NOWE PRZYMIERZE


Święta wielkanocne są okazją do rozważania znaczenia ofiary Jezusa Chrystusa, Jego śmierci i zmartwychwstania dla zbawienia człowieka. Szkoda, że wiele ludzi obchodzi te święta corocznie bardzo uroczyście, lecz ich myśli i czyny koncentrują się przy tym przeważnie na porządkach domowych, jedzeniu i piciu oraz przestrzeganiu różnych tradycyjnych zwyczajów, nie zaś na prawdziwej treści tych świąt. Zastanówmy się krótko nad jednym aspektem dzieła Chrystusa, postawmy mianowicie pytanie, jaka istotna różnica cechuje stosunek człowieka do Boga przed Chrystusem i po Chrystusie.

Wiemy, że pierwsze przymierze, jakie Bóg zawarł z człowiekiem, dotyczyło narodu izraelskiego i polegało na tym, że Bóg postawił pewne wymagania, ustalił wytyczne dla postępowania człowieka, nadał mu przepisy i prawa, i za ich przestrzeganie przyrzekł człowiekowi błogosławieństwo i życie, natomiast za ich nieprzestrzeganie przekleństwo i śmierć (5Mo 30:15-19). Wielowiekowa historia ludu izraelskiego dowodzi, że Bóg zawsze dotrzymywał swego słowa, natomiast naród często łamał przyrzeczenia i śluby, sprzeciwiał się woli Bożej i ściągał przez to na siebie Jego gniew i sądy. Natura człowieka skażona przez grzech okazała się niezdolna do spełnienia wymagań Bożych. W tym stanie rzeczy Bóg zapowiedział przez proroka zawarcie z ludźmi nowego przymierza. „Oto idą dni — mówi Pan — że zawrę z domem izraelskim i z domem judzkim nowe przymierze… Złożę mój zakon w ich wnętrzu i wypiszę go na ich sercu” (Jr 31:31,33). Zgodnie z tą zapowiedzią, w nowym przymierzu prawa Boże miały zostać wpisane wprost do serc ludzkich i w ten sposób mieli oni zostać uzdolnieni do ich spełnienia. Znów minęły wieki i oto w Wielki Czwartek Pan Jezus, tuż przed swoją męką, podniósł kielich i powiedział: „Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej” (1Ko 11:25). Pan Jezus wiąże zatem przelanie swojej krwi z tym nowym przymierzem, zapowiedzianym przez proroków, w którym prawa Boże zgodnie z zapowiedzią będą wypisane na sercach ludzkich.

Dla rozważenia istoty różnicy, jaka dzieli oba wspomniane przymierza, zwróćmy uwagę na słowa apostoła Jana, który napisał: „W miłości nie ma bojaźni, gdyż bojaźń drży przed karą: kto się więc boi, nie jest doskonały w miłości” (1J 4:18). Znajdujemy tutaj przeciwstawienie dwóch pojęć: bojaźni i miłości. Jest to dziwne połączenie. Przeciwieństwem miłości jest nienawiść. Przeciwieństwem bojaźni jest odwaga. Co jednak ma wspólnego bojaźń z miłością i o co chodziło apostołowi? Zestawienie tych dwóch pojęć nie jest przypadkowe. Są one właśnie cechą charakterystyczną obu przymierzy, bojaźń — starego, a miłość — nowego. Aby to zrozumieć, rozważmy dla przykładu stosunki międzyludzkie w różnych dziedzinach, a zauważymy, że właśnie bojaźń i miłość najlepiej oddają charakter tych stosunków.

