Kazanie o bezdomności


Jestem daleki od tego, by moje dzisiejsze słowo, po raz pierwszy zresztą z tego miejsca i w tym miejscu głoszone, miało wydźwięk i cel naukowo-teologiczny, nauczający czy pouczający.

Jesteśmy przede wszystkim — ja, Ilonka, nasi współpracownicy, praktykami, robotnikami Bożymi.

Nie potrafimy chyba, i nie jest to nam potrzebne, rozpatrywać różnorodności znaczeń, bogactwa aspektów czy też docierać jak językoznawcy do źródeł znaczenia słów i wyrażeń zawartych w Biblii.

Chcemy wspólnie z wami rozkoszować się Słowem naszego Pana Jezusa Chrystusa.

A nasze rozkoszowanie się Słowem Bożym można raczej porównać do zachwytu rycerza, który trzyma w ręce przepięknie wykonany, a jednocześnie niezwykle skuteczny i użyteczny miecz.

Jak by nie było — miecz obosieczny.

I ten rycerz oczywiście nie ma zamiaru trzymać go w gablotce, za szybą, nosić i używać tylko od parady w niedziele i większe święta, czy po to, by się pochwalić i zabłysnąć.

Dlatego, jeżeli dzisiaj będę sięgał po wersety biblijne, to chcę to robić właśnie jak rycerz, opierający dumnie rękę na głowni miecza, nie po to, by kogoś straszyć czy komuś grozić, ale by pokazać, na czym opieramy naszą ufność, skąd czerpiemy siłę i gdzie pragniemy szukać wsparcia i pomocy.

Niech mi Bóg dopomoże, by tak i tylko tak właśnie zabrzmiało to słowo w waszych sercach.

Chcę mówić o kilku aspektach naszej służby wśród bezdomnych i o tym, jak postrzegamy i rozpoznajemy Boże pragnienia, Bożą wolę i Boże dzieła w tej służbie.

Nie chcę mówić o samej służbie, bo nie jest to szkolenie dla przyszłych wolontariuszy,

i w sumie nie ta służba jest ważna, ale Pan, który nas wysłał, i ważni są ci, do których nas posłał.

Wszyscy znamy dobrze świadectwo, opisane zresztą w trzech ewangeliach, o tym jak Jezus uciszył burzę, jak ocalił swoich uczniów w środku sztormu, ganiąc jedno cześnie ich niewiarę.

Jest to wspaniałe świadectwo, którym rozkoszujemy się we wszystkich burzowych i sztormowych sytuacjach w naszym życiu.

Ale kiedyś jeden z kaznodziejów zwrócił moją uwagę na cel tej wyprawy.

Ta wyprawa przez środek burzy miała przecież swój konkretny cel.

Czy Jezus wypływając na jezioro nie wiedział, że nadciąga burza?

Czy specjalnie naraził swoich uczniów na niebezpieczeństwo, podczas gdy sam beztrosko położył się spać?

Czy jeżeli zależało mu na pokazaniu swojej Boskiej mocy, to nie lepiej było to zrobić na oczach kilku tysięcy, tak jak ciut wcześniej rozmnożył chleb i ryby?

Dokąd Jezus prowadził? Dokąd zmierzał?

Pamiętacie ten piękny fragment Księgi Izajasza?

Pamiętacie ten, jakby manifest programowy, Jezusa Chrystusa?

Izajasz 61,1 Duch Wszechmocnego, Pana nade mną, gdyż Pan namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę; posłał mnie, abym opatrzył tych, których serca są skruszone, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie,

61,2 abym ogłosił rok łaski Pana…

Jestem przekonany, że prawdziwym celem tej wyprawy przez wzburzone sztormem jezioro był samotny, ubogi, nieszczęśliwy człowiek.

Człowiek znajdujący się w beznadziejnej, rozpaczliwej sytuacji, któremu już nikt nie był w stanie pomóc.

Który ranił sam siebie, a jednocześnie był postrachem i zgorszeniem dla innych mieszkańców kraju Gerazeńczyków.

Nagi, poraniony, brudny, wyjący po nocach, zrywający wszelkie żelazne łańcuchy.

Mieszkający w jakichś zimnych, strasznych jaskiniach, w grobach.

