ŚMIERĆ JEST MI ZYSKIEM


Obchodzone u nas corocznie „święto umarłych” jest okazją do rozważań na temat krótkotrwałości ludzkiego życia i na temat śmierci. Dla ludzi wierzących temat ten nie powinien stanowić „tabu” — sprawy kłopotliwej i nieprzyjemnej, którą spędza się z myśli i której nigdy nie porusza się w rozmowach. Chrześcijanin to człowiek z jasno sprecyzowanym stosunkiem zarówno do życia, jak i do śmierci. Wszyscy stoimy w obliczu nieodwracalnego procesu „niszczenia” naszego ciała (2Ko 4:16). Obserwujemy na naszym ciele ślady czasu takie jak wypadanie włosów, zębów, zmarszczki, słabnięcie wzroku, słuchu, pamięci, utratę sprawności fizycznej, różne dolegliwości i schorzenia. Ukrywanie wieku, różne zabiegi, ćwiczenia, staranna dieta, kosmetyki itp. nic tu nie pomogą, w najlepszym razie zwalniają tylko nieco ten proces. Wiemy jednak, że śmierć spotyka także znienacka ludzi pełnosprawnych, młodych, toteż temat ten jest aktualny dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którym przypominają o nim wspomniane wyżej oznaki.

Ewangelista Jan (11:33-38) maluje przed nami typową dobrze nam znaną scenę cmentarną: zimne mogiły, ponure nagrobki, zapłakane twarze po utracie drogiego człowieka, świeży jego grób. Płacze nawet Pan Jezus. Ale Jego łzy nie są łzami rozpaczy i rezygnacji. W rozmowie, poprzedzającej tę scenę, siostra zmarłego Łazarza — Marta daje wyraz nadziei, że brat jej zmartwychwstanie w dniu ostatecznym (w. 24). Swoje przekonanie opiera być może na wypowiedziach rabinów w synagodze, może na znanych jej tezach nauki faryzeuszów lub na zapamiętanych urywkach pism Starego Testamentu, albo na ogólnie przyjętym przeświadczeniu, że jednak po śmierci „coś jeszcze będzie”. Ludzie często opierają swoje przekonania na temat śmierci i wieczności na różnych źródłach, naukach, z jakimi się zetknęli, wypowiedziach, jakie słyszeli, i wysnutych z tego przez siebie wnioskach. Pan Jezus jednak koncentruje uwagę Marty i jej myśli w jednym ściśle określonym, bardzo konkretnym i bardzo bliskim punkcie: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot” (w. 25). Daje przez to do zrozumienia, że to On sam jest jedyną Osobą kompetentną i decydującą w sprawie życia i śmierci, że nie kogo innego, tylko Jego należy pytać o sprawy z tym związane, że nie z kim innym, tylko z Nim należy regulować tego rodzaju problemy.

Stwierdzenie takie w ustach śmiertelnego człowieka byłoby niechybnym dowodem jego szaleństwa. Słowa Pana Jezusa nie pozostały jednak bez pokrycia. Wiele razy na Jego rozkaz ustępowały choroby, przez co dowiódł, że On jest Panem nad procesami życia biologicznego; swego czasu na Jego rozkaz uciszył się wiatr i uspokoiło się morze (Mt 8:26,27), przez co dowiódł On, że jest Panem nad żywiołami natury; swego czasu na Jego rozkaz demony opuściły ciało człowieka (Łk 8:27-35), przez co dowiódł On, że jest Panem nad mocami i władcami duchowymi świata ciemności. I oto teraz stanął nad grobem Łazarza, aby dowieść ludziom wszystkich wieków, aby dowieść tobie i mnie, że On jest Panem także nad śmiercią i otchłanią. Ta typowa scena cmentarna była jednak w pewnym szczególe bardzo wyjątkowa. Obecny był tam Jezus! Obecny był „Zmartwychwstanie i żywot”. I dlatego wypadki potoczyły się w sposób tak niezwykły i nieoczekiwany, który wprawił w osłupienie wszystkich obecnych. Na rozkaz „Łazarzu, wyjdź!” — śmierć musiała oddać swą ofiarę. Łazarz powrócił do życia. Dowód został przeprowadzony. Jezus Chrystus udowodnił, że jest Panem życia i śmierci, że On rzeczywiście jest „zmartwychwstanie i żywot”. Tym samym udowodnił i drugą część swego stwierdzenia: „Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki” (w. 25-26). I to jest nadzieją chrześcijan. To jest podstawą naszej wiary w obliczu śmierci.