— Przyjrzyjmy się najpierw stosunkowi rodzice — dzieci. W procesie wychowawczym rodzice muszą od dziecka wymagać posłuszeństwa względem różnych dawanych przez nich poleceń. Jeżeli dziecko jest uparte, a rodzice nieustępliwi, sytuacja staje się napięta, dziecko zmuszone zostaje do posłuszeństwa pod groźbą kary. W konsekwencji dziecko spełnia wolę rodziców, ale tylko dlatego, aby uniknąć przykrych następstw uchylenia się od tego, jego stosunek do rodziców oparty jest na bojaźni przed karą. W przeciwieństwie do tego, inni rodzice cierpliwie tłumaczą dziecku konieczność spełnienia wydanych przez nich poleceń, wciągają dziecko do współpracy, potrafią je zachęcić pochwałą czy nagrodą, potrafią wzbudzić zaufanie dziecka do siebie. Wytwarza się poufny stosunek, kiedy dziecko wie, że rodzice działają dla jego dobra, że żądania, których spełnienia wymagają, są słuszne, że dobro dziecka cieszy ich, a jego krzywda boli. Wzajemne stosunki nacechowane są zaufaniem i miłością. W tym drugim wypadku wzajemne stosunki są oczywiście o wiele korzystniejsze, dziecko nie żyje w strachu ani w rozterce wewnętrznej, rodzice nie martwią się nad krnąbrnością dziecka, wychowanie przebiega sprawnie i dziecko rozwija się prawidłowo.

— Podobnie w dwojaki w zasadzie sposób mogą się układać stosunki w sferze nauczyciel — uczeń. Jeśli uczeń tylko dlatego spełnia polecenia nauczyciela, że boi się złej oceny lub kary, to aby tych rzeczy uniknąć będzie stosował różne wybiegi, sposoby nieuczciwe, lizusostwo itd. Jego stosunek do nauczyciela będzie zimny, jeśli nie wrogi, co oczywiście odbije się ujemnie na jego postępach. Jeśli nauczyciel zdobył zaufanie ucznia, to uczeń wie, że polecenia nauczyciela są sensowne i celowe, uczestniczy aktywnie w pracy szkolnej, wie, że uczy się dla siebie, a nie dla nauczyciela, toteż czyni to na serio, a nie na oko. Proces nauczania przebiega gładko i sprawnie.

— W dwojaki sposób mogą też wyglądać stosunki męża i żony. Wyobraźmy sobie, że mąż wybiera się w podróż służbową i przy pożegnaniu żona chwyta go za krawat, szarpie i krzyczy: Pamiętaj, jeśli tylko dowiem się, że robiłeś to czy tamto, od razu biorę z tobą rozwód! — Świadkowie takiego pożegnania mogą łatwo spostrzec, że brak tu miłości, a panuje rygor, groźby i podejrzliwość. W małżeństwie opartym na miłości małżonkowie odnoszą się względem siebie lojalnie i poprawnie nie z obawy przed awanturą czy rozwodem, lecz z miłości. Jest w tym istotna różnica. W pierwszym wypadku współżycie pełne będzie napięcia, kłótni, a nawet wzajemnego ukrytego zdradzania się, w drugim natomiast małżonkowie są sobie wierni, dlatego że krzywda drugiej ze stron byłaby ich własną krzywdą. Niegodziwy postępek jednego naruszyłby wspólną więź miłości i przyniósłby bolesne skutki dla obu w równym stopniu. W interesie tej więzi małżonkowie robią dla partnera znacznie więcej niż jest formalnym ich obowiązkiem, lub niż partner od nich wymaga.

— To samo możemy obserwować na płaszczyźnie pracodawca — pracownik. Człowiek pracujący tylko dla zarobku i własnej korzyści będzie lojalny tylko w tym stopniu, aby uniknąć sankcji służbowych, degradacji czy zwolnienia. Niekontrolowany będzie działał we własnym interesie na niekorzyść przedsiębiorstwa, przywłaszczał sobie jego mienie, składał nieprawdziwe raporty itd. Tego wszystkiego nie będzie robił pracownik, który jest zainteresowany dobrem przedsiębiorstwa, który dąży do coraz lepszych wyników i coraz lepszej opinii dla swojego zakładu pracy. Taki pracownik będzie robił znacznie więcej niż musi, w razie potrzeby pozostanie dłużej lub weźmie pracę do domu, wykaże inicjatywę i pomysłowość. W postępowaniu swoim nie kieruje się przepisami o dyscyplinie pracy i nie musi nawet o nich pamiętać, gdyż kierując się interesem przedsiębiorstwa i działając świadomie dla jego dobra, spełnia automatycznie wszystkie wymagania przepisów z nawiązką.