Człowiek, z którego już wszyscy zrezygnowali.

To on był celem tej sławnej wyprawy!

A po co ta burza na jeziorze?

To lekcja wiary dla ukochanych, umiłowanych, wybranych przez Pana uczniów.

Bez tej lekcji, słysząc później odgłosy: wycie, wrzaski, przekleństwa, tłuczenie kamieniami, dobiegające z grobów i kamieniołomów — uciekliby prawdopodobnie gdzie pieprz rośnie.

Zdrętwieliby ze strachu na sam widok stada oszalałych świń, pędzących na zatracenie.

Bez tej wiary, widząc później nadciągających, wzburzonych Gerazeńczyków uciekliby szybciutko z powrotem do łodzi, przeklinając sam pomysł wyprawy do tego kraju.

Inna jest jakość wiary, którą nabywamy, gdy Bóg wydobywa nas z koszmaru niebezpieczeństwa, a inna, nie umniejszając w niczym ani jednej, ani drugiej, gdy cudownie rozmnaża nam chleb.

Przyznam się, że bardzo często boję się opowiadać publicznie świadectwa o tym, z jakich tarapatów, kłopotów i niebezpieczeństw wyrwał nas Pan w naszej służbie.

Boję się, bo wiem, co usłyszę.

Wiem, jaka będzie reakcja większości słuchaczy.

Zamiast głośnego „Alleluja” i słów zachęty, pokrzepienia, usłyszę:

Po coście tam poszli?

A kto wam kazał to robić? Przecież to głupota!

A gdzie rozsądek, rozwaga, planowanie i przewidywanie?

Ja nie wymyślam, ja cytuję autentyczne wypowiedzi i opinie, z którymi się spotkałem.

Zastanawiam się czasami, jak przyjaciele, znajomi, słuchacze apostołów reagowali na ich opowiadania o burzy na jeziorze. O tym, jak ich Jezus uratował. Jak oc alił ich życie.

Czy też słyszeli:

Wstydzilibyście się! Tacy wytrawni rybacy, a nie przewidzieli burzy i sztormu!

Kto w taką pogodę wypływa na jezioro?

Gdzie rozsądek, rozwaga? A potem — jak trwoga to do Boga, co!

Po co w ogóle do tych Gerazeńczyków? Przecież tam hodują i kochają świnie!

Wypłynęli na jezioro, bo tak postanowił PAN!

Poszli, bo tak PAN zdecydował!

Ocaleli, bo BÓG jest wierny!

Bo Bóg nigdy nikogo nie zawiódł!

Gdy posyła nas Pan — mamy wszystko, co potrzebne do wykonania zadania.

Gdy posyła nas PAN, to choćby wszystkie okoliczności mówiły o porażce będzie zwycięstwo!

Psalmista w Psalmie 112, 7 pisze:

BG: Słysząc złe nowiny, nie boi się; stateczne serce jego ufa w Panu.

Gdy posyła nas człowiek łódź najprawdopodobniej okaże się dziurawa i trzeba szybko zawracać, by ocalić skórę.

Gdy posyła człowiek, to na miejscu bitwy okazuje się, że zamiast amunicji mamy ślepaki, zamiast mieczy — patyki, a zamiast prowiantu — puste, zardzewiałe puszki po konserwach.

***

Bracia i siostry z Zamkowej słyszeli już kilkakrotnie tę historię. Słyszeli też kazanie o świniach tak troskliwie wypasanych w kraju Gerazeńczyków.

Ale Słowo Boże jest żywe i kiedy dociera do nas, rodzi nowe przemyślenia, rzuca nowe światło, buduje nowe nadzieje, dlatego też dzisiaj wracam znowu do tego t ematu.

Jestem pewien tego, że Bóg wyraźnie chce nam ożywić napomnienie, które kiedyś odebraliśmy w Ustroniu na Dniach Skupienia.

Dlatego też, jeżeli to, co teraz będę mówił, będzie napomnieniem, to jest ono skierowane głównie do tych, którzy już takie napomnienie otrzymali od Pana i nic z tym do tej pory w tym k ierunku nie zrobili.

Mam ufność w Panu, że dla wszystkich słowa te będą ku zbudowaniu, ku zachęcie.