Lista dowodów nie wyczerpuje się oczywiście na tym jednym. Byli i inni wskrzeszeni z martwych, był cały szereg niedwuznacznych wypowiedzi Pana Jezusa, był wreszcie pusty grób Tego, który „śmierć zniszczył, a żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł” (2Tm 1:10). Dla ludzi zmysłowych, nieodrodzonych dowody takie nie wystarczają. Mowa o życiu wiecznym jest dla nich głupstwem. Poselstwo o zmartwychwstaniu jest dla takich najbardziej niewiarygodnym elementem ewangelii. Kiedy apostoł Paweł w Atenach wspomniał o zmartwychwstaniu, został wyśmiany (Dz 17:32), zaś Festus posądził go o szaleństwo (Dz 26:23,24). Kto jednak sam w swoim życiu doświadczył mocy żyjącego Chrystusa, kto osobiście spotkał się ze Zmartwychwstałym i został przez Niego wzbudzony do nowego życia, ten nie może wątpić w to, że Bóg umarłych wzbudza (Dz 26:8). Człowiek taki wierzy niewzruszenie słowom Zmartwychwstałego: „Mam klucze śmierci i piekła” (Obj 1:18); „Ja daję im żywot wieczny i nie zginą na wieki” (Jn 10:28), „Ja żyję i wy żyć będziecie” (Jn 14:19).

Jak jednak pogodzić poselstwo o życiu wiecznym z oczywistymi faktami zamykanych trumien, zasypywanych grobów i rozkładających się ciał? Biblia podaję obszerną naukę na temat życia i śmierci, a mimo to kwestie te są nieraz przedmiotem sporów i niejasności. Powstają one zazwyczaj wtedy, gdy pojęcia „życie” i „śmierć” nie są rozumiane w znaczeniu biblijnym. W potocznym znaczeniu wyraz „śmierć” rozumie się jako „koniec istnienia” lub „unicestwienie”, podczas gdy w Biblii wyraz ten używany jest raczej w znaczeniu „całkowite odłączenie” lub „zerwanie wszelkiego kontaktu”. I tak śmierć fizyczna względnie biologiczna, z jaką mamy do czynienia na co dzień, jest zupełnym zerwaniem kontaktu ze światem materialnym. Od chwili tej śmierci człowiek, który umarł, nie może już niczego przekazać swojemu otoczeniu ani też w żaden sposób nie uczestniczy w tym, co dzieje się w świecie materialnym. Jest od niego całkowicie odłączony. Ciało służące do kontaktowania się z tym światem przestaje funkcjonować i zostaje odłożone jako już niepotrzebne. To, że śmierć fizyczna czyli śmierć ciała nie jest końcem istnienia człowieka, wynika jasno z wielu miejsc biblijnych (1Sm 28:3,15; Mt 10:28; Łk 16:23; Łk 23:43; Flp 1:23 i inne), a ostatnio nawet nauka zaczęła gromadzić dowody prawdziwości tego faktu (np. w książce Raymonda Moody: „Życie po życiu”).

Prócz śmierci fizycznej istnieje jednak jeszcze druga śmierć, śmierć duchowa, będąca zupełnym zerwaniem kontaktu z światem duchowym, z Bogiem i Jego królestwem dobra, sprawiedliwości i świętości. Wszelkie zło, wszelka nieprawość i nieczystość są przeciwne naturze Bożej. Dlatego z chwilą, kiedy człowiek popadł w grzech, zerwana została wszelka społeczność duchowa z Bogiem, człowiek umarł śmiercią duchową (1Mo 2:17; Rz 5:12; 7:9-11), utracił życie, którego źródłem i dawcą jest Bóg, i żył odtąd jedynie życiem fizycznym. Przywrócenie tego utraconego życia czyli ponowne nawiązanie społeczności z Bogiem możliwe jest przez całkowite zerwanie kontaktu z grzechem i „światem”, tj. królestwem zła, nieprawości i nieczystości, czyli przez śmierć „grzechowi” (Rz 6:2), śmierć „dla żywiołów świata” (Kol 2:20), śmierć „temu, przez co byliśmy opanowani” (Rz 7:6). To jest jedyny ratunek od śmierci duchowej, warunek przywrócenia do życia duchowego.