— Na płaszczyźnie organizacja — członek sprawy wyglądają nie inaczej. Członek bojący się sankcji statutowych lub wykluczenia będzie bierny. Przyjdzie na zebranie tylko z konieczności, celami organizacji niewiele się przejmuje. Natomiast członek, który jest przekonany, że cele organizacji są słuszne i godne poparcia, stanie się zaangażowanym działaczem, poświęci czas, środki, siły i zdolności, będzie pracował bez wynagrodzenia, przyjmie funkcje, będzie odbywał podróże, wygłaszał odczyty, wykaże ofiarność.

— Stosunki państwo — obywatel także układają się w zasadzie dwojako. Jedni obywatele wzdychają płacąc podatki, gdyż są zdania, że państwo ich okrada, ciężarem są dla nich przepisy celne, ciężarem jest kodeks karny, ciężarem są zarządzenia administracyjne. Wstrzymują się od wykroczeń lub przestępstw tylko z bojaźni przed grzywnami i więzieniem. Inni natomiast wiedzą, że państwo jest ich wspólną własnością i że od jego dobra zależy ich dobro, dlatego szanują mienie państwowe, świadomie działają dla dobra państwa, cieszą się z jego rozwoju i jego sukcesów, współpracują przy usuwaniu braków, wskazują na niedociągnięcia, uczestniczą w rozwoju. Przepisy i zakazy są dla nich w zasadzie niepotrzebne, gdyż nie mają wcale zamiaru ich naruszać, rozumiejąc intuicyjnie, co jest dla państwa szkodliwe, a co korzystne.

Przytoczone przykłady ilustrują głęboką różnicę między stosunkami opartymi na przymusie, groźbie i bojaźni, a stosunkami opartymi na dobrej woli, zaufaniu i miłości. Te ostatnie stwarzają harmonijną trwałą więź, umożliwiającą gładki postęp i rozwój w danej dziedzinie, te pierwsze są złem koniecznym, nie zadowalającym ani jednej, ani drugiej strony, chronią tylko dany związek przed całkowitym rozpadem. Jest bowiem oczywiście lepiej spełniać obowiązki ze strachu, niż ich nie spełniać, dochowywać sobie wierności z bojaźni, niż się zdradzać, przestrzegać przepisów pod groźbą, niż ich nie przestrzegać. Daleko lepiej jednak robić to wszystko z miłości, bez napięcia i konfliktów, bez wzajemnego pilnowania się i środków przymusu.

W tych samych kategoriach na przestrzeni wieków układały się stosunki człowieka z Bogiem. Boże wymagania, dotyczące sprawiedliwości, czystości i miłości były dla człowieka uciążliwym balastem ze względu na jego grzechem skażoną naturę, niesprawiedliwą, skalaną i opanowaną przez namiętności. Człowiek usiłował więc ograniczyć spełnianie wymagań Bożych do niezbędnego minimum, usiłował wyprowadzić Boga w pole przez różne wybiegi, przez służenie Mu „na oko”, tak jak czyni to do dziś względem swoich nauczycieli, pracodawców czy władz. Nieliczni tylko ludzie znajdowali upodobanie w zakonie Pańskim i służyli Mu „sercem”, podczas gdy serca innych były od Boga daleko (Iz 29:13). Stan ten nie zadowolił Boga ani ludzi, był jednak koniecznym etapem do nowego przymierza, opartego na miłości.

