Czyim słowem żyjesz?


    Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.
Mt 4:4    

Zgodnie z zacytowanym wersetem każde Słowo z ust Bożych jest życiodajnym pokarmem. Jak chleb syci i służy do podtrzymywania naszego życia biologicznego, tak każde Słowo z ust Bożych syci i służy do podtrzymywania naszego życia duchowego. Jezus jako żywe i życiodajne Słowo jest chlebem życia dla człowieka (J 6:35,48,51,57,58). To Słowo Boże żyje i trwa na wieki (1Pt 1:23,25). Po wniebowstąpieniu Pana Jezusa dzięki działaniom Ducha Świętego poprzez apostołów Słowo to rosło i rozszerzało się (Dz 6:7; Dz 12:24). Nawet w ustach apostołów nie było to słowo ludzkie, lecz Boże (1Ts 2:13). Z Bożego polecenia głosili oni słowa, „które darzą życiem” (Dz 5:19,20).

Słowo Boże było dla nich i jest także dla nas mieczem Ducha (Ef 6:17), orężem, którym unicestwiamy złe zamysły (2Ko 10:4). Jeśli jesteśmy własnością Bożą, Słowo to mieszka w nas i dzięki temu zwyciężamy złego (1J 2:14). Słowa z ust Bożych są naszym największym bogactwem (Ps 119:14,72). Warunkiem uczniostwa i prawdziwej wolności jest nasze trwanie w Słowie Chrystusa i trwanie Jego Słowa w nas (J 8:31,32; Kol 3:16). Pełny wykaz stwierdzeń Pisma Świętego na temat znaczenia Słowa Bożego zająłby zbyt wiele miejsca. Rzeczą niezmiernie inspirującą, ważną i godną gorącego polecenia jest studiowanie w Piśmie Świętym za pomocą konkordancji biblijnej lub komputerowego programu biblijnego tematu Słowa Bożego, jego roli i doniosłości. Od znajomości i świadomości tych faktów zależy w naszym życiu duchowym ogromnie wiele.

Jak każda rzecz cenna, także i Słowo Boże jest artykułem deficytowym. Niełatwo go zdobyć, a łatwo utracić. Trzeba go poszukiwać, pilnować i strzec. Istnieją też jego podróbki, pozbawione autentycznej wartości. Tanim, powszechnie dostępnym artykułem, materiałem, który często imituje Słowo Boże, i przed którym trzeba się strzec, jest słowo ludzkie. Żyjąc na świecie wśród miliardów ludzi, bez przerwy mamy do czynienia z ich słowami, a także sami ciągle pomnażamy ich liczbę. Jako ludzie mamy wiele ważnych rzeczy do powiedzenia i często mają one różnoraki pozytywny wpływ na nasze życie. Nauczyliśmy się rozróżniać ich przydatność i jakość, toteż niektóre wysoko cenimy, a inne odrzucamy. Jest to zrozumiałe i właściwe. Dzięki ludzkim słowom istnieje cywilizacja, kultura, nauka, sztuka itd. Dzięki ludzkim słowom żyjemy na pewnym poziomie, wysoko ponad światem zwierząt. Wydaje się więc, że mamy uzasadniony powód do dumy z wartości naszych słów.

Istota sprawy polega na olbrzymiej różnicy wagi słów Bożych a ludzkich. Słowa są wyrazem myśli, a więc mądrości mówiącego, ich waga zależy więc od tego, kto jest ich źródłem. I nie ukryjemy, że między poziomem Boga, a poziomem człowieka istnieje ogromna przepaść. Bóg jest najwyższym bytem, człowiek Jego dziełem. Bóg jest wiecznie istniejący, człowiek przemijający jak para. Bóg jest stwórcą, człowiek stworzeniem. Bóg jest wszechmocny, człowiek beznadziejnie słaby. Bóg jest wszechwiedzący, człowiek rozpaczliwie ograniczony. Możemy próbować rywalizacji z sobie równymi, ale w obliczu Boga jesteśmy bez żadnych szans. Jego myśli, a zatem i słowa, górują nad naszymi pod każdym względem. Sam Bóg stwierdza to bardzo wyraźnie: „Bo myśli moje to nie myśli wasze, a drogi wasze to nie drogi moje — mówi Pan. Lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze” (Iz 55:8,9).