Będą inspiracją do wspólnej modlitwy o bezdomnych, o uzależnionych, o Zamkową i o nas wszystkich.

Bóg uratował człowieka, dla którego uczniowie w miejsce tzw. zdrowego rozsądku wybrali posłuszeństwo PANU.

Pokonali jezioro, pokonali burzę, pokonali strach i pokonali własny rozum.

Alleluja! — To jest dopiero zwycięstwo!

W mocy Pana, w imieniu Pana i na chwałę Pana!

Pozostało oczekiwać na zaszczyty, honory, podziw. Na uśmiechy życzliwości i gesty przyjaźni.

A tymczasem — bracia Gerazeńczycy szybko skalkulowali wartość straconych świń i dokonali wyboru.

Zamkowa słyszała i zna już to wyliczenie:

2000 świń po około 500 złotych każda to daje okrągły, piękny, równiutki milion złotych!

Ich wybór coś nam przypomina:

Panie Jezu! Żadnych uzdrowień, żadnych wskrzeszeń z martwych, żadnego uwalniania z więzów, wypędzania demonów, żadnego karmienia głodnych czy pocieszania strapionych.

Odejdź stąd, bo się Ciebie boimy. A tak naprawdę, to boimy się, że zabierzesz nam nasze ukochane świnie.

Skoro nie chcesz się nauczyć tolerować naszych świń, udawać, że ich tu nie ma lub przynajmniej o nich nie mówić to lepiej stąd odejdź!

I nie próbuj nam wmawiać, że są brudne, chude i śmierdzące.

Dla nas są piękne, słodkie, pachnące i pełne prawdziwej radości i rozkoszy.

My je kochamy i bez nich nie potrafimy żyć!

Bez nich nie da się żyć!

Czy coś wam to przypomina?

Możemy ubrać naszą świnię w ładne futerko z długimi uszami i mówić, że to króliczek.

Przyprawić ogonek i wąsy, i mówić sobie i innym, że to kotek, albo nauczyć śpiewać

i nazwać ja kanarkiem.

Nie zmieni to faktu, że nadal pozostanie świnią.

Nic nie zmieni faktu, że grzech, choćby nie wiem jak pięknie i mądrze lub sprytnie nazwany, nadal jest grzechem.

Jezus nie może pozostawać tam, gdzie hoduje się świnie.

Duch Boży nie zamieszka tam, gdzie pieczołowicie, z miłością hoduje się grzech.

Możemy wmawiać homoseksualistom, że wszystko w porządku po prostu kochają inaczej.

Tak samo, jak moglibyśmy wmawiać złodziejom i oszustom, że są uczciwi inaczej

i cudzołożnikom, że są wierni inaczej.

Chcę przeprosić wszystkich, którym przez wiele lat opowiadałem o tym, ze alkoholizm jest po prostu zdradliwą chorobą.

Opowiadałem o podobieństwach między alkoholizmem a alergią, astmą czy cukrzycą.

Ubierałem świnię w futerko i głaskałem po główce.

Przyprowadzałem takiego nieszczęśnika do miejsca modlitwy zapewniając: — Bóg cię uleczy.

A on za dwa dni wracał pijany i mówił: — No widzisz, nic to nie pomogło!

Kiedyś w Ustroniu Bóg otworzył nam szeroko oczy na ten problem i cała Zamkowa zgadza się z takim właśnie spojrzeniem.

Możecie nam wierzyć lub nie, ale w dziedzinie problematyki alkoholowej to my tam na Zamkowej naprawdę jesteśmy fachowcami.

Prawie każdy z nas na własnej skórze ma wygarbowane podstawowe „błogosławieństwa” alkoholizmu.

Inna rzecz, że co innego wiedzieć, a co innego praktykować tę wiedzę na co dzień.

Ale to jest już temat na inne kazanie.

W 1 Liście do Koryntian Bóg przez apostoła Pawła mówi:

6,9 Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy,

6,10 ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą.

To niby dlaczego tych biednych, chorych pijaków Bóg umieścił na liście najgorszych grzeszników, a nie umieścił tu chorych na grypę, alergików, astmatyków czy cierpiących na korzonki?

Czy to sprawiedliwe ?

Tak — to jest sprawiedliwe!

