ni Chrystusowej. Oczywiœcie wiemy, ¿e istniej¹ i takie œrodowiska, gdzie poznanie S³owa jest rozpaczliwie pokrzywione i prawie ca³kiem tonie w ludzkich wymys³ach, tote¿ nie przejawia tam ono prawie ¿adnej skutecznoœci — ludzie pozostaj¹ skrêpowani namiêtnoœciami, na³ogami i grzechami, prawie zupe³nie nie daj¹c oznak Bo¿ego ¿ycia, praktycznie nie ma wiêc tam na czym budowaæ, ale ani tam nie ma sensu zaczynaæ od potêpienia i krytyki, aczkolwiek wydaj¹ siê one jak najbardziej uzasadnione, lecz nale¿y przedstawiaæ i demonstrowaæ ¿yciodajne skutki ¿ywego S³owa, które s¹ atrakcyjne dla wszystkich ludzi. Jeœli próbowaæ bêdziemy wyrywaæ psu zesch³¹ koœæ, któr¹ siê bawi bez ¿adnego po¿ytku, bêdzie jej zaciekle broni³ i pogryzie nas. Kiedy natomiast rzucimy mu kawa³ smacznej kie³basy, sam zostawi koœæ i rzuci siê na kie³basê. S³owo Bo¿e jest zbyt cennym skarbem na to, by naœmiewaæ siê z kogoœ, kto go nie ceni lub wciskaæ je gwa³tem komuœ, kto go nie pragnie. Kto tak postêpuje, zdradza, ¿e sam jest jeszcze bardzo daleki od doskona³oœci.

Praktyczny wniosek p³yn¹cy z faktu, i¿ brylant S³owa Bo¿ego wydaje wspania³y blask zwi¹zany z wieloma p³aszczyznami i trzymany pod wieloma ró¿nymi k¹tami, jest taki, ¿e zamiast zapamiêtale sprzeczaæ siê z sob¹ i zwalczaæ cudze domniemane fa³szywe nauki i b³êdy, mo¿emy budowaæ siê wzajemnie przypatruj¹c siê sobie i ucz¹c siê od siebie. Jeœli chodzi o osobê indywidualn¹, to jej przekonania, oparte na S³owie, ró¿ni¹ce siê od przekonañ wiêkszoœci, nie powinny byæ powodem lekcewa¿enia jej, têpienia, szykanowania czy wykluczania ze spo³ecznoœci, lecz przedmiotem wzajemnego szacunku, szczególnej opieki i wzajemnej us³ugi. Jeœli zaœ chodzi o ró¿ne zbiorowoœci, to ró¿nice w przekonaniach czy praktykach, opartych na S³owie, nie powinny byæ powodem sporów, podzia³ów, wzajemnej obojêtnoœci, obcoœci czy nawet wrogoœci, lecz przedmiotem szerokiego wspó³dzia³ania z sob¹ i wzajemnego budowania siê przy wzajemnym respektowaniu i szanowaniu siê mimo istniej¹cych ró¿nic, a przez to wzajemnego wzbogacania siê i wspólnego dochodzenia do duchowej dojrza³oœci.

Tragiczne w skutkach d³ugotrwa³e skaleczenie ludu Bo¿ego w postaci podzia³ów wyznaniowych jest ogólnie odbierane jako zjawisko bardzo negatywne i bolesne. Niew¹tpliwie najbardziej boleje nad tym sam Bóg. Z inspiracji Ducha Œwiêtego podejmowano wiele inicjatyw, zmierzaj¹cych do uleczenia tej rany. Jednak ich skutki by³y czêsto nik³e, a nieraz wrêcz przeciwne do zamierzonych. Zamiast uleczenia rozbicia wyznaniowego, czêsto, prawie z regu³y koñczy³o siê powstaniem kolejnego wyznania. W czym jest istota sprawy? Dlaczego podzia³y tak uporczywie siê utrzymuj¹?