W tym nowym przymierzu Bóg przewidział możliwość przekształcenia człowieka od wewnątrz, zupełnej przemiany jego natury. Istotną częścią poselstwa Jezusa Chrystusa było stwierdzenie: Musicie się na nowo narodzić” (Jn 3:7). Chodzi oczywiście o narodzenie duchowe. W wyniku tego przeżycia duchowego osobowość człowieka staje się inna. Zamiast chęci grzeszenia, folgowania żądzom cielesnym i namiętnościom, jaką zawierała jego umysłowość jako dziedzictwo po przodkach, zostaje teraz do jego osobowości wpisane prawo Boże, co czyni go zdolnym współdziałać z Nim. Apostoł Paweł określa tę przemianę słowami: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2Ko 5:17). Człowiek rozumie wtedy, że Bóg nie jest dla niego srogim despotą, lecz miłującym go Przyjacielem i Ojcem, że wszystkie bez wyjątku przykazania i wymagania Boże mają na uwadze wyłącznie dobro człowieka i że ich spełnianie jest dla człowieka pod każdym względem korzystne, zaś ich naruszanie zawsze bolesne w skutkach. Toteż człowiek spełnia Boże polecenia nie jako uciążliwy obowiązek, lecz jako naturalną potrzebę swojej osobowości. Unika wszelkich form zła, gdyż wie, że Bóg miłuje dobro i ta miłość do dobra zapisana jest w sercu człowieka. Zwalcza swoje złe skłonności i pozostałości starej natury, tak samo jak posłuszny i pilny uczeń zwalcza w sobie lenistwo, jak uległe dziecko zwalcza w sobie upór, jak człowiek szlachetny zwalcza w sobie myśli o rzeczach niegodziwych. Czyni to dobrowolnie i chętnie, nie jest też minimalistą, nie ogranicza się do spełniania tego, czego Bóg koniecznie wymaga, lecz czyni dla Boga daleko więcej, unika także rzeczy, których Bóg nie zabronił, jeśli uzna, że są nieużyteczne, gotów też jest ponosić dla Boga straty, ofiary i wyrzeczenia, gdyż służy Bogu z miłości, a nie za zapłatę.

W postępowaniu swoim nie kieruje się właściwie Bożymi nakazami, lecz dążąc do dobrego i nienawidząc rzeczy złych, spełnia przykazania Boże samorzutnie. A więc nie kradnie, nie jest chciwy, nie upija się, nie jest oszczercą ani zdziercą nie dlatego, że tacy Królestwa Bożego nie odziedziczą (1Ko 6:10), lecz dlatego, że brzydzi się tymi wszystkimi rzeczami. Unikałby ich nawet gdyby nie było odnośnego przepisu biblijnego lub gdyby o nim nie wiedział, gdyż są to rzeczy sprzeczne z jego odrodzoną osobowością. Jeśli czasem przez jakiś upadek czy grzech zasmuci Boga, to problem nie polega na tym, że boi się Bożej kary, gdyż wie, że Bóg go miłuje i że mu odpuści. Problem polega na tym, że wie, iż sprawił przykrość Osobie, z którą związany jest miłością, i ta świadomość sprawia, że gniewa się sam na siebie i szczerze żałuje tego, co zaszło. Prosi więc Boga ze skruchą o przebaczenie, aby niezwłocznie przywrócić tę wzajemną więź miłości, a w przyszłości starannie będzie wystrzegał się tego, co spowodowało jego upadek. Przy tym wszystkim nie czuje się wcale skrępowany, czuje się wolny i szczęśliwy i posiada świadomość tego, że Bóg życzliwie ocenia jego postępowanie, że mu sprzyja i udziela pomocy. Cieszy się więc prawdziwą wolnością i dziękuje Bogu, że nie musi pić, nie musi palić, nie musi kalać się najróżniejszymi brudnymi sprawami, gdyż został z tego wszystkiego wyzwolony, obdarzony wolnością obierać to, co dobre, co czyste, pożyteczne i szlachetne.