Alkoholizm, pijaństwo sięganie po alkohol z przeróżnym usprawiedliwieniem, czy uzasadnieniem na ustach — to grzech, którego nieuchronną konsekwencją są i będą różnorodne choroby i nieszczęścia.

Jeżeli do poprawy nastroju potrzebny ci alkohol — to grzech!

Jeżeli twój smutek powierzasz alkoholowi — to grzech!

Jeżeli do „rozruszania” towarzystwa zamiast psalmów, pieśni, hymnów i świadectw potrzebujesz butelki — to grzech!

Jeżeli twoje wieczorne odpocznienie odnajdujesz nie w Panu, ale w tzw. „zasłużonej” puszce piwa — to grzech!

A co jeżeli chodzi o poprawę krążenia? Przecież to pomaga!

Czary też pomagają!

Bóg mówi o pewnym królu:

2 Kronik 16,12 W trzydziestym dziewiątym roku swojego panowania Asa zachorował na nogi, a jego choroba coraz bardziej się wzmagała; lecz nawet w swojej ch orobie nie zwracał się do Pana, ale do lekarzy.

W każdej sytuacji mamy prawo, cudowny, zaszczytny obowiązek zwrócić się do Pana, a jeżeli zwracamy się w inną stronę to…?

Bóg ze smutkiem wypomniał Asie, że nawet w takiej sytuacji nie zwrócił się do Niego, ale do ludzi.

A jeżeli my, Boże dzieci, nasz smutek, zmęczenie, naszą bezsilność powierzamy najpierw tabletce, pigułce czy kieliszkowi?

Gdy czynimy z nich bożków bardziej godnych zaufania niż sam Wszechmocny Bóg?

Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi, tym bardziej, że odpowiedź można bardzo łatwo znaleźć.

Tutaj — w Biblii.

***

Jeżeli nie będzie świadomości grzechu, świadomości tegojak ohydna jest nasza świnia w oczach Boga, jeżeli nie będzie nie tylko wiedzy o potrzebie jej wypędzen ia, ale przede wszystkim szczerej pokuty i rozpaczliwego pragnienia kąpieli w świętej Krwi Jezusa to nie będzie uwolnienia, to nie będzie przebaczeni a, to nie będzie zbawienia. Amen!

Nie można jednej ręki wznosić do Boga o ratunek, a w drugiej z szacunkiem i nabożnością trzymać kieliszek.

Sam byłem kiedyś tak subtelnie oszukiwany i okłamywany.

Dopiero Boże Słowo sprawiło, że ze wstrętem i obrzydzeniem odrzuciłem kieliszek — jak bym trzymał jakiegoś gada w ręce.

A Boża moc, łaska i mądrość sprawiły, że od siedmiu lat nawet w marzeniach nie sięgnąłem po wineczko, piweczko, koniaczek czy tego, niby niewinnego, szampanika.

Choćbyśmy go nazywali króliczkiem, pieseczkiem, czy koteczkiem to jest brudną, śmierdzącą świnią.

Gdyby nie ta łaska, gdybym dalej trwał w ślepocie, to:

Jak mógłbym świadczyć o Bogu?

Jak mógłbym pomagać tym, których Bóg postawił na mojej drodze?

Dokąd bym ich zaprowadził?

To właśnie do mnie by były skierowane wersety o kamieniu młyńskim przywiązanym do szyi!

Na Zamkowej nazywamy grzech po imieniu i choć jest to trudne dla obu stron, to jest to jedyny sposób, by uratować tych, których Ojciec dał Synowi.

Jedyny sposób, by zachęcić do pokuty, upamiętania, porzucenia grzesznego życia i również do porzucenia bezdomności.

Nie akceptujemy bezdomności jako alternatywnego sposobu życia!

Nazwanie grzechu po imieniu to jedyny sposób pokazania, w kim i w jaki sposób możemy i w kim należy pokładać nadzieje.

Sposób by pokazać, gdzie szukać prawdziwego mieszkania i jak nie zgadzać się na własną bezdomność i beznad ziejną bezradność.

Jak nie przyzwyczajać się, że widocznie tak nijak i beznadziejnie to już być musi. Na zawsze.