Jednym z ludzi Bo¿ych, których Pan u¿y³ do naœwietlenia tej sprawy, by³ Chiñczyk Watchman Nee. W swojej ksi¹¿ce, zawieraj¹cej streszczenie serii wyk³adów, zatytu³owanej „Normalne ¿ycie koœcio³a”, przedstawi³ on bardzo wnikliwe uwagi dotycz¹ce zarówno przyczyny podzia³ów, jak i biblijnego sposobu ich unikniêcia. (Najistotniejszy fragment tego opracowania dostêpny jest w serwisie www.docelu.Jezus.pl/artykuly w artykule pt. „Podstawa jednoœci i przyczyny roz³amu”.) Kluczow¹ myœl¹ jego rozwa¿añ jest koœció³ (lub zbór) lokalny, obejmuj¹cy wszystkie odrodzone dzieci Bo¿e danej miejscowoœci. Znalaz³o siê wielu chêtnych do wprowadzenia w ¿ycie tej zasady. Powsta³o wiele zborów, nazywaj¹cych siebie lokalnymi. S¹ one spo³ecznoœciami wspania³ych ludzi, dzieci Bo¿ych, uczniów Chrystusa, jednak mimo wszystko zbory te pozostaj¹ zborami denominacyjnymi. Dlaczego?

Innym przyk³adem mo¿e byæ us³uga Williama Branhama, który wystêpowa³ zdecydowanie przeciwko podzia³om denominacyjnym w Koœciele. Tak¿e i jego zwolennicy, nasi wspaniali bracia w Chrystusie, byli mocno przekonani, ¿e nareszcie bêd¹ w stanie utworzyæ koœció³, który nigdy nie stanie siê denominacj¹. W rezultacie jednak, wbrew intencjom tego us³uguj¹cego i jego zwolenników powsta³o na bazie jego us³ugi kilka ugrupowañ niezgodnych miêdzy sob¹ i niezgodnych z ca³¹ reszt¹ chrzeœcijañstwa ewangelicznego. Tradycyjne spory na temat sposobu interpretacji Pisma Œwiêtego zosta³y w nich zast¹pione sporami na temat sposobu interpretacji s³ów proroka. Dlaczego? Mo¿na by przytoczyæ jeszcze inne przyk³ady i wskazaæ na taki sam ich niepo¿¹dany rezultat. I pytanie „dlaczego” powraca³oby za ka¿dym razem.

— Czy wiêc nale¿y zaniechaæ wysi³ków i pogodziæ siê z istniej¹cym stanem rzeczy? — Jest wiele dowodów na to, ¿e Duch Œwiêty z tym stanem rzeczy siê nie pogodzi³ i d¹¿y do uleczenia tej rany. Ale jeœli nie zrozumiemy istoty sprawy, to grozi nam, ¿e tak¿e i obecne duchowe poruszenie zakoñczy siê, pozostawiaj¹c po sobie tylko kolejne denominacje. To by³oby klêsk¹ dzie³a Bo¿ego, a triumfem szatana. Mo¿emy byæ pewni, ¿e tym razem tak nie bêdzie. Aby jednak tak nie by³o, musimy unikn¹æ tego fatalnego b³êdu, który le¿y u pod³o¿a denominacjonizmu.

— A wiêc jaka jest odpowiedŸ na to pytanie „dlaczego”? — Problem polega po prostu na tym, i¿ nie mo¿emy siê pogodziæ z zasad¹, ¿e fundamentem wiary Koœcio³a Chrystusowego jest czyste S³owo Bo¿e, a jego interpretatorem wy³¹cznie Duch Œwiêty. Ilekroæ pojawia siê jakaœ sprawa sporna, jakaœ ró¿nica zrozumienia, nie potrafimy nic lepszego, jak tylko zwo³aæ jak¹œ naradê i po dyskusji podj¹æ uchwa³ê, która tê sprawê sporn¹ rozstrzygnie, tê ró¿nicê zrozumienia usunie. Jak? A no tak, ¿e okreœlimy zrozumienie jedynie w³aœciwe, a napiêtnujemy inne zrozumienia jako niedopuszczalne i naganne. Œwiadomie czy nieœwiadomie „uzupe³niamy” w ten sposób S³owo Bo¿e, dodaj¹c do niego nasze ludzkie zrozumienie danej kwestii. I oczywiœcie oczekujemy, ¿e odt¹d wszyscy zastosuj¹ siê do tej decyzji, dziêki czemu wprowadzona zostanie jednoœæ. Jest to jednak nie jednoœæ Ducha, lecz jednoœæ ludzka, organizacyjna, oparta o ludzk¹ decyzjê i jej wymuszenie. Jak d³ugo tak postêpujemy i gdziekolwiek tak postêpujemy, mamy do czynienia z denominacj¹, a nie z koœcio³em. Mimo zdecydowanie negatywnego stosunku do denominacjonizmu nie jesteœmy w stanie inaczej, jak tylko powielaæ wzorce denominacyjne, gdy¿ denominacjonizm tkwi g³êboko w naszej mentalnoœci. Tendencja do ludzkiego ujednolicania zrozumienia S³owa Bo¿ego wbrew S³owu Bo¿emu jest naszym wspólnym duchowym schorzeniem, z którego musimy wyzdrowieæ.