Jest rzeczą bardzo ważną, czy to rozumiemy i czy wyciągamy z tego odpowiednie wnioski. Głupotą byłoby sprzeczanie się z Bogiem i przekonywanie go do naszych własnych racji. Prawdziwą mądrością jest bezgraniczny respekt przed wszystkim, co mówi Bóg. Jeśli nad Słowem Bożym umieszczamy nasz własny intelekt i czujemy się władni oceniać i osądzać wartość tego, co pochodzi od Boga, albo nawet wnosić do tego jakieś poprawki, świadczy to o naszej zuchwałości i głupocie. Dotyczy to każdej dziedziny spraw, także i tych, w których z racji życia na ziemi czujemy się w jakimś stopniu kompetentni, ale tym bardziej dotyczy to spraw nieziemskich, duchowych, boskich, gdyż w tych sprawach z natury rzeczy nie możemy mieć absolutnie nic do powiedzenia i zdani jesteśmy całkowicie na Boga i Jego Słowo.

Wydaje się, że fakt ten jest jak najbardziej oczywisty i nie powinien budzić żadnych wątpliwości. A tymczasem jesteśmy świadkami licznych ciągłych, długotrwałych sporów, w których namiętnie bronimy naszych ludzkich racji i uparcie lansujemy nasze ludzkie przekonania w sprawach duchowych przeciwko takim samym racjom i przekonaniom innych ludzi. Dlaczego nie poprzestajemy na tym, co na dany temat powiedział Bóg? Dlaczego zapominamy o swojej niekompetencji? Dlaczego uporczywie raz po raz usiłujemy uzupełniać Słowo Boże naszymi ludzkimi pomysłami? Dlaczego upieramy się, że różne takie ludzkie uzupełnienia i dodatki do Słowa Bożego są niezbędne, istotne i konieczne?

Z ręką na sercu przyznaj, jaka jest twoja odpowiedź na powyższe pytania. Z reguły wygląda ona oto tak: — Ależ ja tego nie robię! Skądże! To właśnie oni, ci i tamci zniekształcają Słowo Boże swoimi ludzkimi dodatkami. Są z tego od dawna znani. Ja jestem temu zdecydowanie przeciwny. Cała moja działalność jest tylko obroną czystości Słowa Bożego przed ludzkimi wypaczeniami. Wszelkie takie ludzkie manipulacje Słowem Bożym budzą moje głębokie oburzenie i kategoryczny sprzeciw. — I z pewnością nie jest to obłuda. Jesteśmy szczerze przekonani, że tak właśnie postępujemy. Nasze motywy i intencje są więc całkowicie czyste.

Ale bardzo często, kiedy zasiadamy z kimś do rozmowy, aby rozważyć jakiś duchowy temat, okazuje się, że mimo naszych czystych intencji nie możemy się porozumieć. Dochodzimy więc do wniosku, że tylko nasze intencje są czyste, natomiast nasz rozmówca świadomie zniekształca Słowo Boże. W końcu zrywamy więc kontakty i stajemy się nieprzyjaciółmi. I obie strony są przekonane o swojej racji, a błędzie strony przeciwnej. Rezultatem jest podział, rozbicie, paraliż. Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Gdzie tkwi istota sprawy? Czy można temu zaradzić? Czy można uzdrowić długotrwałe schorzenia, jakie taki sposób myślenia i taka postawa powoduje wśród chrześcijan od wieków?

Istotną dla rozwiązania tego palącego problemu jest świadomość tej kolosalnej różnicy między myślami Bożymi a ludzkimi i słowami Bożymi a ludzkimi, na którą zwróciliśmy powyżej uwagę. Zauważmy ponadto oczywisty fakt, że kiedykolwiek dociera do nas czyste Słowo Boże, odbiera je i przyswaja sobie nasz ograniczony ludzki umysł. Nasze ludzkie ograniczenia sprawiają, że nasze zrozumienie Bożych myśli jest również ograniczone, cząstkowe. Najlepiej widać to, kiedy próbujemy powtórzyć jakąś myśl, dopiero co usłyszaną lub przeczytaną. Najprawdopodobniej myśl ta w naszej własnej szacie słownej brzmi już nieco inaczej niż jej oryginał. Usłyszane słowo w jakiś sposób zrozumieliśmy i przekazujemy dalej już nie to pierwotne słowo, lecz nasze własne jego zrozumienie.

