W służbie Orędownika


    …mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa…
1J 2:1    
    Któż będzie potępiał? Jezus Chrystus… przecież wstawia się za nami.
Rz 8:34    
    …bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nami.
Hbr 7:25    

Mamy Orędownika, a On jest naszym Mistrzem. Mamy Orędownika i jesteśmy Jego uczniami. Wezwał nas do naśladowania Go, każąc nam uczyć się od Niego. Naśladować kogoś znaczy robić to, co robi on. Jeśli Jezus Chrystus się wstawia, to będąc Jego naśladowcami i my mamy się wstawiać. Jeśli On działa jako Orędownik, to i naszym obowiązkiem jest orędownictwo. Jezus usługiwał na wiele sposobów i także nasza usługa jest wieloraka. Nie może jednak wśród różnych rodzajów naszej usługi zabraknąć tej właśnie — usługi wstawiania się czyli orędowania.

Orędownictwo kojarzy nam się często z przewodem sądowym. Z reguły przed sądem czynną rolę odgrywają cztery strony: Sędzia, oskarżony, oskarżyciel i obrońca. Oskarżyciel czyli prokurator występuje przedstawiając dowody winy oskarżonego. Jest to jego zadaniem i obowiązkiem. Wcześniej dowodów tych poszukiwał, zbierał je i uzupełniał. Oskarżony ma prawo się bronić, nie jest jednak przed sądem osamotniony. Ma pomocnika w osobie obrońcy, który bywa też nazywany adwokatem. Jego z kolei obowiązkiem jest poszukiwanie i gromadzenie faktów, przemawiających na korzyść oskarżonego i przedstawianie ich przed sądem. Sędzia natomiast zapoznaje się z argumentami oskarżyciela, oskarżonego i obrońcy, waży je, uzupełnia zadając pytania, aby w końcu wydać sprawiedliwy wyrok skazujący lub uniewinniający oskarżonego.

Wyraz orędownik (parakletos), występujący w Biblii, ma następujące odcienie znaczeniowe: wezwany na pomoc, wspomożyciel, pocieszyciel. Czynność orędowania (paraklesis) określić można jako: odwołanie się, apel do kogoś, zwrócenie się do kogoś, zachęta, pocieszenie. Z kolei czasownik wstawiać się (entygchano) oznacza: zwracać się do kogoś, wstawiać się za kimś, prosić za kimś. Wszystkie te odcienie znaczeniowe świadczą o jednym: orędownictwo czy wstawiennictwo jest zawsze i w każdych okolicznościach, nie tylko w sądzie, działaniem życzliwym, przychylnym i korzystnym dla osoby, na rzecz której jest podejmowane. Orędownik, obrońca czy adwokat jest zawsze sprzymierzeńcem swojego klienta, niezależnie od tego, czy jest on winny, czy niewinny, ani od wielkości jego winy. Oskarżony ma w nim oparcie, pomoc, zachętę i pociechę, niezależnie od tego, jak źle wyglądałaby jego ogólna sytuacja. W żadnym przypadku obrońca nie zrobi niczego, co byłoby dla oskarżonego niekorzystne, zniechęcające lub przykre. Śledząc pracę i słuchając argumentów dobrych obrońców, często nie można wyjść z podziwu nad ich starannością i pomysłowością w wyszukiwaniu wszelkich możliwych faktów, przemawiających na korzyść danej osoby.