Stwierdzenie powy¿sze mo¿e siê wydawaæ zbyt radykalne, ale nie ma od niego ucieczki. Jeœli ró¿nice zrozumienia rozstrzygaj¹ jacyœ ludzie na podstawie w³asnego zrozumienia, czy te¿ na podstawie jakichœ ludzkich dokumentów, obowi¹zuj¹cych w danym œrodowisku, to powsta³a w ten sposób „jednoœæ” jest dzie³em ludzkim, a nie Bo¿ym. W aspekcie jednostki oznacza to, ¿e cz³owiek zmuszony jest zrezygnowaæ z poszukiwania odpowiedzi na swoje pytania w S³owie Bo¿ym poprzez duchow¹ spo³ecznoœæ z Bogiem, a zatem Duch Œwiêty nie mo¿e wprowadzaæ go we wszelk¹ prawdê, a zamiast tego przyj¹æ musi narzucon¹ mu wyk³adniê. W aspekcie zbiorowym te lokalne wyk³adnie bêd¹ siê miêdzy sob¹ nieuchronnie ró¿niæ, co uniemo¿liwi ró¿nym grupom wspó³dzia³anie z sob¹ i prowadziæ bêdzie do powstawania coraz to nowych ugrupowañ.

Wbrew pozorom jest to sprawa fundamentalna, gdy¿ wi¹¿e siê z alternatyw¹: prowadzenie przez Ducha — prowadzenie przez cz³owieka. Mimo wszelkich dobrych intencji jakiekolwiek wi¹¿¹ce ludzkie decyzje w sprawach wiary rozbijaj¹ koœció³ i powoduj¹ jego parali¿. Zbór nie mo¿e byæ zborem niedenominacyjnym czyli lokalnym, jeœli obowi¹zuj¹ w nim jakiekolwiek regu³y, wprowadzone przez ludzi. Aby zbór by³ niedenominacyjny czyli lokalny, musi w nim byæ wi¹¿¹ce tylko i wy³¹cznie samo czyste S³owo Bo¿e, i nic ponadto. Inaczej mówi¹c, zdrowy, duchowy chrzeœcijanin nie znajdzie duchowego domu tam, gdzie jego rozwój duchowy napotyka na ograniczenia w postaci ludzkich decyzji i nakazów. Aby chrzeœcijanin móg³ siê czuæ w œrodowisku zborowym jak w domu i móg³ siê w nim zdrowo rozwijaæ, musi mieæ pe³ny zakres biblijnej swobody w dochodzeniu do prawdy pod dzia³aniem Ducha Œwiêtego, ³¹cznie z prawem do pomy³ek i czasowej niedojrza³oœci.

W praktyce bêdzie to oznaczaæ, ¿e w zborze bêd¹ utrzymywaæ siê ró¿nice przekonañ w wielu pojedynczych kwestiach, jakie zazwyczaj maj¹ miejsce wœród wierz¹cych. Posiadanie innego zrozumienia od ogólnie przyjêtego nie bêdzie naganne ani nie bêdzie poci¹ga³o za sob¹ ¿adnych sankcji, lecz bêdzie przedmiotem wzajemnego us³ugiwania sobie w pokorze i mi³oœci. Jeœli istnieje gdzieœ œrodowisko ewangelicznie wierz¹cych, to znaczy ludzi opieraj¹cych swoj¹ wiarê na Piœmie Œwiêtym i prze¿ywaj¹cych nowe narodzenie z Ducha, w którym utrzymuje siê jakiœ sposób interpretowania danych stwierdzeñ Pisma Œwiêtego, to nie powinno byæ ¿adnych przeszkód, by w dowolnym zborze niedenominacyjnym znajdowali siê ludzie, interpretuj¹cy dane stwierdzenia Pisma w taki w³aœnie sposób. W ocenie innych mo¿e chodziæ o przekonania niedojrza³e albo nawet b³êdne, jeœli jednak utrzymuj¹ siê one w miejscach, gdzie istnieje autentyczne duchowe ¿ycie i gdzie rodz¹ siê i rozwijaj¹ prawdziwe dzieci Bo¿e, jest to dowodem, ¿e przekonania takie nie wykluczaj¹ ¿ycia z Bogiem ani dzia³ania Ducha. Inaczej mówi¹c, powodowane przez te ludzkie przekonania przyæmienie nie gasi blasku, bij¹cego z brylantu Bo¿ego S³owa.