Bóg jednak nie każe nam ratować się samym. Słowo Boże nie każe nam umierać dla grzechu. Naszym ratunkiem jest Jezus Chrystus, Zmartwychwstanie i Żywot. Przez chrzest wziął On na siebie grzech całej ludzkości i zaniósł go na krzyż. Przez chrzest (czyli zanurzenie) w Chrystusa identyfikujemy się z Jego śmiercią i Jego zmartwychwstaniem (Rz 6:3-5). Na tej podstawie powinniśmy uważać się za umarłych dla grzechu (Rz 6:11) i postępować zgodnie z tą rzeczywistością, zwalczając skłonności do grzechu, przejawiające się w członkach naszego ciała (Kol 5:3) i żyjąc nowym życiem w społeczności z Bogiem w Jezusie Chrystusie. Życie takie jest życiem wiecznym i jest ono darem łaski Bożej dla człowieka (Rz 6:23).

Kto zatem przeżył odrodzenie duchowe, kto zanurzył się w Chrystusie, zatonął w Nim, Jego miłości i łasce tak, że Chrystus stał się dla niego życiem, zaś świat stał się dla niego ukrzyżowany (czyli umarły) i on dla świata, jak o tym świadczy apostoł Paweł (Gal 2:20; 6:14), ten przeszedł z śmierci do życia i więcej nie umiera. Być skrytym w Chrystusie, a z Chrystusem w Bogu — to jest warunek i gwarancja życia wiecznego (Kol 3:3-4). Nie zmienia tego faktu śmierć fizyczna czyli śmierć ciała. Śmierć utraciła bowiem swoje żądło (1Ko 15:55). Jej żądło — grzech — zostało zniszczone przez krew Chrystusa. Śmierć ciała dla człowieka należącego do Chrystusa jest nawet zyskiem (Flp 1:21), chwilą wyzwolenia z ograniczeń, słabości, pokus, cierpień i udręk.

Śmierć fizyczna nie kończy jednak nawet życia ziemskiego, tylko je przerywa. Przyjdzie bowiem Chrystus, żywot nasz, a wtedy „najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie” (1Ts 4:16), aby przyoblec się w to, co nieskażone i w nieśmiertelność (1Ko 15:53) i w tym stanie żyć nadal z Chrystusem (Rz 6:8). Ci natomiast, których imiona nie są zapisane w księdze żywota, ponieważ nie skorzystali z łaski Bożej, zmartwychwstaną wprawdzie również, ale tylko po to, aby przejść przez sąd i otrzymać wyrok drugiej śmierci czyli ostatecznego, całkowitego odłączenia od Boga i społeczności z Nim na wieki (Obj 20:13-15).

W okresie spadających pożółkłych liści, wśród świeczek na milczących grobach, w czasie posępnego zawodzenia wiatru jesiennego, niech w sercach dzieci Bożych, pojednanych i zjednoczonych z Chrystusem, nie ma miejsca na smutek. Niech rozbrzmiewają w nich coraz wyraźniej tony nowej pieśni triumfu: „Godzien jesteś wziąć księgę i zdjąć jej pieczęcie, ponieważ zostałeś zabity i odkupiłeś dla Boga krwią swoją ludzi z każdego plemienia i języka, i ludu, i narodu, i uczyniłeś z nich dla Boga naszego ród królewski i kapłanów, i będą królować na ziemi” (Obj 5:9,10).

„Przeto pocieszajcie się nawzajem tymi słowy” (1Ts 4:18).

J. K.