Tak więc elementu ludzkiego z jego ograniczonością i cząstkowością nie da się uniknąć. To, co pochodzi z ludzkich ust, zawsze jest i będzie w jakimś stopniu niepewne, wątpliwe, a co za tym idzie, podlegające weryfikacji, zakwestionowaniu albo nawet uchyleniu. Dotyczy to wszystkich ludzi i wszystkich zagadnień. Oczywiście, jeśli chodzi o zrozumienie i przekazywanie dalej Słowa Bożego, ważnym elementem jest stopień duchowej dojrzałości danego człowieka, jego znajomość dróg Pańskich, osobista więź z Bogiem i prowadzenie przez Ducha, a także w mniejszym stopniu niektóre dodatkowe czynniki takie jak na przykład doświadczenie, poziom umysłowy czy wykształcenie, jednak żaden z tych czynników nie eliminuje całkowicie ludzkich ograniczeń i podatności na pomyłki, ponadto zaś wszystkie one są względne, a ich obiektywna ocena przez ludzi praktycznie niemożliwa. Między poszczególnymi ludźmi istnieją oczywiście duże różnice w poznaniu dróg Pańskich, ale w naszej ocenie konkretnych ludzi możemy bardzo się mylić i różnić.

Jednak Bóg, mimo pełnej świadomości tych naszych ludzkich ograniczeń, nie wahał się powierzyć ludziom przekazywania dalej swojego Słowa. Jest On w stanie zapewnić, aby Jego Słowo w ustach wybranych przez Niego ludzi było dostatecznie czyste i zrozumiałe, a także w razie potrzeby zadbać w sposób odpowiedni o ich zdyscyplinowanie. Pismo Święte naświetla to zagadnienie na przykładzie wielu proroków (1Sm 3:19). Ale fakt używania ludzi przez Boga nie czyni nikogo z nich nieomylnym, nie zdejmuje z nikogo jego cząstkowego i ograniczonego zrozumienia Bożych myśli (1Ko 13:12). Jeśli zdajemy sobie z tego sprawę i pamiętamy o tym, ma to istotny dodatni wpływ na nasze wzajemne relacje i na naszą postawę w różnych sytuacjach życia duchowego. Jeśli natomiast nie zdajemy sobie z tego sprawy lub o tym nie pamiętamy, wpływ ten jest często szkodliwy i niszczący.

Poniżej przytoczymy i omówimy krótko kilka ważnych wniosków, wynikających z tej cząstkowości i ograniczoności naszego zrozumienia Bożych myśli. Po pierwsze, nasze ludzkie ograniczenia sprawiają, że zwiastowanie Słowa Bożego, którego słuchamy, dociera do nas zawsze w pewnym zniekształceniu przez czynnik ludzki. Ludzkie domieszki mają swoje źródło zarówno w cząstkowym zrozumieniu zwiastującego, jak i w cząstkowym zrozumieniu naszym własnym. Nakłada to na nas obowiązek oddzielania czyli selekcji tego, co Boże, od tego, co ludzkie, przy czym także i tej czynności nie wykonamy w sposób doskonały, lecz zawsze w sposób cząstkowy. Po prostu, niedoskonały element ludzki jest naszym wspólnym problemem, zarówno głoszących, jak i słuchających. Jeśli o tym będziemy pamiętać, będzie nas to zbliżać wzajemnie do siebie i będziemy z sobą w eliminacji różnego niewłaściwego zrozumienia współdziałać. Nasza cielesność natomiast przejawi się w postaci podświadomego założenia, że my mamy we wszystkim rację, a winę za wszelkie zniekształcenia ponosi kto inny, co będzie źródłem pretensji, zarzutów i sporów.