Gdzie Duch Pañski, tam wolnoœæ” (2Ko 3:17; Gal 5:1–12; Rz 14:1–13). Jedne przekonania bêd¹ bardziej dojrza³e, inne mniej lub wcale. Przywykli do porz¹dków denominacyjnych, prawdopodobnie nie jesteœmy w stanie sobie tego wyobraziæ. Mo¿e nawet je¿¹ siê nam w³osy na myœl o tym ba³aganie, jaki to wywo³a. A tymczasem jest wrêcz odwrotnie. To w³aœnie odgórne ludzkie naciski s¹ przyczyn¹ wielu chronicznych schorzeñ i sprawiaj¹, ¿e czêsto przez d³ugi czas nie widaæ ¿adnego postêpu. Maj¹cy inne zdanie ¿yj¹ w rozterce i napiêciu, s¹ wykluczani albo sami odchodz¹. W atmosferze wolnoœci Ducha natomiast proces dojrzewania mo¿e byæ bardzo skuteczny i szybki. Jeœli z jakiegoœ zboru ktoœ jest zmuszony odejœæ z jakiegokolwiek innego powodu ni¿ ciê¿kie pospolite grzechy, które w sposób oczywisty dyskwalifikuj¹ go jako chrzeœcijanina, to zbór taki nie jest zborem lokalnym Koœcio³a. Z denominacji mo¿na odejœæ lub byæ wykluczonym, natomiast nie mo¿na odejœæ ani zostaæ wykluczonym z Koœcio³a, gdy¿ do Koœcio³a cz³owiek siê rodzi i pozostaje jego cz³onkiem dopóki ¿yje.

Nie znaczy to jednak, ¿e wszyscy chrzeœcijanie danej miejscowoœci z ca³¹ ró¿norodnoœci¹ swoich przekonañ musz¹ koniecznie spotykaæ siê na jednym miejscu i s³uchaæ tej samej us³ugi. Pewne ró¿nice zrozumienia mog¹ bowiem bardzo utrudniaæ lub nawet uniemo¿liwiaæ wspó³dzia³anie z sob¹. W takim przypadku lepiej bêdzie rozstaæ siê i prowadziæ pracê oddzielnie, poniewa¿ owocne wspó³dzia³anie wymaga nie tylko zgodnoœci celów, lecz tak¿e pewnego konsensusu co do sposobów dzia³ania. Nie ma jednak ¿adnego racjonalnego powodu, aby dzia³o siê to w atmosferze wzajemnych pretensji, zarzutów, oskar¿eñ i k³ótni. Bez trudu mo¿na sobie bowiem wyobraziæ kilka grup, zjednoczonych wokó³ wspólnych ogólnych zasad i celów, lecz prowadz¹cych oddzielnie pracê w sposób dostosowany do zrozumienia, zdolnoœci i cech osobistych cz³onków danej grupy. Nie musi jednak i nie powinno byæ przy tym ¿adnej rywalizacji ani animozji, lecz mo¿e i powinno byæ przy tym wzajemne szanowanie siê, wspieranie siê i wspó³dzia³anie w sprawach ogólnych. Cz³onkowie wszystkich takich grup mog¹ i powinni mieæ œwiadomoœæ wspólnej przynale¿noœci do Cia³a Chrystusa, pracowaæ w sposób najbardziej dla nich odpowiedni i mi³owaæ oraz wspieraæ swoich wspó³braci, pracuj¹cych w sposób nieco inny. Podejœcie takie jest aktualnie szeroko stosowane i nosi nazwê „jednoœci w ró¿norodnoœci”.