Obrońca przede wszystkim usiłuje obalić dowody winy wysunięte przeciw danej osobie — udowodnić jej niewinność. Jeśli okaże się to w obliczu oczywistych faktów niemożliwe, orędownik poszukuje i używa wszelkich argumentów, aby pomniejszyć winę oskarżonego. Robi to wskazując na różne okoliczności łagodzące, świadczące o mniejszej szkodliwości zarzucanych czynów. Jeśli nawet to nie jest możliwe, usiłuje przedstawiać w jak najkorzystniejszym świetle motywy działania oskarżonego, dowodząc, że przyświecał mu szlachetny cel, że negatywny wynik jego działania był niezamierzony. Próbuje też dowieść, że nie znał pewnych faktów, które powstrzymałyby go od takiego działania, że nie miał świadomości jego szkodliwych skutków, że działał za czyjąś namową, że został wprowadzony przez kogoś w błąd, że działał w stanie emocjonalnego wzburzenia, co nie pozwoliło mu zapanować nad sobą, że uległ ogólnej atmosferze, jaka go otaczała, że nie był w danej chwili w pełni sprawny fizycznie lub psychicznie itd., itp. Prócz tego obrońca stara się przedstawić w jak najkorzystniejszym świetle sylwetkę oskarżonego wskazując na wszystkie pozytywne elementy jego dotychczasowego życia i wszystkie zachowania i czyny, jakie były dla innych korzystne i świadczą o jego dobrej woli. Jeśli ani tego nie może znaleźć, wskazuje na trudne, dramatyczne okoliczności w jego życiorysie, które tak go ukształtowały i sprawiły, że wyrósł z niego taki a nie inny człowiek. Można by tę listę wydłużać, gdyż zakres możliwości znalezienia argumentów i przedstawienia okoliczności korzystnych dla każdego człowieka jest ogromny, a adwokaci są w tym zakresie specjalistami.

— Cóż to, czy jesteśmy na kursie prawa karnego? Po cóż w artykule religijnym omawiać tak szczegółowo czynności adwokata? — Z prostego powodu. Jesteśmy uczniami Adwokata czyli Orędownika, pełnimy więc służbę taką samą, jaką pełni On, powinniśmy więc poznać ten Jego zawód jak najlepiej. I nie tylko poznać, ale także wyszkolić się w nim, gdyż od tego będzie zależeć jakość i skuteczność naszego wstawiania się za innymi. Dowiadując się więc, jakie są obowiązki adwokata, dowiadujemy i uczymy się, jakie są nasze własne obowiązki jako chrześcijan — osób w służbie Orędownika Jezusa Chrystusa.

— A kto jest nas jako adwokatów klientem? Za kim powinniśmy orędować i wstawiać się? — Pismo Święte wyraża to całkiem jednoznacznie: „Przede wszystkim więc napominam, aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi” (1Tm 2:1–4). A więc dla każdego człowieka powinniśmy być wstawiennikami, wspomożycielami, zanosząc przed tron Boży błagania, modlitwy i prośby o treści dla niego życzliwej, przychylnej i korzystnej. Dalszy werset w szczególności wymienia osoby sprawujące władzę. Inny werset biblijny nakazuje nam wstawiennictwo na rzecz członków Ciała Chrystusowego czyli naszych braci w wierze: „…módlcie się jedni za drugich, abyście byli uzdrowieni. Wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego” (Jk 5:16).

Wnioski z dotychczas powiedzianego są jednoznaczne. Naszym zadaniem jest działać przy pomocy naszych modlitw, zanoszonych przed oblicze Boże, na korzyść wszystkich ludzi. Przytaczać wszelkie możliwe argumenty i przedstawiać wszelkie możliwe okoliczności, przemawiające na ich korzyść, i prosić dla nich o Bożą przychylność. Czyni to nasz Pan i Mistrz i jest to także naszym zadaniem. Rzecz jasna, że aby móc to robić skutecznie, nasze serca muszą być do wszystkich nastawione życzliwie i pozytywnie. Musimy życzyć im wszelkiego dobra i wykazując zadziwiającą pomysłowość znajdować wszelkie możliwe sposoby, aby dobro stawało się ich udziałem. Nie można skutecznie bronić kogoś, jednocześnie gniewając się na niego za to, co zrobił. Aby wstawiać się za ludzi z przekonaniem, trzeba szczerze ich kochać.