Po drugie, pamiętanie o nieuniknionym czynniku ludzkim złagodzi naszą ocenę jakości każdego zwiastowania. Jeśli oczekujemy i spodziewamy się czystego Słowa Bożego, będziemy raz po raz odkrywać coś niewłaściwego i ustosunkujemy się do głoszącego negatywnie. Na skutek tego utracimy błogosławieństwo Słowa Bożego, zawartego w jego zwiastowaniu. To samo dotyczy też słowa pisanego. Skoro zwiastowanie jest niedoskonałe, uznamy je za bezwartościowe, a przez to pozbawimy się z niego duchowej korzyści. Zwiastowane Słowo Boże nie jest nigdy gołym, lecz ubieramy je w mnóstwo własnych, ludzkich wyrażeń, wyjaśnień, porównań itd. Niektóre z nich mogą znacznie wzbogacić Słowo, uczynić je bardziej zrozumiałym i skutecznym, ale niektóre mogą okazać się niezbyt trafne, niezbyt stosowne, a nawet mylące. Nie przekreśla to całości zwiastowania, jeśli pamiętamy, że wszelkie takie dodatki znajdują się na zupełnie innym poziomie niż samo Słowo i podlegają ocenie, zakwestionowaniu lub nawet uchyleniu.

Po trzecie, świadomość przepastnej różnicy między Słowem Bożym a ludzkim prowadzić powinna do konsekwentnego wstrzymywania się od dodawania czegokolwiek ludzkiego do fundamentu naszej wiary. Fundamentem może i musi pozostawać samo czyste Słowo Boże, a nie jakiekolwiek jego ludzkie interpretacje. Formułowanie wniosków, wykładni, dogmatów i doktryn w oparciu o Słowo Boże i nadawanie im mocy obowiązującej na równi ze Słowem Bożym jest tragicznym przejawem odszczepieństwa. Czynili to w dobrych zamiarach uczeni w Piśmie, ale Jezus ich działania zdecydowanie potępił (Mt 15:3,9; Mk 7:9,13). Surowa ocena biblijna „grzechów Jeroboama, syna Nebata” (1Kr 12:25–33; 14:7–11; 16:3,26; 2Kr 10:29; 13:2,11; 14:24; 15:9,18,24) jest wymownym dowodem tego, co Bóg myśli o wszystkich takich ludzkich samowolnych dodatkach do Słowa Bożego.

Niestety, także i w chrześcijaństwie utarł się i upowszechnił niefortunny zwyczaj wyręczania Boga, wkraczania w Jego kompetencje i uzupełniania wszystkiego, co naszym zdaniem jest w Biblii nie dość jednoznaczne i wyraźne. Czujemy się władni, kompetentni, a nawet zobowiązani do tego, by rozstrzygać każdą sprawę duchową, której Biblia ostatecznie nie rozstrzyga. Często też dokonujemy wyboru pomiędzy zarysem biblijnych rozstrzygnięć, obierając jedno, a wykluczając inne, co oczywiście wywołuje spory, gdyż każdy robi to po swojemu. Jeśli Pismo Święte nie rozstrzyga ani nie przesądza do końca jakiejś kwestii, to nie mamy żadnego prawa jej rozstrzygać ani przesądzać. Jeśli pozostawia jakieś zagadnienie otwarte, to musi ono pozostawać otwarte i nie wolno nam go „zamykać”. Jeśli Bóg w swoim Słowie nie stawia kropki nad „i”, to ani my nie mamy prawa jej stawiać. Możemy mieć i głosić swoje własne zrozumienie, ale nie wolno nam narzucać go nikomu jako jedynej wiążącej wykładni Słowa. To bowiem dzieli lud Boży, a ponadto w ten sposób człowiek odbiera władzę nad Kościołem z rąk Ducha Świętego i bierze ją w swoje własne ręce. Teren, gdzie to występuje, przestaje być w istocie rzeczy cząstką Królestwa Bożego, a staje się sektą — królestwem jakichś ludzi.