Kwestia ta ma ogromne znaczenie w œwietle przemian, jakie aktualnie zachodz¹ w chrzeœcijañstwie. Ogólnie mówi¹c, chodzi o powszechne kap³añstwo wierz¹cych czyli o wielorakie „pe³noetatowe” duchowe pos³ugiwanie wszystkich, „szeregowych” cz³onków spo³ecznoœci. Coraz wiêksze znaczenie maj¹ koœcio³y domowe, które rewolucjonizuj¹ pos³ugê i powoduj¹ gwa³towny, przypominaj¹cy eksplozjê rozwój liczebny koœcio³a. Liczba takich podstawowych komórek w niektórych œrodowiskach chrzeœcijañskich dochodzi do wielu tysiêcy. Wymaga to tysiêcy liderów, prowadz¹cych tego rodzaju pracê autonomicznie. I chodzi o to, ¿e w atmosferze mentalnoœci denominacyjnej jest to niemo¿liwe, gdy¿ tam wiêkszoœæ wiernych dyskwalifikuje siê z czynnej us³ugi przez nie doœæ g³êbok¹ znajomoœæ doktryny danego wyznania, nie doœæ zdecydowane uto¿samianie siê z t¹ doktryn¹ lub po prostu przez tendencje do w³asnego poszukiwania prawdy w Piœmie, co jest zagro¿eniem dla przyjêtej linii i sprawia, ¿e osoba taka jest cz³onkiem drugiej klasy, musi byæ traktowana nieufnie, pilnowana, kontrolowana lub po prostu nie dopuszczana do g³osu. Na skutek tego z wielkiej liczby wiernych pozostaje zaledwie kilku potencjalnych liderów, podczas gdy pozostali skazani s¹ na bezczynnoœæ. Jedynie w œrodowisku niedenominacyjnym jest mo¿liwe obdarzenie wszystkich pe³nym zaufaniem, gdy¿ kontrolê sprawuje Duch Œwiêty, a proces dochodzenia do jednoœci zapewniaj¹ duchowe mechanizmy wzajemnego wspó³dzia³ania i wzajemnej us³ugi.

Wracaj¹c do naszego obrazu, nie ma wtedy ¿adnych narzuconych ludzkich regu³, pod jakim k¹tem nale¿y trzymaæ brylant i jak ustawiæ jak¹œ jego p³aszczyznê. S³owo Bo¿e jest jedynym fundamentem wiary i postêpowania, a Duch Œwiêty bez przeszkód wykonuje swoje funkcje stopniowego wprowadzania we wszelk¹ prawdê i przypominania wszystkiego, czego naucza³ Chrystus. Oczywiœcie poprzez ró¿norodne urzêdy i pos³ugi duchowe wielu osób, które jednak nie lansuj¹ swoich w³asnych przekonañ ani doktryn ¿adnego wyznania, nie s¹ te¿ przedmiotem ludzkich nacisków czy manipulacji ani same nie maj¹ prawa naciskaæ i wymuszaæ, lecz mog¹ swobodnie poddawaæ siê prowadzeniu przez Ducha, zaœ wszyscy wspólnie dorastaj¹ „do wymiarów pe³ni Chrystusowej” (Ef 4:13).

Chodzi o proces, który przebiec musi w naszych umys³ach, a potem przenieœæ siê do praktyki postêpowania i spowodowaæ g³êbokie zmiany we wzajemnych stosunkach wszystkich ludzi odrodzonych, gor¹co mi³uj¹cych Boga i Jego S³owo. Gwa³towny, dynamiczny rozwój Koœcio³a, jaki obserwujemy aktualnie na wielu miejscach œwiata, jest mo¿liwy tylko dziêki temu, ¿e proces ten tam przebiega i jest ju¿ dostatecznie zaawansowany. Bez tej wewnêtrznej przemiany naszego sposobu myœlenia taki gwa³towny rozwój jest i bêdzie niemo¿liwy. Jeœli nie pozwolimy, by proces ten przebieg³ w nas samych i wokó³ nas, nasze oczekiwania potê¿nego Bo¿ego dzia³ania pozostan¹ niespe³nionym marzeniem. Mimo ¿e jest to trudne, trzeba nam prze³amaæ siê. Przestañmy ufaæ sobie, a zaufajmy Bogu. Rezultaty takiego prze³amania siê przerosn¹ nasze najœmielsze oczekiwania.

J. K.