Ew. Jana 15,7 ( Skorzystam tu z przekładu Biblii Gdańskiej)

Jeźli we mnie mieszkać będziecie i słowa moje w was mieszkać będą, czegobyściekolwiek chcieli, proście, a stanie się wam.

Mieszkać w Jezusie czy trwać, jak to jest w tłumaczeniu Biblii Warszawskiej, to:

myśleć jak Jezus

1 Kor. 2,16 b Ale my jesteśmy myśli Chrystusowej.

mieć pragnienia i marzenia jak Jezus

Łukasz 12,49 Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakżebym pragnął, aby już płonął.

żyć jak Jezus i czynić rzeczy, jakie Jezus czynił

Ewangelia Jana 14,12

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie; bo Ja idę do Ojca.

I tu refleksja do wszystkich — nie tylko dla bezdomnych:

Czy jeżeli nasze myśli są dalekie od myśli Chrystusowych, nasze pragnienia i marzenia rozmijają się z Chrystusowymi, a o naszych czynach lepiej nie wspom inać, to nie jesteśmy przypadkiem bardzo, bardzo daleko od domu?

Czy przypadkiem bezdomność nie stała się i naszym stylem życia?

Łatwo się do tego przyzwyczaić.

Pozornie ubywa obowiązków, a przybywa praw.

Zrzucamy na innych to, z czym nie radzimy sobie, i mamy coś na kształt komfortu psychicznego.

Wiemy z doświadczenia, a bezdomni sami wam to mogą potwierdzić, jakimi etapami dopada i pochłania nas bezdomność.

Najpierw jest trudno, potem przyzwyczajamy się żyć inaczej, racjonalizujemy ten sposób życia, dorabiamy ideologię i zaczynamy lansować jako jedyny słuszny i mądry sposób na przetrwanie w tych trudnych, ciężkich i bezbożnych czasach.

A potem? Potem smutek, beznadzieja, rezygnacja.

Potem przekonanie, że jak urodziłeś się pod ławą, to pod ławą umrzesz.

I nigdy na nią nie wyjdziesz.

Mieszkać w Jezusie to mieć tam stałe, a nie czasowe zameldowanie.

Trwać to jak żołnierz trwa na posterunku — stale i nieustannie, a nie od czasu do czasu.

Jeżeli mieszkam w Jezusie Chrystusie, to w Nim i tylko w Nim mam schronienie, zaopatrzenie, bezpieczeństwo i odpoczynek.

Ratunek, pożywienie, radę, mądrość – prawdziwą, szczerą, nieobłudną miłość, znajdujemy w domu! W Chrystusie Jezusie!

Jeżeli nie mieszkam w Chrystusie, jeżeli nie trwam w Nim nieustannie, to jestem bezdomną sierotą.

A jeżeli Jego słowa we mnie nie mieszkają — to jestem na dodatek kompletnie zagubioną, bezdomną sierotą!

Jakże często pasujemy do tego świata jak ulał.

Zakonspirowani i zamaskowani zgodnie z najnowszymi regułami sztuki wojennej.

Asy wywiadu ukryte na zasłużonej emeryturze!

Bez broni, bez możliwości, ale za to jaka wiedza, jakie doświadczenie i jakie wspomnienia!

A przecież czymś się różnimy od tego świata!

Tak często to wołanie wręcz rozpaczliwie wydobywa się z naszych ust, z naszych serc.

Przecież czymś się różnimy od tego świata!

Różnimy się od Świadków Jehowy, Mormonów, HariKriszna i innych, którzy też noszą kanapki na dworzec.

My nie obiecujemy gruszek na wierzbie, nie opowiadamy bajek bez pokrycia.

My mamy Żywego Boga, który jest z nami w łodzi, który jest z nami na dworcu i na Zamkowej.

Który jest z nami — nawet w kraju Gerazeńczyków.

A więc co się dzieje?

Gdzie te znaki, gdzie te cuda?

Gdzie te świnie pędzące w przepaść i gdzie uwolnieni ludzie, pięknie odziani i siedzący u stóp Jezusa, wpatrzeni w Niego z wdzięcznością i miłością?

Przecież te pragnienia, te tęsknoty są takie jak Chrystusowe!

W tym miejscu muszę sobie zadać pytanie:

Czy naprawdę jestem Chrystusowy?