— Zaraz, zaraz! A co z wszelkiego rodzaju złoczyńcami, grzesznikami, bluźniercami, zwodzicielami i tak dalej? Nie możemy przecież odnosić się do nich tak samo. Spoczywa na nich przecież Boży gniew, więc i my mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek na nich się gniewać. — Jeśli tak uważasz i rozumiesz, to umknęło ci coś bardzo ważnego z poselstwa ewangelii. Bo Bóg nienawidzi grzechu, ale miłuje wszystkich grzeszników. A ponadto, sędzią jest On, my zaś jesteśmy obrońcami. Być może On wyda w końcu wyrok skazujący, ale misją Jezusa i naszym zadaniem w tym wieku jest orędownictwo. Jeśli nie będziemy mieli Bożej miłości do grzeszników, przestępców, heretyków itp., funkcji tej nie będziemy w stanie wypełnić. Nasze działania będą spaczone i nie po linii Bożej. Jesteśmy wrogami zła, ale nie możemy być wrogami ludzi, opanowanych przez zło. W przeciwnym razie nie rozumiemy istoty odkupienia i nasze działania będą destrukcyjne, a w najlepszym razie nieskuteczne.

Niestety, takich nieskutecznych, a często destrukcyjnych działań widzi się bardzo wiele. Chrześcijanie wyrażają się o innych z oburzeniem, gniewem, wrogością. Zawziętą postawę względem zła przenosimy na ludzi będących rzeczywistymi lub domniemanymi sprawcami zła i uważamy za słuszne, a nawet obowiązkowe dosadne komentowanie ich postępowania. Nasze zaangażowanie emocjonalne przeciwko złu sprawia, że emocjonalnie traktujemy też jego sprawców, surowo oceniamy okoliczności ich postępowania i stopień ich winy. W postępowaniu takim trudno dostrzec nawet najsłabsze ślady działania w charakterze obrońcy. Wręcz przeciwnie, odnosi się wrażenie, że naszym usiłowaniem jest przedstawić winę jako niewątpliwą, jej stopień jak najbardziej powiększyć, szkodliwość danego czynu lub czynów jak najbardziej podkreślić. Często wygląda na to, że nie tylko nie poszukujemy okoliczności łagodzących, lecz wynajdujemy i prezentujemy szereg okoliczności obciążających, przemawiających na niekorzyść sprawcy. Nie jesteśmy też skłonni poszukiwać w jego działaniu dobrych motywów, lecz dopatrujemy się motywów jak najniższych, a ponadto nic dobrego nie potrafimy powiedzieć o jego sylwetce. Nie myślimy też wcale o okolicznościach w jego życiorysie, które mogły mieć wpływ na takie jego ukształtowanie, jeśli zaś sięgamy do jego życiorysu, to tylko po to, aby wykazać, że był on czarnym typem zawsze i wszędzie. Nieraz zdumiewa pomysłowość, z jaką wynajdujemy argumenty i okoliczności na niekorzyść innych, obciążające ich i pogrążające.

— Jak ocenić taką postawę? — Niestety, jest to bardzo proste. Nie ma tu żadnej możliwości manewru. Nie jest to postawa obrońcy-orędownika, lecz postawa oskarżyciela! To wszystko, co w takich przypadkach robimy, należy właśnie do jego obowiązków. I to jeszcze nie jest to najtragiczniejsze. Jest jeszcze coś gorszego. Mianowicie to, że tak, jak prototypem nas jako obrońców i wstawienników jest nasz Orędownik Jezus, tak prototypem nas jako oskarżycieli jest nie kto inny tylko nasz oskarżyciel diabeł (Za 3:1; Obj 12:10). To on oskarża nas przed Bogiem dniem i nocą. Oskarżając innych, funkcjonujemy nie w służbie Orędownika, lecz w służbie oskarżyciela. A Pismo Święte mówi: „Któż będzie oskarżał wybranych Bożych? Przecież Bóg usprawiedliwia” (Rz 8:33). Następny zaraz werset jest zacytowanym przez nas na wstępie, mówiącym, że Jezus Chrystus wstawia się za nami. Wynika z tego wniosek, że oskarżając wybranych Bożych czyli swoich braci w wierze, przeciwstawiamy się czynnie wstawienniczej posłudze Jezusa Chrystusa. Wnioski, jakie z tego wyciągniemy osobiście dla siebie, zależą już od każdego z nas.