Po czwarte, ponieważ ludzkie dodatki zajmują całkowicie inny poziom niż samo Słowo, nieuzasadnione i niesłuszne jest odrzucanie i potępianie kogokolwiek za wypowiadane i głoszone przez niego swoiste sposoby interpretacji Słowa, jeśli nie zaprzeczają one samemu Słowu, lecz są w sprzeczności tylko z jakimiś ludzkimi sformułowaniami, dodanymi do Słowa. Absolutnie nie jest więc heretykiem i nie zasłuży na to, aby pałać przeciwko niemu świętym oburzeniem ten, kto kwestionuje jakiekolwiek sformułowane przez ludzi doktryny, dodane przez nich do Słowa. Możemy być przekonani, że człowiek ten się myli i jest w błędzie, nie mamy jednak prawa usuwać go poza obręb Kościoła, jeśli nie kwestionuje on Słowa, lecz tylko czyjąś interpretację Słowa lub ludzkie dodatki do Słowa. Z jednej strony więc bezpodstawne jest nasze obruszanie się na kogoś za to, że kwestionuje jakieś ludzkie sformułowania czy ustalenia, z drugiej zaś strony niepotrzebne jest nasze własne skrępowanie takimi ludzkimi sformułowaniami i ustaleniami, jeśli poprzez szczere studium Słowa Duch Święty daje nam zrozumienie inne, choćby nawet inni bardzo nas za to osądzali.

I po piąte, nie mamy prawa ani powodu dzielić się z przyczyny różnic zrozumienia niektórych zagadnień i różnic w interpretacji niektórych stwierdzeń Słowa, gdyż różnice takie dowodzą tylko oczywistego faktu: cząstkowości naszego poznania Słowa, a wcale nie dowodzą naszego sprzeciwu względem Słowa. Nie oznacza to wcale, że w Kościele Chrystusa każdy ma prawo mieć i głosić dowolne przekonania. Oznacza to jedynie, że drogą do jedności wiary nie jest podejmowanie uchwał i wydawanie dekretów, gwałcenie ludzkich sumień odgórnymi nakazami ani wzajemne narzucanie sobie swoich własnych przekonań, lecz pokorne usługiwanie sobie posiadanym zrozumieniem w Duchu Chrystusowym w atmosferze wolności, miłości i wzajemnego szacunku.

W praktyce często będzie tak, że pewni nasi bracia będą nas uważać za heretyków, wykluczać nas spomiędzy siebie i odnosić się do nas z wrogością, ponieważ nie respektujemy ich ludzkich interpretacji i dodatków do Słowa, które oni uważają za absolutnie konieczne i fundamentalne. Dla nas jednak będą oni autentycznymi braćmi w Chrystusie, gdyż różnią się od nas tylko pewnymi elementami naszego cząstkowego zrozumienia, podczas gdy ich przynależność do Chrystusa nie ulega wątpliwości. Ich nieprzejednana postawa jest wtedy ich problemem, nie naszym, będziemy się jednak starać usługiwać im cierpliwie i wstawiać się za nimi przed Panem.

Podsumowując, w świetle tych faktów trzeba sobie bardzo często, a w szczególności w obliczu jakichkolwiek sporów, zadawać kluczowe pytanie: Kto tak powiedział? Gdzie to jest napisane? A co na ten temat mówi Biblia? Jest bowiem rzeczą niezmiernie ważną, czy chodzi o myśl ludzką, czy Bożą. W tradycyjnych sporach między społecznościami chrześcijańskimi chodzi niestety w przeważającej większości przypadków o to pierwsze, ale sporom tym nadaje się z reguły takie znaczenie, jak gdyby chodziło o to drugie. Jest to wiadomość zarówno smutna, jak i radosna. Smutna, bo wynika z niej, że od stuleci dzielimy się i kłócimy niepotrzebnie z powodu spraw nieistotnych, związanych tylko z ograniczeniami naszego zrozumienia. A radosna, ponieważ nie ma żadnego powodu, aby tak było nadal. Możemy śmiało zdążać do pełnego zrozumienia, odkrywać tajemnice Pism i poddawać się działaniu Ducha Świętego, świadomi swoich ograniczeń, bez oburzania się na błądzenie innych i bez obawy, że inni nas uznają za błądzących i potępią. Możemy uczyć się od siebie i wzbogacać się przez to wzajemnie, zamiast, jak dotąd, wzajemnie się nadzorować, obrzucać zarzutami i surowo osądzać. Słowo Boże będzie wtedy niebywale rosło tak jak na początku w okresie apostolskim, zanim Kościół został skrępowany i podzielony przez ludzkie doktryny.