Czy naprawdę w Nim mieszkam?

Czy w Nim trwam?

Czy Jego Słowo mieszka we mnie?

I nie jest to samooskarżanie, nie jest to niewiara.

To wołanie do Boga: Badaj, Panie, serce moje, bacz, czy nie idę drogą zagłady!

Bo widzę, że dzieje się źle. W moim życiu, mojej służbie.

Bezdomny niewiele może pomóc bezdomnemu. Nie zaprowadzi go do domu!

Niewolnik nie wyzwoli drugiego niewolnika. Nie zarazi go rozkoszą wolności w Panu.

Jeniec nie nauczy, jak walczyć, a pełen rezygnacji, poddany i przegrany nie zachęci, by się nie poddawa ć.

Wniosek jest jeden:

Muszę wracać do domu!

Nawet niewolnicy w domu Ojca mają się lepiej niż ja, Jego syn w świecie!

Koniec z bezdomnością! Koniec z beznadzieją!

Ojciec czeka !

***

W jednym ze zborów naszego Kościoła opowiedziano mi świadectwo o młodym mężczyźnie i jego ojcu — alkoholiku.

Modlił się ten chłopak o ojca, modlił się o niego cały zbór.

I nic się nie zmieniało.

Wreszcie pewnego wieczora, idąc na nabożeństwo, ten chłopak nie wytrzymał.

Miał dosyć bezradności, niemocy, nijakości.

Wszedł do baru, wyciągnął stamtąd kompletnie pijanego ojca i na siłę zaprowadził go do zboru.

I zbór zaczął się modlić.

I zstąpił Duch Święty.

I ten człowiek wytrzeźwiał w okamgnieniu.

Padł na kolana, wyznawał grzechy, pokutował i oddał swoje życie Jezusowi.

Za godzinę był z powrotem w barze i opowiadał swoje świadectwo tym, z którymi jeszcze przed chwilą pił.

Upłynęło 12, a w tej chwili już chyba14 lat. Jest trzeźwy, służy Jezusowi.

Jest starszym w swoim zborze.

Miłuje Pana ponad wszystko.

„ Komu wiele darowano…”

Czy wiecie, że ponad 80 pastorów zborów ewangelicznych w Polsce to ludzie, którzy nawrócili się w więzieniach?

Niemożliwe?

To przeczytajmy dalej tekst „Manifestu programowego” naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Co nasz Pan przygotował, jaki ma plan dla tych, których wyzwolił, którym otworzył oczy?

Którym dał pieśń pochwalną zamiast ducha zwątpienia?

Izajasz 61,3 ( druga część wersetu)

…I będą ich zwać dębami sprawiedliwości, szczepem Pana ku Jego wsławieniu.

61,4 I odbudują starodawne ruiny, podźwigną opustoszałe osiedla przodków, odnowią zburzone miasta, osiedla opustoszałe od wielu pokoleń.

Kiedy czytam te wersety, kiedy odżywają w moim sercu, to z drżeniem i bojaźnią uświadamiam sobie, w jak ważnym dla Pana miejscu się znalazłem.

Uświadamiam sobie, że postawił mnie w miejscu, gdzie rosną dęby na Jego chwałę.

Nie krzaczki i kwiatuszki, które w rok wyrastają, rozkwitają i usychają.

A potem nadają się tylko w ogień, a ewentualnie, co piękniejsze okazy, ususzone do zielnika na pamiątkę.

My opowiadamy naszym podopiecznym dawne świadectwa mocy Pańskiej w Kościele. Opowiadamy o dawnych mężach wiary, uzdrawiających i wypędzających demony w Imieni u Pana.

Opowiadamy o kościołach i o ewangelistach, zdobywających dla Pana całe narody, ale to wszystko coraz bardziej przypomina prastare ruiny, opustoszałe osiedla p rzodków, zburzone miasta opuszczone od wielu pokoleń.

Wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia.

Smutek, nostalgia, tęsknota.

Bezdomność w pełnym wymiarze. Na FULL, jak mówią młodzi!

Ale Bóg ma plan! Alleluja!

To właśnie ONI odbudują starodawne ruiny, odnowią opuszczone miasta, podźwigną osiedla opustoszałe od wielu pokoleń.