W naszej starej ludzkiej naturze tkwi skłonność do oskarżania, którą należy uśmiercić. Wstawiennictwo jest elementem nowej natury, który musi w nas wyróść. Uczniowie chcieli ściągnąć ogień z nieba na Samarytan, którzy ich nie przyjęli (Łk 9:54). W odpowiedzi usłyszeli z ust Jezusa: „Nie wiecie, jakiego ducha jesteście. Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować” (w. 55,56). Trudno wyobrazić sobie gorszy jeszcze grzech niż czynny udział w ukrzyżowaniu Syna Bożego. A jednak Jezus w stosunku do tych, którzy to własnoręcznie robili, wypełnił rolę Orędownika i przedstawił Ojcu nie dowody ich winy, lecz okoliczność łagodzącą i prośbę o uniewinnienie: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23:34). Podobnie postąpił względem swoich oprawców Jego uczeń Szczepan (Dz 7:60).

Być może nie oskarżamy innych bezpośrednio przed Bogiem w swoich modlitwach, aczkolwiek i to ma być może czasem miejsce, jeśli jednak namiętnie oskarżamy ich przed innymi, udowadniamy, że nie jesteśmy w stanie wypełniać w stosunku do nich posługi wstawiennictwa, jakże bowiem można by skutecznie działać na czyjąś korzyść, żywiąc w stosunku do niego uczucia jednoznacznie negatywne? Bardzo łatwo rozpoznać, kto jest orędownikiem, a kto oskarżycielem. Bardzo łatwo się przekonać, kto działa na usługach Orędownika, a kto na usługach oskarżyciela. Wystarczy kilka, albo nawet tylko jedno zdanie. Pamiętaj, że twoje słowa na temat innych znacznie więcej mówią o tobie samym niż o nich.

W występowaniu potencjalnych obrońców w roli oskarżycieli jest coś spaczonego, wręcz perwersyjnego. Jeśli chrześcijanie oskarżają innych ludzi, czynią coś z gruntu przeciwnego swojej naturze i powołaniu. Jako analogia nasuwają się polityczne procesy pokazowe w czasie dyktatury stalinowskiej w latach 50-tych 20. wieku. Wylansowana sztucznie przez władze atmosfera potępienia tych domniemanych wrogów ludu doprowadziła do tego, że na ich rozprawach nawet ich obrońcy wygłaszali przeciwko nim pełne zawziętości mowy, zawierające najcięższe oskarżenia, i domagali się dla nich najsurowszej kary.

Jeśli zaś oskarżenia podnosimy przeciwko swoim braciom w wierze, to działamy jako rozbijacze Królestwa Bożego. W rozmowie z uczonymi w Piśmie Pan Jezus stwierdził, że jeśliby szatan wypędzał szatana, byłoby to dowodem, że królestwo jego jest rozdwojone i nie może się ostać. Byłby to jego koniec (Mk 3:22–26). Wynika z tego, że królestwo szatana nie jest rozdwojone i dlatego może się ostać. Ale jak jest w tym kontekście z Królestwem Bożym? Jeśli chrześcijanin chrześcijanina oskarża, zwalcza i wygania, jest to dowodem, że Królestwo Boże jest rozdwojone i nie może się ostać. Jest to jego koniec. Każdy więc z nas, który się tego dopuszcza, powoduje rozdwojenie Królestwa Bożego, a przez to jego upadek. Inaczej mówiąc, nasze spory sprawiają, że królestwo diabła góruje nad Królestwem Bożym. Obyśmy zadrżeli na tę myśl i upadli przed Bogiem na twarz w pokucie!

Wstawiennictwo czyli orędownictwo w Królestwie Bożym ma pewien wymiar, który jest nieznany w orędownictwie ludzkim. Jezus Chrystus oręduje w sposób, w jaki żaden ziemski obrońca, żaden adwokat nigdy nie orędował. Każdy ziemski obrońca staje się bezradny, a wszelkie jego argumenty bezskuteczne, jeśli oskarżyciel przedstawi niepodważalne dowody winy. Ale nasz niebiański Obrońca właśnie w takiej sytuacji wydobywa na światło dzienne swój największy atut: Przedstawia dowód złożenia ofiary przebłagalnej za popełnione winy. To On osobiście poświęcił się, stając się Barankiem bez skazy, który został złożony na ofiarę za grzechy każdego człowieka. Jezus jako Obrońca przedstawia sądowi dowód rzeczowy w postaci swojej własnej męczeńskiej krwi (Hbr 9:12,24–26; 10:10,12,14). Krwi przelanej w ofierze dobrowolnej, złożonej w celu uniewinnienia grzesznika.