Pytanie w tytule tego artykułu brzmi: Czyim słowem żyjesz? Sięga ono bardzo głęboko w nasz sposób myślenia. Niestety do dziś większość chrześcijan, nawet i ewangelicznych, tkwi w mentalności denominacyjnej. Kochamy i pielęgnujemy swoje ulubione doktryny i praktyki, w których się wychowaliśmy, i wcale nam nie przeszkadza ani nie zadajemy sobie trudu sprawdzenia, że Bóg w swoim Słowie mówi co innego. Mówiąc obrazowo, żywimy się mieszaniną słowa Bożego i ludzkiego, jest nam z tym dobrze i nie myślimy tego zmieniać. Ma to jednak bardzo negatywny wpływ na naszą kondycję duchową. Nie będziemy w stanie rozwijać się i nie dojdziemy w ten sposób do pełni wymiarów Chrystusowych. Będziemy wychowankami swojego denominacyjnego podwórka, kochającymi Boga, ale służącymi Mu według własnego widzimisię. Historia Izraela obfituje w takie sytuacje, ale Bóg nigdy żadnych ludzkich innowacji w służbie dla Niego nie zaakceptował. Zawsze były one udręką dla Boga i utrapieniem dla Jego ludu. Boży wspaniały plan dla Jego ludu nie może się wtedy zrealizować. A to samo odnosi się niestety do obszernych fragmentów historii Kościoła.

Jeśli jakieś środowisko żyje mieszaniną Bożego i ludzkiego, raz po raz będą wybuchać konflikty pomiędzy prowadzeniem Bożym, a ludzkim. Bo na straży Bożego porządku stoi Duch Święty, ale On z pewnością nie będzie pilnował „porządku”, wprowadzonego wbrew Bożej woli przez ludzi. Wręcz przeciwnie, zawsze będzie On dążył do przywrócenia Bożego porządku, co bez przerwy wywoływać będzie różne napięcia i nieporozumienia. Inaczej mówiąc, jeśli jakieś środowisko przyjęło i kurczowo trzyma się jakichś ludzkich doktryn, raz po raz będą pojawiać się ludzie kwestionujący je, a Duch Święty nie będzie angażował się w obronę tej ludzkiej domniemanej „czystości” nauki. Trzeba wtedy bez udziału Ducha Świętego pilnować ludzi odgórnie i dyscyplinować ich środkami administracyjnymi i instytucjonalnymi, przez co środowisko takie traci wspaniałe cechy Kościoła Bożego, a staje się miejscem obowiązywania praw, zwyczajów i praktyk ludzkich.

Nakazem chwili jest powrót do żywienia się Słowem Bożym, to zaś wymaga pozbywania się bez żalu wszystkiego, nawet tego bardzo nam miłego, jeśli nie pochodzi to od Boga, tylko od człowieka. Proces ten przebiega od dawna i będzie przebiegał, dopóki lud Boży nie osiągnie wytyczonego mu przez Pana celu. Możemy w tym procesie współdziałać z Bogiem lub też przeciwdziałać, broniąc ludzkiego „porządku”. Wybór należy do każdego z nas osobiście, a od tego wyboru zależeć będzie sytuacja w miejscu naszego działania. Bo tam, gdzie żyją Słowem z ust Bożych, tryska „źródło wód żywych”, zaś tam, gdzie rządzi słowo ludzkie, mają tylko „cysterny dziurawe, które wody zatrzymać nie mogą” (Jr 2:13).

Lud Boży przeżywa czas powstawania, wyprostowywania się i podnoszenia swoich głów (Łk 21:28). Jednym z najważniejszych elementów tego procesu jest odwrót od wszelkich zniekształceń, wprowadzonych przez człowieka, a nawrót do pierwotnych wzorców Słowa, zapewniający powrót do Kościoła Bożej chwały. Dokonaj świadomego wyboru, że będziesz zdecydowanie i konsekwentnie obierał zawsze to, co pochodzi z ust Bożych, a nie to, co wyszło z ust ludzkich. Wybór taki przemieni cię i uczyni niebywale owocnym dla Pana.

J. K.