Jest więc taki człowiek względem Boga pilnym uczniem, rzetelnym pracownikiem, miłujący synem, jest lojalnym obywatelem Królestwa Bożego. Stosunki między nim a Bogiem układają się wtedy harmonijnie, ku zadowoleniu Boga i człowieka. Nie ma wyrzutów sumienia, nie ma niepewności o przyszłość, nie ma lęku przed śmiercią. Człowiek żyje zgodnie z przeznaczeniem i wolą Bożą życiem pełnym, obfitym i szczęśliwym i wie, dokąd zdąża. Jego prawidłowy stosunek do Boga przenosi się także na wszystkie dziedziny jego życia, toteż jest on sumiennym pracownikiem, wiernym współmałżonkiem, wzorowym obywatelem. Tak wygląda życie, które zdobył dla nas Jezus Chrystus, życie wolne i chwalebne, tak wygląda nowe przymierze Boga z człowiekiem.

Fakty powyższe nasuwają pewne ważne pytania. W ich obliczu każdy człowiek powinien z powagą zadać sobie pytanie: na jakich zasadach oparty jest mój stosunek do Boga? Ludzie obmyślili wiele zabiegów, które, jak sądzą, są tym nowym narodzeniem lub które mają do niego doprowadzić. Nie trudno jednak sprawdzić, czy służysz Bogu według przymierza bojaźni, czy miłości, lub też wcale Mu nie służysz. Jeśli przykazania Boże wprawiają cię w zakłopotanie, jeśli z trudem przychodzi ci wstrzymanie się od pewnych rzeczy zabronionych przez Boga, jeśli wolałbyś, aby pewnych wymagań Bożych nie było, gdyż czujesz się nimi skrępowany, jeśli pozwalasz sobie na różne rzeczy, o których wiesz, że nie są pożyteczne ani szlachetne, a może wręcz szkodliwe, korzystając z tego, że Bóg wyraźnie ich nie zabrania, jeśli marzysz o czynieniu tego, co jest grzechem, jeśli podniecają cię takie rzeczy jak sport, pieniądze, brzydkie dowcipy, zaś na myśl o modlitwie czy Piśmie Świętym zaczynasz od razu ziewać, to wszystko to niezbicie dowodzi, że prawa Boże nie zostały jeszcze wpisane do twojego serca, że zatem nie narodziłeś się na nowo i w najlepszym razie usiłujesz tylko służyć Bogu z bojaźni, na zasadach pierwszego przymierza, zaś serce twoje jest daleko od Boga.

Na zasadach starego przymierza nie można jednak uzyskać zbawienia, gdyż Słowo Boże uczy, że „…z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony przed Nim żaden człowiek” (Rz 3:20). Zbawienie czyli życie wieczne uzyskać można tylko na zasadach nowego przymierza, a więc przez Jezusa Chrystusa, a drogą do tego jest prawdziwe autentyczne odrodzenie duchowe z wszystkimi widocznymi tego konsekwencjami w życiu człowieka. Pismo Święte mówi: „Nie ma w nikim innym zbawienia” (Dz 4:12) oraz „jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć królestwa Bożego” (Jn 3:3). Wszystkie inne sposoby i środki, obmyślone i szeroko reklamowane przez ludzi, nie mają żadnego pokrycia i prowadzą do zguby.

Bóg wyciąga do ciebie pomocną dłoń, chce cię wyzwolić z bojaźni i wprowadzić do nowego przymierza, do „zakonu wolności”, opartego na miłości. Z sługi chce cię Bóg uczynić swoim synem, chce swoje prawa wpisać do twojego serca. Potrzebuje na to tylko twojej zgody i aprobaty, tak jak lekarz przed operacją musi uzyskać zgodę pacjenta. Poproś Go o to w modlitwie, wyznaj Mu swoje niepowodzenia w wysiłkach pełnienia Jego poleceń, wyznaj brak zainteresowania Bogiem i Jego Słowem i oddaj mu do dyspozycji swoje życie. Jezus mówi: „Tego, kto do mnie przychodzi, nie wyrzucę precz” (Jn 6:37).

J. K.