— Czy i nasze orędownictwo ma coś wspólnego z tym wymiarem orędownictwa Chrystusa? — Jeśli działa w nas ten sam Duch, to pobudza nas do tego samego. Pismo Święte na wielu miejscach poucza nas, że powinniśmy miłować się wzajemnie tak, jak umiłował nas Chrystus (J 15:12,13; Ef 5:2; 1J 2:6; 1J 4:11,17,19). Podobnie jak Chrystus, i my winniśmy życie oddawać za braci (1J 3:16). Apostoł Paweł gotów był nawet modlić się o to, by być odłączony od Chrystusa za swoich braci (Rz 9:1–5). I pamiętajmy, że chodziło o tych jego braci, któży go znieważali, prześladowali, chcieli zabić, którzy pięć razy go chłostali, raz ukamienowali itd. Mamy ponadto biblijne polecenie, że powinniśmy wziąć na siebie ułomności słabych (Rz 15:1–3). Mamy prawo związywać albo rozwiązywać (Mt 18:18), odpuszczać ludziom grzechy albo zatrzymać (J 20:23). Zważmy jednak, jaki wpływ mają nasze decyzje w tym zakresie na nas samych (Mt 6:14,15; Mk 11:16; Jk 2:13). Nasze posłannictwo polega na zwyciężaniu zła dobrem (Rz 12:21; Jk 3:13–18). Nasze ofiary ponoszone w ramach wstawiennictwa za innych ludzi nie mają wprawdzie mocy odkupieńczej jak ofiara Chrystusa, ale znacząco mogą przyczynić się do zwycięstwa sprawy Bożej w życiu wielu ludzi. Jakże moglibyśmy wypełnić właściwie posługę takiego wstawiennictwa względem kogoś, w stosunku do kogo wypełnieni jesteśmy niechęcia, goryczą lub jakimiś pretensjami?

Dwukrotnie w swoim 2 Liście do Koryntian apostoł Paweł wspomina o władzy czy też pełnomocnictwie, jakie mu zostało udzielone, przy czym w obu przypadkach podkreśla, że władza ta albo pełnomocnictwo dane mu zostały „aby was budować, a nie niszczyć” (2Ko 10:8); „ku zbudowaniu, a nie ku burzeniu” (2Ko 13:10). Jest to znamienne także dla nas w kontekście naszego tematu. Bowiem nie tylko apostołowie, lecz każdy chrześcijanin otrzymuje od Pana pewien zakres władzy lub pełnomocnictwa. „Ale wy jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym, abyście rozgłaszali cnoty tego, który was powołał z ciemności do cudownej swojej światłości” (1Pt 2:9). To zaszczytne posłannictwo wypełniamy różnymi sposobami, a jednym z nich jest nasza służba orędownictwa czyli wstawiennictwa na rzecz naszych braci i wszystkich innych ludzi. Jesteśmy solą ziemi. Jeśli sól zwietrzeje, czymże ją nasolą? Jeśli Boża drużyna orędowników staje się gromadą oskarżycieli, co dobrego może z tego wyniknąć?

Wstawiennictwo czyli orędownictwo wiąże się z atmosferą zachęty, życzliwości, miłości, a z tego bierze się poczucie wolności, optymizm, chęć życia. Oskarżycielstwo wiąże się z atmosferą pretensji i zarzutów, a z tego wynika skrępowanie, zniechęcenie i przygnębienie. Oskarżanie niszczy, my zaś jesteśmy powołani do tego, aby podnosić, pokrzepiać, zachęcać, dodawać otuchy. Kiedy to robimy, budujemy innych i przyczyniamy się do rozwoju Królestwa Bożego na świecie. Czas już najwyższy ruszyć zgodnie do przodu pod sztandarem naszego Mistrza i Pana i zademonstrować światu cnoty Tego, który nas powołał z ciemności do cudownej swojej światłości. Bo tylko w ten sposób możemy sprawić, że Jezus i Jego ewangelia staną się dla naszego otoczenia artykułami atrakcyjnymi i poszukiwanymi.