Na Bożą chwałę!

To ICH będą zwać dębami sprawiedliwości!

Na Bożą chwałę!

Dąb rośnie długo. Dużo dłużej niż krzaczki.

Ale jak wyrośnie — to jest moc, potęga i chwała.

Chwała dla Wszechmocnego Stwórcy. Pana Panów i Króla królów!

Alleluja!

Stąd właśnie bojaźń i drżenie, z jakimi wykonujemy powierzoną nam służbę.

Dla nas to nie jest tylko alternatywna forma pomocy humanitarnej.

To udział w planie, który z miłością, mądrością i stanowczością realizuje nasz Pan — Jezus Chrystus.

Czy zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważny, dojrzały i odpowiedzialny w oczach Pana musi być nasz Zbór, skoro Pan powierzył właśnie naszemu Zborowi tak trudne i jednocześnie tak zaszczytne zadanie?

Wszak umieścił nas w Swoim doskonałym planie.

Wszak to nas zabrał ze Sobą do łodzi i mimo sztormów, burz i bardzo często wbrew „zdrowemu rozsądkowi” prowadzi z misją do kraju Gerazeńczyków.

Oni odrzucili Boga, ale Bóg nie odrzucił ich.

Pozostawił wśród nich tego, którego uratował pozostawił żywe słowo świadectwa, a nie martwe wspomnienia.

Kiedy Pan uwolnił mnie z niewoli 7 lat temu, to bardzo pragnąłem cichutko i spokojnie siedzieć w kącie Jego Kościoła, czytać Biblię kilka godzin dziennie, cic hutko się modlić w swoje komorze i odpoczywać po tych strasznych latach katorgi w służbie grzechowi.

Po latach mozolnego wypasania świń i delektowania się ich smrodem.

I Pan pozwolił mi przez trzy lata siedzieć u Swych stóp, nabierać sił, karmić się mlekiem.

A potem, tak jak temu uratowanemu z kraju Gerazeńczyków powiedział:

Marka 5,19 Idź do domu swego, do swoich, i oznajmij im, jak wielkie rzeczy Pan ci uczynił i jak się nad tobą zmiłował.

5,20 Odszedł więc i począł opowiadać w Dziesięciogrodziu, jak wielkie rzeczy uczynił mu Jezus; a wszyscy się zdumiewali.

Gdybym podliczył, z ilu rzeczy uwolnił mnie Pan przez te siedem wspaniałych lat, jak wiele mi odpuścił, ja k wiele przebaczył to zebrał by się z tego całkiem spory legion.

Zachęcam, by właśnie tak spojrzeć na tę historię.

Uwolniony Genazerejczyk tak bardzo pragnął odpłynąć stamtąd z Jezusem, ale On posłał go do Dziesięciogrodzia.

Do kraju, gdzie bardziej kochano świnie niż Boga.

I jak tu takim zwiastować?

Na drugim brzegu jeziora na Jezusa znowu oczekiwał wielki tłum spragnionych Jego słów, Jego mocy, Jego miłości.

Szukających Boga i wyciągających do Niego ręce.

Tam to by się zwiastowało!

Tam to by dopiero była ewangelizacja!

Po każdym świadectwie gratulacje, uściski, słowa zachęty, a nie gwizdy, kpiny i kamienie.

Tam to by go wożono i noszono w lektyce, a tutaj trzeba będzie jeszcze własne buty oddać dla dobra służby. A może nie tylko buty?

***

Mam na sercu, byśmy wspólnie zaśpiewali tę piękną pieśń: „ Kto powie ludziom o Jezusie?”

I modlę się , by te słowa wydobywały się autentycznie z naszych serc.

Bo takie jest serce Jezusa, bo takie są Jego pragnienia.

A Jemu i tylko Jemu jesteśmy winni wdzięczność, cześć i posłuszeństwo. AMEN.

Jurek Konieczny
Wygłoszone w Kaplicy „Betlejem” dnia 2 maja 2003 r.

l">

A Jemu i tylko Jemu jesteśmy winni wdzięczność, cześć i posłuszeństwo. AMEN.

Jurek Konieczny
Wygłoszone w Kaplicy „Betlejem” dnia 2 maja 2003 r.