Powinniśmy świadomie i usilnie zabiegać przed obliczem Bożym o przemianę swojej postawy i ćwiczyć się w zajmowaniu w każdych okolicznościach w stosunku do wszystkich ludzi postawy przychylności, życzliwości i pomocy. Omawiana tu sprawa ma szczególnie duże znaczenie dla skuteczności ewangelizacji. Bowiem właśnie przychylność i życzliwość jest kluczowym warunkiem otwierania się serc na poselstwo ewangelii. Gdybyśmy w stosunku do ewangelizowanych żywili jakiekolwiek niechęć albo jakiekolwiek zarzuty czy pretensje, nawet jeśli będziemy zdecydowani nie wspominać o tym ani słowem, postawa nasza stworzy pomiędzy nami a odbiorcami tej usługi barierę, która uniemożliwi przyjęcie ewangelii. Nic bowiem nie zamyka słuchaczy na głoszoną prawdę tak, jak głoszenie jej w poczuciu własnej wyższości i w duchu zarozumiałości. Dopóki więc nie wyeliminujemy ze swoich myśli wszelkich tendencji do oskarżycielstwa i nie zostaniemy ukształtowani na prawdziwych orędowników w stosunku do wszystkich ludzi, a szczególnie tych, którym zamierzamy usługiwać, usługa nasza nie będzie skuteczna.

W równym stopniu dotyczy to także wzajemnych stosunków wewnątrz wspólnot chrześcijańskich. Jeśli nosimy w sobie w stosunku do innych obojętność, nieufność, podejrzliwość i urazę z powodu jakichś ich czynów, zachowań czy postaw, stworzy to ciężką atmosferę skrępowania, w której nikt nie będzie czuł się dobrze i gdzie przebywanie będzie uciążliwe. Także wszelka wzajemna usługa, do której jesteśmy zobowiązani jako członki Ciała Chrystusa, jak duszpasterstwo, napominanie, wykonywanie dyscypliny, przy braku atmosfery wzajemnej życzliwości będzie nieskuteczna, a nawet praktycznie niewykonalna. Jakiejkolwiek usłudze innej osobie, jeśli ma być skuteczna i doprowadzić do pożądanych, pozytywnych i błogosławionych rezultatów, towarzyszyć musi uczucie szczerej i gorącej przychylności, życzliwości i miłości. Tylko taka atmosfera jest w swojej istocie i naturze charakterystyczna dla Królestwa Bożego i sprzyja jego wzrostowi i budowaniu. Jeśli z jakiegokolwiek powodu jej brak, dzieło Pańskie ponosi niepowetowane szkody.

Mówimy tu o jednym z najistotniejszych elementów przebiegającej aktualnie fali duchowej odnowy Kościoła. Tam, gdzie dokonał się już ten przełom i gdzie chrześcijanie zamiast oskarżać innych wstawiają się za nimi i zamiast wzajemnie oskarżać się i zwalczać zaczynają się wzajemnie zachęcać, wspierać i budować, Boża chwała powraca szybkimi krokami do Pańskiej świątyni. Tam, gdzie trwają jeszcze oskarżenia albo wzajemne spory i waśnie lub też tylko obojętność i chłód we wzajemnych stosunkach, ten pożądany i upragniony proces odnowy odwleka się. I jak we wszystkich innych sprawach, także i w tej wszystko zaczyna się od każdego z nas osobiście. Sytuacja ogólna zmieni się tylko pod wpływem przemiany każdego z nas. Dlatego nie zwlekając podejmijmy decyzję i stańmy przed Bogiem, prosząc by dokonał przemiany naszych myśli, słów i czynów, tak byśmy nigdy i nigdzie nie funkcjonowali jako oskarżyciele, a zawsze i wszędzie jako orędownicy, uczniowie naszego Mistrza-Orędownika, który wstawia się za nami.

J. K.